Mamy jeszcze to szczęście, że niejeden z wielkich muzycznego świata, którzy niegdyś mieli okazję tworzyć z innymi wielkimi, są wciąż z nami i dzielą się swoją sztuką. Możliwość koncertowego spotkania z sędziwymi sławami, zwłaszcza dla tych, którzy nie mieli dotychczas okazji posłuchania ich na żywo, ma w sobie coś z okoliczności wyjątkowej, która z przyczyn różnych więcej może się nie nadarzyć. Tego rodzaju wydarzeniem był koncert Jamesa „Blooda” Ulmera w ramach festiwalu Warsaw Summer Jazz Days 2016, na którym wystąpił ze swoją legendarną grupą Odyssey.
Czasami bywa tak, że aby móc zapisać się w annałach danego gatunku muzycznego, nie trzeba być liderem zespołów, w których się gra. Można pojawiać się na wielu płytach różnorakich wykonawców, przez lata zdobywać doświadczenie i pokazywać swój kunszt artystyczny w roli sidemana. Jedną z takich postaci ze światka muzyki jazzowej, która spełnia wyżej wymienione warunki, jest amerykański trębacz i kornecista Olu Dara.
Zarówno legendarny gitarzysta James Blood Ulmer, jak i zespół The Thing, lubią zaskakiwać swoich słuchaczy. Amerykański muzyk, którego styl gry na instrumencie oraz dokonania na przestrzeni lat zmieniały się, jest otwarty na różne inspiracje: od bluesa, przez jazz i funk aż po wymyśloną przez Ornette Colemana muzykę harmolodyczną. The Thing pod nieformalną wodzą szwedzkiego saksofonisty Matsa Gustafssona grają głośno i energetycznie, ale podejmują współpracę z tak różnymi wykonawcami jak Neneh Cherry, Jim O’Rourke, Barry Guy, czy Otomo Yoshihide.
The Thing! – zespół, znany, lubiany, niekiedy podziwiany niemal jak gwiazdy rocka. Jeżdżą za nimi fani, dziewczyny na koncertach piszczą, chłopaki krzyczą, a wszyscy razem ustawiają się w kolejce po płyty, t-shirty i winylowe smakołyki z przepastnego sklepiku, który grupa wozi ze sobą na każdy koncert.
Do Warszawy zleciały delegacje niezliczonych krajów, zablokowane zostały całe ulice, służby bezpieczeństwa stały w pogotowiu na każdym skrzyżowaniu – oczy całego świata skierowane były na naszą stolicę... zupełnie nieświadome, że całkiem niedalego świata wielkiej polityki odbywa się Warsaw Summer Jazz Days A.D. 2016 – który co roku jest okazją spotkania się z cenionymi na całym świecie przedstawicielami gatunku.
W kulturalnych newsach zapewne rozbrzmiewać będą nazwiska Johna McLaughlina czy Ralpha Townera - cokolwiek dojrzałych, znanych i lubianych headlinerów tegorocznej edycji Warsaw Summer Jazz Days. My jednak mamy dla Was jeszcze lepsze wieści: nie zabraknie tego, co na WSJD najlepsze!
Lubię festiwal w Saalfelden. Nie tylko dlatego, że jest to miejsce, w którym można zapoznać się bardzo często z zespołami, które z bardzo różnych powodów nie mają szansy pojawić się w Polsce na koncertach. Nie tylko dlatego też, że to właśnie tam mogłem posłuchać legendarnego Experimental Band Muhala Richarda Abramsa, Wadady Leo Smitha z Ten Freedom Summers, Henry’ego Threadgilla składającego hołd Lawrence’owi Butchowi Morrisowi czy Uriego Ciane’a rozmontowującego gershwinowską Błękitną Rapsodię.
Po raz 36 u podnóża austriackich Alp i jak zwykle w ostatnie dni sierpnia odbędzie się kolejna edycja Jazzfestival Saalfelden. Nie jest tajemnicą, że to jeden z tych festiwali, który jak niemal żaden inny, jest niepowtarzalną okazją, by przysłuchać się i podpatrzeć z bliska to, co szczególnie wartościowego dzieje się dziś na amerykańskiej scenie jazzowej.