Oczi Cziorne w gdańskim Buffecie

Autor: 
Piotr Rudnicki

Przygotowywałem się na ten koncert jak na wydarzenie. Doskonale pamiętam, jak w poszukiwaniu debiutanckiej płyty Oczu Cziornych przemierzałem szlaki sklepów muzycznych (żeby było zabawniej, niepomny, że panie pochodzą z Trójmiasta, szukanie zacząłem od Krakowa – ot, nieuświadomienie młodego człowieka sprzed ery powszechnego dostępu do szybkich źródeł informacji). Nie miałem pojęcia, czego tak naprawdę spodziewać się po płycie, (którą zresztą znalazłem w końcu w małym sklepie płytowym na gdańskiej starówce), ale pamiętam że wówczas, kiedy byłem raczej poszukiwaczem bliżej nieokreślonego, ostrego yassu Oczi Cziorne zaskoczyły mnie bardzo swoim kameralnym podejściem do tematu.  Wtedy jeszcze moc kojarzyła mi się prawie wyłącznie z hałasem. Z czasem okazało się, że można ją wyrazić w zupełnie inny sposób nie oddalając się przy tym o krok od alternatywy.

Tak czy inaczej, kończąc wtręt autobiograficzny, gdański koncert Oczu Cziornych był świętem elektryzującym. Świętem, w którym uczestniczyć można nieczęsto, zważywszy na to, że miłe panie grają naprawdę sporadycznie – ostatni, zdaje się, występ miał miejsce na dorocznym, przeglądowym festiwalu Metropolia Jest Okey półtorej roku temu, ale wówczas na scenie były mniej więcej pół godziny. Dopiero dziś, podczas pełnego koncertu, mogliśmy całkowicie skupić się na ich występie.

Odbywał się on w nienajbardziej sprzyjających warunkach. Mieszczący się w postoczniowych budynkach klub Buffet z pewnością trudno nagłośnić. W industrialnych wnętrzach, w których dźwięki odbijają się od murów nader dowolnie, trzeba znaleźć naprawdę dobre miejsce, aby móc w pełni rozkoszować się propozycją muzyczną występujących bandów. W szczególności, jeśli chodzi o muzykę w tym stopniu kameralną. Niezawodny elementarz bywalca koncertów dość szybko mi jednak podpowiedział, jak poradzić sobie w podobnej sytuacji. Całe szczęście, bo szkoda byłoby stracić taki występ.

Od pierwszego momentu było jasne, że zespół Oczi Cziorne traktuje swój powrót z powagą: podczas koncertu nie usłyszeliśmy wielu utworów starych, „znanych i lubianych”. Zdecydowanie dominował repertuar świeży, nie zarejestrowany na jedynej do tej pory wydanej płycie ( która liczy sobie już ponad dziesięć lat). Chwile, w których usłyszeliśmy „Kryminał”, „Pewną Damę Nieproszoną” czy „Dyp, dyp, dyp” (na bis) stanowiły raczej podnoszącą ciśnienie wysokokaloryczną dokładkę i ukłon w stronę starych fanów, aniżeli główne danie wieczoru. Danie główne stanowiły utwory nowe (i stare, acz niezarejestrowane fonograficznie), które wpisywały się w dotychczasową poetykę Oczu Cziornych tak bardzo, że prawie w ogóle nie dało się odczuć długiej przerwy w działalności zespołu. Oczi Cziorne nadal grają kameralny, akustyczny, kobiecy jazz. To nadal piosenki, które emanują wielością stylistyk – od klasycznej ballady, przez wtręty hiszpańskie, aż do  kabaretowego tanga (hit wieczoru - „Babi Dół”). Kiedy trzeba – pełne pędzących rytmów („Hell Boy” czy zwłaszcza „No.1” - murowany przebój), innym razem – stonowane („Chemia”).

Nawet, gdy w składzie zespołu pojawiają się mężczyźni (co nie jest sytuacją specjalnie sporadyczną – na perkusji grał w Buffecie świetny Michał Gos, na gitarze basowej – Maciej Jeleniewski) – Oczi Cziorne to zespół stricte żeński, co widać na scenie, słychać w muzyce i – przede wszystkim – w tekstach. To dla grających w zespole od początku Ani Miądowicz, a także Jowity Cieślikiewicz oraz koleżanek zgromadziła się publiczność, i to one wiedziały, jak nią pokierować w każdej sytuacji: przed planowaną balladą śpiewająca Maja Kisielińska przygotowała sobie grunt krzykiem: Cicho! - domagając się kameralnej atmosfery, która chwilowo wymknęła się spod kontroli. Z wywołaniem reakcji żywiołowych podobnego problemu nie było: wystarczyło, że zaśpiewały krotochwilną piosenkę po (chyba) japońsku, by momentalnie publikę rozruszać. A ponieważ przebojów, nawet wśród nowych piosenek, było wiele, zabawa nie ustawała a wręcz ze zbliżaniem się końca koncertu zdawała się narastać. Kiedy ten w końcu nadszedł, jak flaga podniesiony został piękny okolicznościowy baner zespołu. Miejmy nadzieję, że było to proroctwo na urodzajną przyszłość. Nowa płyta podobno ukaże się już na jesieni. Czekamy!