Strycharski / Knudsen Dahl / Schuster czyli Torque Trio w Pardon To Tu

Autor: 
Maciej Karłowski

Jakiś czas temu Dominik Strycharski wspomniał mi, że znalazł ludzi, z którymi chce grać w trio. Jakim trio, zapytałem. Jazzowym, padła odpowiedź, będziemy grali kilka utworów Thomasa Chapina. Zastrzygłem uszami, nieco zaskoczony, raz dlatego, że nieżyjący już Thomas Chapin to jazzowa znakomitość okrutnie zapomniana przez świat, dwa, że Dominik nie należy do grona muzyków, którzy wyznają pogląd, że jak coś jazzowe to automatycznie dobre. Zresztą stylistyczny wachlarz jego działań jest tego znakomitym dowodem. Jazz owszem, ale nie uber alles!

I właśnie rzeczone nowe trio, Torque Trio pojawiło się na deskach Pardon To Tu, bo i gdzie indziej w Warszawie mogłoby się pojawić. Był to jego pierwszy sceniczny występ. Na perkusji zagrał nie znany mi dotąd niemiecki młody drummer Valentin Schuster, Kenneth Dahl Knudsen na kontrabasie, którego słuchać i oglądać mogliśmy ot choćby w TOM Trio Tomasza Dąbrowskiego i oczywiście Dominik Strycharski na fletach prostych.

Powiedzieć, że było to objawienie byłoby lekkim nadużyciem, choć przecież trio grające z ewidentnie nowoczesnym jazzowym posmakiem, w którym solistą jest muzyk grający na fletach prostych to nie jest sceniczna codzienność. Ale także zbyć ich występ milczeniem czy nawet zwyczajnym odnotowaniem było byłoby jeszcze większą niż wcześniejsze nadużycie niegodziwością. Bo prawdę powiedziawszy ci, którzy przyszli na koncert być może byli świadkami powstania bardzo dobrego i oryginalnego zespołu. Rzeczywiście Thomas Chapin w ich muzyce zajął swoje miejsce, dwoma utworami z wyśmienitej, ostatniej w jego dyskografii płyty „Sky Peace”. Tytułowym oraz „Don’t Mind If You Do”. To jednak tylko wyraz jazzowych zainteresowań Dominika i jego atencji dla amerykańskiego flecisty, a także bardzo cenny gest przypominający o jego istnieniu i karierze, która rozbłysła jak iskra i przedwcześnie zgasła. Pozostałe utwory wyszły spod pióra Dominika i choć nieproste to bywało podczas środowego koncertu, że stanowiły bardzo dobry grunt dla triowej ekspresji.

Torque Trio miało chwile, nie krótkie wcale, kiedy brzmiało naprawdę imponująco, jakby niesieni wiatrem pierwszego spotkania na scenie, jakby dopiero odkrywali swój potencjał, jakby odsłaniali przed sobą nawzajem i przed nami na sali, że mogą pognać przez muzykę z wielką pewnością siebie. I obserwowanie tego procesu warte było znacznie więcej niż cena biletu i wiele innych tego dnia odbywających się koncertowych propozycji. Mieli także momenty mniejszej pewności. Ale brzmienie rodzące się na skrzyżowaniu linii fletów i kontrabasu w ich wydaniu sądzę może przynieść nam wiele niezapomnianych doznań, a im samym poczucie tworzenia czegoś ważnego i pasjonującego. I właśnie, wcale nie obecność jazzu czy złożoność kompozycji, ani też zaczerpnięte z nomenklatury inżynierii samochodowej tytuły utworów (Piston – tłok, Spark- świeca czy o ile dobrze usłyszałem con rod – korbowód), ale brzmienie, oto clue tego zespołu.

Trzeba jednak o nie bardzo zadbać, żeby stało się znakiem jakości. Trzeba być może więcej uwagi mu poświęcić, bo chwilami „tłusty” sound kontrabasu Knudsena zakrywał wiele subtelności, z których składało się brzmienie fletowych fraz Dominika, przesuwając jednocześnie sound całego zespołu zanadto w stronę eksponowania potęgi sekcji rytmicznej. Balans pomiędzy instrumentami jest tu szalenie ważny. Ale też na to jest czas. I tylko życzyć żeby zespół miał tego czasu jak najwięcej i jak najdłużej był na scenie. Z czasem, pewnie niedługim, biorąc pod uwagę jak poważnie Dominik Strycharski traktuje muzykę, może się okazać, że to będzie prawdziwie świetny band.