Snakeoil
Na stronie Screwgun Records można nabyć partytury utworów z tego albumu. Myślę, że jeśli nie dzisiaj, to za kilka lat, będą wychodziły real booki dla adeptów improwizacji z kompozycjami ze Snakeoil. Tim Berne stworzył wielowątkowe, misternie utkane suity, w których filharmoniczna precyzja spotyka loft jazzową wolność.
Płyta imponuje mi na wielu płaszczyznach. Od lat nie mogę nasłuchać się melodii Tima Berne’a. Jego tematy są nietuzinkowe, posiadają bardzo osobisty rys melodyczny, prezentują nieustanną zmienność i światło (Not Sure), rozplanowane na kilka minut, opierają się na niezwykłych ciążeniach rytmicznych, niczym muzyka Cage’a i Feldmana (Patterns In a Chromatic Field).
Cóż napisać o harmonice i wykonaniu tych utworów, gdy jedynie można otworzyć buzię i w tej właśnie pozycji chłonąć harmoniczny i rytmiczny wir zdarzeń (Scanners)? Porozumienie, jakie osiągnął Berne z muzykami, wymyka się jakiemukolwiek opisowi. Nie ogranicza się ono do odegrania skomplikowanych partytur. W przebiegu kompozycji wyczuwalna jest wolność, jaką dał muzykom. Muzyka oddycha i ma się wrażenie, że jest tworzona tu i teraz.
Matt Mitchell, który nie debiutował jeszcze jako lider, wydaje się być jednym z najbardziej oryginalnych współczesnych pianistów. Jego harmonia wyrastająca z muzyki współczesnej, połączona z niebanalną techniką gry, finezją metryczną i rytmiczną, stawia go w gronie najbardziej obiecujących twórców współczesnej muzyki improwizowanej.
Na album składa się 6 kompozycji, o długości trwania pomiędzy 7:21 a 13:56. To nie novum, bo od lat Tim pisze długie utwory, a na Snakeoil są one rozwiązane z tak dojrzałą dramaturgią, jakiej chyba jeszcze u lidera nie słyszeliśmy. Momenty impresyjne, romantyczne, stopniowo rozwijane przeistaczają się w wielkie energetyczne bloki, których wygaszaniem i których budzeniem niepodzielnie kieruje lider. Muzycy nie dość, że prowadzą bardzo konkretne solistyczne wypowiedzi, to w tym samym czasie na różnych planach utworu dzieją się równie ciekawe rzeczy. Gdy saksofonista gra solo, Matt Mitchell i Ches Smith grają partie, które wydają się być ściśle rozpisane - bombastycznymi akcentami perkusji i fortepianu tworzą efektowną kodę (Yield).
Simple City pod kątem ekspresji przypomina sinusoidę. Scanners od początku emanuje wyrazistym beatem i przenikającymi się liniami harmonicznymi granymi unisono, cykle instrumentów zachodzą na siebie jak okręgi. Ciekawe jest brzmienie klarnetu i altu położonego na fortepianie. Przez to, jak i dzięki przestrzeni w rejestracji tej muzyki, fortepian uzyskuje swoiście nową barwę. Oscar Noriega imponuje warsztatem. Dotychczas kojarzyłem tego muzyka, jako bardzo zdecydowanie grającego (by wymienić choćby nagraną ostatnio płytę grupy Endangered Blood), to tutaj nie dość, że muzyk imponuje zdecydowanymi improwizacjami, to jego klarnety brzmią z elegancją właściwą muzyce klasycznej (Simple City). Gdy Berne gra w wysokim rejestrze swojego altu, Oscar wybiera najniższe nuty na swoim klarnecie basowym, a jego partie dodają tej muzyce kameralnego piękna.
Muzyka jest pełna pomysłów aranżacyjnych. Wykorzystano m. in. instrumenty perkusyjne takie jak gong, timpani, conga, klasyczny zestaw perkusyjny, wszystko obsługiwane przez niezawodnego Chesa Smitha. Zespół brzmi prawie jak mini orkiestra symfoniczna, stopniowo przechodząca między pianissimo a dzikim fortissimo (12’ Spare Parts, 10’ w Yield, 9’ Spectacle), po którym można zbierać jedynie drzazgi z pałek Chesa.
Berne zasługuje na docenienie nie tylko w avant jazzowym świecie, gdyż muzyka zawarta na omawianym albumie stawia go w gronie najbardziej niezwykłych kompozytorów XXI wieku.
1. Simple City, 2. Scanners, 3. Spare Parts, 4. Yield, 5. Not Sure, 6. Spectacle
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.