„Jakaż piękna to była katastrofa” przeczytałem w relacji z niedzielnego koncertu Herbiego Hancocka. W kuluarach usłyszałem kilka nie tak poetyckich i bardzo mało wybrednych opinii, które sprowadzały się do tego, że Hancock przywiózł muzykę będącą zaprzeczeniem jazzu, nie mającą jej ducha, wypacykowaną przebrzmiałym pudrem fusion.