Narodzin nowego albumu Henry’ego Threadgilla byliśmy w jakiejś części akuszerami. Przynajmniej ci, którzy zdecydowali się w ubiegłym roku odwiedzić w Warszawie Jazzarium Fest i poznański Made In Chicago. Wówczas w listopadzie Threadgilowski Zooid zagrał w Polsce dwa koncerty w całości wypełnione nową muzyka, świeżo napisanymi kompozycjami, które Henry Threadgill ma w zwyczaju ogrywać, a raczej lepiej powiedzieć budować na oczach publiczności, podczas koncertowej trasy.
Recenzowana płyta Cuonga Vu jest kontynuacją drogi obranej jeszcze na pierwszym albumie artysty - Bound (Omnitone 12002) i bezpośrednio rozwija pomysły z płyty Pure (Knitting Factory KFW-286). Wydaje się, że wietnamski (przynajmniej z pochodzenia) trębacz, powoli krystalizuje swój styl.