Marek Pospieszalski gra piosenki, które śpiewał Frank Sinatra

Autor: 
Maciej Karłowski
Marek Pospieszalski
Data wydania: 
14.04.2017
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Marek Pospieszalski -saksofon tenorowy; Elias Stemeseder - fortepian; Max Mucha - kontrabas; Max Andrzejewski - perkusja

Frank Sintara wielkim artystą był. Zna go każdy i dobrze, bo jak się jest wielkim artystą, to naród i społeczeństwo powinno takiego znać i doceniać. Powinno też podziwiać, szczególnie, że wielu wielkich mawiało o panu Franku rzeczy więcej niż pochlebne, a frazowanie cenił nawet Miles Davis, który poza sobą niewielu lubił cenić.

Najnowsza płyta Marka Pospieszalskiego jest jak widać dowodem, że recepcja twórczości Sinatry i u nas doczekała się swojego czasu, i co ważniejsze, nie ogranicza się tylko do estradowych wyczynów pana Jarka Wista. I to cieszy.

Lubię kiedy muzycy w artystycznym widzie biorą zamach na tradycję. Lubię gdy wstają z kolan i dumnie manifestują swoją niezgodę na pomnikowe traktowanie obelisków kultury, nawet kiedy po ich interwencji zostają zgliszcza. Na wejście więc dałem kwartetowi Marka kilka dodatkowych punktów. Może nie były to punkty za pochodzenie, a już na pewno nie bonus za design frontu okładki (tak na marginesie to jedna z najbardziej odstręczających okładek jakie mam w swojej kolekcji płytowej), ale jednak jakiś bonus był.

Potem, słuchając albumu, zastanawiałem się po co Marek sięgnął akurat po piosenki śpiewane przez Sinatrę? Nie wiele z nich zostało trzeba przyznać. Nie wydaje mi się też żeby pod pretekstem ich dekonstrukcji objawiona została jakaś szczególnie interesująca prawda, ani o tych piosenkach, ani samym Marku. Nie mogę natomiast oprzeć się wrażeniu, że na poły polski, na poły niemiecki kwartet lidera zaprezentował tu raczej swoją muzykę sięgając po Sinatrę dlatego, że to wielkie nazwisko i dzięki niemu zwiększona może być szansa wyróżnienia się w potoku innych jazzowych płyt.

Nie żeby nie było tu jakoś intrygujących momentów. Nie żeby to była płyta zła albo bezwartościowa, ale tak jak lubię muzyczną śmiałość, tak nie za bardzo poważam tego typu zabiegi na publiczności. I przyznam szczerze, średnio zdumiewa mnie i rzadko wywołuje uśmiech uznania sytuacja, że można zagrać kanoniczne piosenki całkiem niekanonicznie. Niektórzy twierdzą, że każdy sposób jest dobry, żeby zwrócić na siebie uwagę i cel uświęca środki. Otóż sądzę, że nie każdy! I nie za wszelką cenę warto dążyć do wybicia się z tłumu.  

 

1. My Way; 2. You Make Me Feel So Young; 3. I Think of You; 4. I've Got You Under My Skin; 5. The Lady Is a Tramp; 6. That's Life; 7. One for My Baby /and One More for the Road; 8. Ol' Man River;