Gdzieś w Izraelu żyje młody uczeń rabina. Ma żonę, dwójkę małych dzieci i trzecie w drodze. Żyje ze skromnej jałmużny, darowanej mu przez nauczyciela. W mieszkaniu, w którym żyje nie ma bieżącej wody. Myje się więc w oddalonym o kilka kilometrów strumieniu. Częściej niż z dziećmi, czas spędza na modlitwie. Czasem i kilka dni. Studiuje pisma i własną dusze. Sam nie wie ile trwać będzie jego „staż” - kiedy dojrzeje, by samemu stać się rabinem. Żona musi go szczerze kochać, skoro wierzy w niego i w Niego, i czeka. Album „Total Gimel” nie jest o nim. Oj nie.