Wydaje się, że muzycy norwescy znaleźli patent na swoje oblicze nowoczesnej muzyki, która czerpie m.in. z jazzu. Niektórzy mawiają nawet, że wykształcił się nowy styl - nu jazz. Faktem jest, że znakomita większość - jeśli nie całość - muzyki improwizowanej, jaka dociera do nas z Kraju Fiordów ma swoje własne oblicze. Niewątpliwie wspólną cechą tych produkcji jest zerwanie z dziedzictwem mainstreamu. Tutaj nie ma ani jednego dźwięku, ani jednej nuty, czy rytmicznego patentu rodem z jazzowej tradycji.
Jeśli dobrze liczę „Connected” jest trzecią autorską płytą Aarseta. Od czasów „Electronique Noire” i współpracy z Molvaerem, gitarzysta wciąż prezentuje mniej więcej ten sam styl. Bogato zaaranżowana muzyka skrząca się mnogością elektronicznych efektów, nakładek, skreczy - słowem wszystkiego tego, co niesie współczesne studio nagraniowe. Muzycy też dwoją się i troją, by ukazać świat jak najciekawszych dźwięków.