Robiło się już późno, gdy Lee Morgan wchodził na scenę nowojorskiego klubu Slugs, żeby wykończyć wieczór. To miał być już ostatni set na ten wieczór. Im później się robiło tym wszystko stawało się coraz bardziej nieformalne. Lee musiał się przedzierać przez zaczepiających go fanów. Był miłym człowiekiem i nie odmawiał rozmowy, więc wejście na scenę zajęło mu tym razem znacznie więcej czasu niż zwykle. Gdy wreszcie się udało i znalazł się na scenie, usłyszał znajomy kobiecy głos wołający go po imieniu - „Lee!” Odwrócił się, ale nie wiadomo nawet, czy zdążył zobaczyć tę kobietę. Kula trafiła go prosto w serce. Lee Morgan zmarł na miejscu, na scenie. Miał 33 lata. Strzelała natomiast pani Morgan – Helen More-Morgan, żona trębacza.
COVID 19 nie oszczędza nikogo. Wczoraj podawaliśmy informacje o śmierci głowy rodu Marsalisów. Dzisiaj kolejna przykra informacja. 31 marca odszedł Wallace Ronney.
Był jednym z najważniejszych trębaczy jazzowych, a od początku lat 80. Także i podopiecznym wielkiego Milesa Davisa, za co zresztą bywał krytykowany. Był także gruntownie wykształconym muzykiem z dyplomami Berklee College of Music i Duke Ellington School.
W ramach wstępu przyznam się, że początkowo uważałem, iż dzielenie się opinią na temat filmu o amerykańskiej wytwórni Blue Note będzie łatwe i przyjemne. Wiadomo, jest to label, który ma na koncie liczone w dziesiątkach, jak nie w setkach wybitne arcydzieła muzyki jazzowej. Nagrywali dla niego kluczowymi artyści, a początków wytwórni należy szukać aż w 1939 roku, kiedy to Alfred Lion i Francis Wolff uciekli z Niemiec do Stanów Zjednoczonych. Ponoć nie znali się na muzyce, po prostu kręcił ich jazz.
Down Magazine po raz 67 przyznał nagrody w dorocznej ankiecie krytyków. Przeglądając listę chyba nie ma żadnych zaskoczeń.
W dwóch kategoriach laur zdobyła Cecile McLorin Salvant sięgając po podium w kategorii Najlepsza wokalistka roku i Artysta Roku. Ku takiemu werdyktowi skłonił jury zapewne jej album The Window nagrany wspólnie z pianistą, który tak na marginesie również zwyciężał w dwóch kategoriach: Rising Star–Jazz Artist oraz Rising Star–Piano.
Taki niewielki, a tak wielkie serce do muzyki – powiedział o nim jeden z wychodzących z warszawskiego koncertu słuchaczy. To był drugi występ Michela Petriccianiego w Polsce. Był 1997 rok, ten sam kiedy na scenie Jazz Jamboree występował The Manhattan Transfer, kwartet Kenny’ego Garretta, zapomniany dziś trochę enfant terrible brytyjskiej sceny muzycznej Django Bates oraz Diana Krall - wówczas bardzo młoda i bardzo nieznana wokalistka z USA.
USA Fellows przyznaje doroczne nagrody pieniężne dla szczególnie kreatywnych ludzi sztuki od 12 lat. Na liście nagrodzonych dziwięciu artystów z dziedziny muzyki, znalazły się, doskonale znane ze stron Jazzarium, postaci, m.in. Wayne Shorter, Terence Blanchard, Danilo Perez, Tyshawn Sorey, Amir ElSaffar. Listę uzupełnia wokalista i gitarzysta z Brooklynu, o którym pewnie wiemy nieco mniej.
18-go listopada, we Wrocławskim Narodowym Forum Muzyki, w ramach festiwalu Jazztopad, wystąpi Wayne Shorter Quartet z gościnnym udziałem grupy LutosAir Quintet. Podczas koncertu usłyszymy utwór The Unfolding.
Od Louisa Armstronga, przez Billie Holiday, Billa Evansa, Ellę Fitzgerald po Charlie Parkera i Oscara Petersona – wszyscy ci wybitni artyści byli członkami rodziny Verve Music. W tym roku to legendarne wydawnictwo płytowe świętuje swoje 60-te urodziny! Z tej okazji producenci przygotowali dla swoich fanów wyjątkowe prezenty!
Danilo Pérez, John Patitucci i Brian Blade – muzycy, których nikomu nie trzeba przedstawiać, a którzy stali się częściami nawspanialszego kwartetu nowoczesnego jazzu - u boku Wayne'a Shortera - postanowili nagrać płytę jako trio.
Wszystko jest już prawie gotowe. 11 oryinalnych kompozycji oraz shorterowski klasyk „Dolores” zostały już zarejestrowane i czekają spokojnie na wydanie w Mack Avenue Records - w szufladzie zatytułowanej „Children Of The Light”. Premierę ustalono na 18 września.