Wierzę, że słuchanie wartościowej muzyki zmienia ludzi - Szymon Mika

Autor: 
Paulina Biegaj
Autor zdjęcia: 
mat. wydawcy

O tym, że dobry muzyczny warsztat sprawdza się także w pauzach, a w gitarze można odnaleźć nie tylko jej brzmienie, opowiada Szymon Mika. Mówi także o swojej muzyce, odkrywając przed nami znaczenie tytułowego „Unseen” i o tym, co jest w niej dla niego największą wartością. Choć przyznaje skromnie, że woli mówić o twórczości innych artystów - nie o sobie.

 

Szymonie, czy możesz o sobie powiedzieć, że jesteś muzykiem, który wciąż poszukuje?

Myślę, że większość muzyków takich jest. Przynajmniej ci, których najbardziej szanuję. Chyba także mogę to powiedzieć o sobie Jestem taki z natury.

Poszukuję nowych rozwiązań, i w brzmieniu, i w technice, w harmonii i sposobach ćwiczenia. Nie szukam oczywiście swojej drogi w oderwaniu od tego, co już odnaleźli inni – twórczości innych muzyków. Staram się jednak nie powielać ich pomysłów wprost, raczej wynieść z nich coś dla siebie. Nie jest to proste, bo jest teraz bardzo wielu świetnych artystów, którzy są dla mnie inspiracją

Poza tym trudno wymyślić coś unikatowego i zupełnie nowego. Niemniej jednak warto do tego dążyć.

Ostatnio miałem okazję spotkać Pata Metheny. Czy jest się jego fanem czy nie -  jest on muzykiem, którego rozpoznaje się po pierwszych dźwiękach. Myślę, że to jest właśnie cel – grać jak nikt inny, tworzyć własną jakość i nie kopiować wprost.

 

Inspirujesz się jego grą?

Niekoniecznie, obecnie mniej słucham jego muzyki, chociaż oczywiście gdy zaczynałem grać na gitarze, byłem pod jego wpływem, szczególnie płyty z Hadenem.

O ile ograniczeniem będzie tutaj ten sam instrument, o tyle biorąc pod uwagę to, że za każdym razem gra na nim inny człowiek z inną osobowością, emocjami, doświadczeniami, jego gra musi się wyróżniać.

Tak, zgadzam się z tobą.

Czy jeśli chodzi o odkrywanie nowych możliwości technicznych, gitara daje duże pole do popisu? Wydaje mi się, że w porównaniu na przykład ze skrzypcami, nie…

Dla mnie gitara to instrument, który ma w sobie kilkadziesiąt instrumentów. Możliwości techniczne są tu ogromne! I wciąż się rozwijają.

Gitara jako instrument ma w sobie dużo barw i nastrojów, tyle oblicz! Uwielbiam gitarę. Choć jest to paradoksalnie bardzo trudny instrument – pod względem technicznym i brzmieniowym.

Na ile warsztat, technika, pomaga Ci w grze i w tworzeniu?

Tak zwany warsztat jest dla mnie bardzo ważny. Staram się go wykorzystywać w tworzeniu, podporządkowując danej kompozycji. Czasem wymaga to jednak tego, żebym w danym momencie nic nie zagrał. Traktowanie techniki w ten sposób, żeby służyła muzyce jest trudne. Wciąż trzeba mieć z tyłu głowy to, żeby grać, a nie tylko przebierać sprawnie palcami.

 

Gdy słucham Twojej najnowszej płyty, zupełnie nie skupiam się na technice, choć wiem, że jest ona dokładnie przemyślana. Jednak muzyka odwołuje nas tylko i wyłącznie do niej samej.

W takim razie bardzo się cieszę, że tak ją odbierasz. Chodzi mi o to, aby publiczność słuchała muzyki, nie popisów. Oczywiście doceniam bardziej wyrafinowane momenty techniczne, ale wciąż najważniejsza jest w nich całość, gra zespołu i brzmienie.

A udało Ci się znaleźć własne rozwiązania techniczne?

Mam swoje sposoby pracy jeśli chodzi o warsztat. Myślę, że w przypadku każdego muzyka wygląda to nieco inaczej, gdyż mamy różne naturalne skłonności, inną budowę.

I tych sposobów nie będziemy pewnie zdradzać. A jeśli chodzi już o samą muzykę? Co jest w niej dla Ciebie najważniejsze?

Przede wszystkim jej słuchanie. Bardzo istotne jest dla mnie to, aby słuchać jak najwięcej muzyki. Gdy miałem mniej czasu, od razu odczuwałem też brak muzyki, dlatego cieszę się, gdy mogę pospacerować z słuchawkami na uszach.

To słuchanie ma znaczenie dla Twojej gry czy także dla komponowania?

Ma wpływ zarówno na grę, jak i tworzenie muzyki.

W ogóle myślę, że słuchanie muzyki zmienia ludzi. Oczywiście muzyki wartościowej. Wierzę w to, że ma ona wpływ na osobowość człowieka.

 

Czy tą wartościową muzyką jest dla Ciebie tylko jazz czy także inne gatunki?

Nie tylko, choć jazzu słucham najwięcej i to od dziecka. Słucham jednak także klasyki, popu, trochę muzyki rockowej.

Nie chcę zamykać się tylko na jazz lub jakiś jego jeden podgatunek – wówczas dużo znakomitej muzyki by mnie ominęło.

Zaskakujesz mnie trochę tym, że już jako małe dziecko słuchałeś jazzu. Zawsze mam wrażenie, że to niełatwa muzyka wymagająca przygotowania…

W kwietniu podczas trasy mojego trio spotkaliśmy osoby, które nie słuchają na co dzień jazzu, a jednak nasza muzyka do nich trafiła.

Szanuję fanów jazzu, ale chcę także trafiać do takich właśnie osób.

Pamiętasz ten jazz z dzieciństwa?

Z tatą słuchaliśmy bardzo wielu płyt, więc tych wykonawców jest sporo, pamiętam Petruccianiego, Redmana, Di Meolę…

… i to, co pamiętasz ze swojej wczesnej młodości to bębny. Zwracasz teraz szczególną uwagę na momenty perkusyjne w swojej muzyce?

Tak, perkusja to bardzo istotny element w mojej muzyce. Stąd też moje zaproszenie do współpracy Ziva Ravitza. To jeden z moich ulubionych perkusistów.

Mowa oczywiście o Twoim trio, z którym wydałeś „Unseen”. Mam swoją interpretację tego tytułu, ale bardzo jestem ciekawa, co Ty chciałeś nam przez ten tytuł powiedzieć.

Raczej chciałem podjąć próbę wyrażenia tego poprzez muzykę. To, co wyraża słowo unseen jest dla mnie pewną wartością w sztuce, ale także w relacjach z ludźmi. Oznacza to, czego nie widzimy, co nie jest dosłowne i co… no właśnie, pozostaje nienazwane. Nie potrafię więc powiedzieć, co to dokładnie jest. To pewna energia, atmosfera, to, co przyciąga nas do takich, a nie innych muzyków, w ogóle do ludzi. Gdy patrzysz na przykład na zdjęcia, jedno ci się podoba, inne nie. Decyduje o tym właśnie to, czego nie da się wyrazić, sprecyzować.

 

To jest właśnie Twoje kryterium tej wartościowej muzyki i artystów, których warto słuchać?

Często jest tak, że mam do czynienia z dziełem doskonałym pod względem warsztatowym, ale nie ma ono tego czegoś, czego poszukuję w muzyce, której słucham.

Utwór jazzowy, pomimo skomplikowanych układów, może nie być intrygujący, a prosta muzyka może mieć w sobie ten jeden najważniejszy dla mnie element – tę niewidzialną energię. Choć to oczywiście nie jest regułą.

I rozumiem, że nie mówimy tu tylko o emocjach, o przekazie emocji i emocjonalnym jej odbiorze…

Nie.

Ale jeśli już przy nich jesteśmy, moim zdaniem tę emocją, choć nie tylko nią, jaką przekazujesz w swojej muzyce, jest spokój.

Jestem raczej spokojną osobą i pewnie z tego to wynika. W czasie, w którym nagrywaliśmy płytę rzeczywiście znaleźliśmy wiele takich spokojnych momentów w naszej grze, ale nastroje się zmieniają i teraz na koncertach czasami gramy bardziej energicznie.

Czy tworzysz własne utwory grając na gitarze?

50/50 – różnie z tym bywa. Czasem nowy motyw muzyczny to wynik improwizacji, czasem siadam  do instrumentu i dopiero wtedy próbuję coś tworzyć. Czasem też jakiś fragment pojawia mi się najpierw w głowie. Myślę, że komponowanie to praca. Nie opiera się ono tylko na tym, że spada na ciebie natchnienie, choć oczywiście na tym też. Jednak nawet wtedy, gdy dzięki natchnieniu, pojawi się coś nowego, trzeba to potem rozwinąć, zbudować całość. To ciężka praca.

 

Czy potrzebny jest do tego szczególny styl życia podporządkowany tworzeniu?

Oczywiście komfortowa sytuacja to taka, w której jest czas na grę i komponowanie, spokój, skupienie. To sprzyja regularnej pracy. Jednak zauważyłem też, że czasami dobre pomysły przychodzą również w nieoczekiwanych momentach, kiedy paradoksalnie ciężko się skupić tylko na muzyce.

Takie przesadne skupienie pewnie też nie pomaga, zwłaszcza już na scenie.

Zgadzam się z tym. Gdy wychodzi się na scenę, nie można już myśleć o tym, jak zagrać i jak się gra. Trzeba po prostu grać, trzeba to robić. Oczywiście wyłączenie myślenia nie jest łatwe. Żeby to zrobić, trzeba jak najgłębiej zanurzyć się w muzyce. Co innego ćwiczenie i praca przed koncertem. Tutaj potrzebne już jest myślenie o tym, co się robi i co się chce osiągnąć.

A jak zrównoważyć spokój, panujący choćby na płycie „Unseen”, z przebiciem się do publiczności na koncercie, porwaniem jej, trafieniem do niej?

To jest to, czego wciąż się uczę, obserwując reakcje ludzi.

Jednak najważniejsze jest dla mnie to, żeby zagrać jak najlepiej z nadzieją, że to się spodoba, a nie starać się komuś przypodobać wbrew swojej naturze. Myślę, że jest to zresztą zawsze w tym drugim przypadku wyczuwalne przez publiczność.

Chcę Cię jeszcze zapytać o Twoje muzyczne współprace…

Bardzo je sobie cenię. Biorę w tym momencie udział w kilkunastu projektach, za każdym razem spotykam się z innym podejściem ze strony muzyków i z inną rolą, jaką wobec nich pełnię. Kluczem jest tutaj to, żeby znać swoje miejsce.

Wciąż się tego uczę. Cieszę się, że ludzie chcą ze mną grać i nie chcę być obojętny w tej wspólnej grze z nimi – chcę za każdym razem dać coś od siebie.

Twoje najbliższe plany koncertowe znamy i zapraszamy, od 12 lipca trzy koncerty z Twoim trio. Dużo rozmawialiśmy o komponowaniu. Wobec tego zapytam – czy szykujesz już dla nas coś nowego?

W tej chwili skupiam się na koncertach z muzyką „Unseen”. Wolę zresztą występy na żywo, niż pracę w studio, gdzie warunki są jednak trochę sztuczne. W trio coraz lepiej się rozumiemy i coraz bardziej się rozwijamy. Pojawiają się także nowe kompozycje mojego autorstwa, które jednak powstają z myślą o każdym z nas (Max Mucha i Ziv Ravitz) i jego stylu.

Rozpoczęliśmy naszą rozmowę od tematu poszukiwań. Chcę Cię więc na koniec zapytać  o to, czy jest coś, co już odnalazłeś?

Ciekawe pytanie, daje dużo do myślenia. Nie zastanawiałem się nad tym. Z pewnością odkrywam coś oczywistego, czyli siłę autorskiej muzyki. Doceniam granie standardów i kształtowanie przez to swojego języka muzycznego, jednak najważniejsze jest chyba to, żeby pokazać coś swojego i wnieść poprzez swoją grę osobiste doświadczenie.

Bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę!