Lawrence D. „Butch” Morris – Odkształcać i reedukować
Dowodzona przez „Butcha” Morrisa Nublu Orchestra zagrała w tylko raz w finale 20 edycji Warsaw Summer Jazz Days – tuż przed próbą charyzmatyczny dyrygent udzielił nam wywiadu.
Twój zespół składa się z bardzo różnych muzyków, o różnym muzycznym pochodzeniu i inspiracjach. Dzięki temu scena przypomina laboratorium, szeroką sferę możliwości dla pojawiania się wielu muzycznych języków. Co robisz, żeby te języki ze sobą współgrały?
Cóż, muszę ich odkształcić i reedukować względem tego, czym muzyka jest naprawdę. A gdy wszyscy osiągają ten sam poziom porozumienia, wytwarza się pole do tworzenia muzyki. Czy widziałeś kiedyś kogoś, kto wychodzi od muzyki klasycznej i gra wyłącznie muzykę klasyczną? Albo kogoś, kto wychodzi od jazzu i gra tylko jazz? Albo, powiedzmy, kogoś kto pochodzi z muzyki afrykańskiej czy tradycyjnej muzyki japońskiej i gra tylko to? Komuś takiemu bardzo trudno przychodziłoby robienie muzyki. Muzyki – i mam tu na myśli „muzykę” generalnie, nie tylko stylistyczną muzykę, jak jazz, klasykę, afrykańską muzykę, utrzymaną w tradycji japońskiej, tureckiej, chińskiej...mam na myśli Muzykę jako taką. O to mi chodzi. Zajmuje się muzyką jako taką, nie interesuję się stylami. Ale mogę wziąć coś z tych stylistycznych kategorii, połączyć je ze sobą i, jak powiedziałem, odkształcić je i reedukować, względem tego, co znaczy to, co znaczy tamto, co oznaczają te gesty i znaki, których zamierzam dzisiaj użyć. I wtedy, wszyscy zaczynają od punktu zerowego, by przejść przez nie w nowy i interesujący sposób.
Czy Twoja decyzja o odrzuceniu instrumentu była wynikiem dłuższego namysłu, czy raczej nagłym impulsem sprzeciwu?
Ale ja nigdy nie odrzuciłem instrumentu! Moim instrumentem jest muzyka. Moim narzędziem był kornet, a teraz moim narzędziem jest dyrygowanie. Zajmuję się muzyką. Jasne, wyszedłem z jazzu, ale na drodze mojej edukacji przeszedłem też przez klasykę...grałem mnóstwo różnej muzyki w różnych zespołach. Choć do świata muzyki wkroczyłem przez jazzową arenę, bardzo lubię inkorporować dla siebie wiele różnego rodzaju instrumentów, różnych rodzajów muzyki i muzyków, ponieważ zrozumiałem, że jest to jedyny sposób by otworzyć muzykę. Style zamykają pole możliwości; definicje są jak dla mnie zbyt ostre. A ja nie chciałem precyzyjnie definiować muzyki, ponieważ mój umysł nie działa w taki sposób.
A czy jako dyrygent czujesz, że masz więcej kontroli, więcej władzy nad tym, co dzieje się na scenie?
I tak i nie...jeśli saksofon tenorowy przerzuci się na altowy, to dzieje się tak z określonego powodu. I nie tylko dlatego, że jest wyżej, rozumiesz, co mam na myśli? To daje ci więcej władzy, więcej mocy, więcej sugestii, więcej autorytetu, więcej klarowności, daje ci to więcej sposobów by wniknąć do muzyki i właśnie temu służą te wszystkie narzędzia. To, co chciałem zrobić i dlaczego dyryguję, nie ma nic wspólnego z hierarchią. Dotyczy rozszerzania pola możliwości ekspresji muzycznej. Mógłbyś prawdopodobnie zebrać dziesięć osób z publiczności po naszym dzisiejszym koncercie i zapytać je jaki to był rodzaj muzyki...powiedzą: to funk! To jazz! To było Rn'B! To miało konotacje klasyczne, było tak, było siak, ale nikt nie powie [pstryk] – to był jazz, czy [pstryk] to był funk dokładnie, rozumiesz? Celem jest rozszerzenie palety ekspresji jak tylko się da. Będą momenty, jestem tego pewien, gdy ludzie powiedzą – o, to brzmi jak muzyka afrykańska, albo turecka, albo chińska czy japońska...ale my zaraz potem wpadniemy w coś zupełnie innego, czego oni albo nie zrozumieją, albo nie będą mieli do tego narzędzi. Zatem – celem jest rozszerzenie pojęcia ekspresji muzycznej i tylko tyle.
Czy masz jakieś oczekiwania, nadzieje gdy wchodzisz na scenę? Czy masz wtedy w głowie coś przygotowanego, czy oczekujesz nieoczekiwanego?
Staram się stworzyć nieoczekiwane; to jedna z rzeczy, które zawsze staram się zrobić. Niezależnie od tego, jak wiele mogą o mnie wiedzieć, staram się nie powtarzać sam siebie. Staram się nie powtarzać moich ruchów, kroków, mam nadzieję zacząć w sposób, którego nigdy wcześniej nie widzieli, ponieważ ja potrzebuję od nich czegoś, czego jeszcze nigdy nie dali. Więc muszę pokazać im coś, czego nigdy nie widzieli. Kiedy samochód jedzie prosto na ciebie, co robisz? Uciekasz z drogi, tak? Ale kiedy samochód jedzie prosto na ciebie a ty nie możesz uciec, co mówisz? „Jasna cholera!” [śmiech] Rozumiesz, co mam na myśli? Postawię ich w pozycji, w której nigdy się jeszcze nie znaleźli. Czasami gram bezpiecznie, czasami nie...czasem gram bezpiecznie, by spróbować zaaplikować im coś innego z psychologicznego punktu widzenia. A oni kochają te małe gierki, w które ze sobą gramy.
Odnosisz się do tych gierek, nazywając je 'ryzykiem'. Czy często zdarza się, że nie czujesz dobrych wibracji ze strony publiczności?
O tak, jasne.
Co się wtedy dzieje?
Wtedy to naprawiamy. Jeśli twój samochód zaczyna wydawać niepokojące dźwięki, naprawiasz go. Naprawiamy to, ale naprawiamy to na miejscu. To także staje się częścią muzyki. Czasem ludzie mówią „Och, zaczęli, to nie brzmiało tak, jak miało, bla bla bla...” ale wtedy coś zaczyna się dziać i nagle są w to wciągnięci. To bardzo muzyczna sprawa, by podążać za dźwiękiem w jego przygodności [real-time application], nie jest tak że wszystko jest zaplanowane i poddane notacji. My tworzymy muzykę, nie tylko ją gramy, ale ją tworzymy – cały czas, od momentu w którym zaczynamy po ten, w którym kończymy – tworzymy muzykę, i to jest ryzykowne. Ale gdy mówimy o ryzyku, oznacza to że coś jest na szali – postęp jest na szali, pewne muzyczne cele, indywidualne i kolektywne cele są na szali.
Zatem rozumiesz destrukcję, jako narzędzie improwizacji, nie jako niszczenie, ale jako możliwość konstruowania na nowo?
Destruować? Nie...konstruować.
Ale czy żeby konstruować, nie trzeba najpierw wyburzyć czegoś innego?
Niekoniecznie, nie zawsze. Choć w tym wypadku, jest tak jak powiedziałem wcześniej – muszę ich odkształcić i reedukować – wszystkich, z którymi pracuję. Rozumiesz, muszę się dowiedzieć, co dzieje się wewnątrz każdego z nich. Ale moją ideą nie jest niszczenie czegokolwiek – moją ideą jest scalanie.
Chciałbym zadać nieco mniej filozoficzne pytanie. Jak bardzo radykalny jesteś? Jakiej muzyki słuchasz w domu?
Wszystkiego. W tej chwili na przykład słucham Otto Klemperera.
A co na przykład z muzyką rockową?...
Tego też słucham, ale mówię ci czego słucham w tym momencie. A w tym momencie słucham wszystkich cykli Beethovenowskich Otto Klemperera.
Lubisz kino?
Jasne, lubię kino, ale nie jestem jakimś szczególnym fanem.
Pytam, ponieważ zawsze wydawało mi się, że praca aktora nad rolą przypomina proces wychodzenia z siebie i stawania się tym, czym się nie jest...
Ale ja nie jestem aktorem.
Jasne, ale wydaje mi się, że to mechanizm transfiguracji, któremu podlegają generalnie ludzie zajmujący się sztuką i muzyką...
Nie powiedziałbym tego. Ty mógłbyś to powiedzieć, ale ja nie. Mam mnóstwo przyjaciół, którzy są aktorami i bez przerwy wypytuję ich o szczegóły ich pracy. Zwłaszcza tych, którzy pracują przed kamerą, ponieważ zarabiają na życie udając, że ta wielka maszyna wcale przed nimi nie stoi. Grają tak, jakby niczego przed nimi nie było, potem grają, jakby byli kimś innym. To tak jakby fotograf poprosił „Ok, czy mógłbyś wziąć batutę i udawać, że dyrygujesz?” - Nie, nie mógłbym tego zrobić, nigdy nie umiałem. Możesz przyjść i zobaczyć jak pracuję, ale nie potrafię zachowywać się, jakbym dyrygował, nie potrafię udawać, że robię muzykę.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.