Jazztopadu weekend drugi okiem i uchem Bartka Adamczaka

Autor: 
Bartosz Adamczak

Weekend drugi tegorocznego Jazztopadu dostarczył sporej dawki muzyki. Festiwale ogólnie to ilość muzyki na tyle duża, że łatwo o przedawkowanie wrażeń. Na szczęście kameralne koncerty klubowe pozwalają też złapać chwilę oddechu. A ten oddech jest potrzebny bo oto za nami aż dzięwieć wydarzeń w programie, w ciągu czterech dni. Czytelnicy wybaczą więc mam nadzieję skrótowy charakter niektórych obserwacji.

W czwartek maraton muzyczny rozpoczęli bardzo kameralnie Mat Maneri (altówka) oraz Sarah Murcia (kontrabas). W koncercie z podtytułem „Muzyczna Medytacja” można było uczestniczyć w aż nazbyt wygodnych warunkach, leżąc na pufie, z maseczką na oczach – muzyka była liryczna, można powiedzieć nawet relaksująca ale na szczęście nie usypiająca. Współbrzmienie altówki i kontrabasu urzeka  szlachetnością, Maneri, którego kojarzyć można z bardziej awangardowych propozycji, pokazał duszę melodyka.

Jednym z największych atutów wrocławskiego festiwalu jest klubokawiarnia Mleczarnia, funkcjonująca jako klub festiwalowy, miejsce cowieczornych (czy raczej conocnych) jam sessions, ale też kilku koncertów klubowych. Czwartkowy koncert kwartetu Luka Zabrica to na pewno lepszy tribute dla Ornette'a Colemana od wydarzenia rozpoczynającego festiwal tydzień wcześniej. Otwarta formuła Saksofon – Trąbka – Bas – Bębny myślę czepie inspiracje z dokonań Ornette'a. Zespół zaprezentował całkiem ciekawe kompozycje, ale wykonawczo było trochę bez energii, bez dramaturgii, bez historii.

W piątek publiczność na początek zaprezentował się duet fortepianowy wspaniałej Kris Davis oraz Paula Grabowskiego. Ciekawa współpraca, w której Kris wyraźnie proponowała bardziej abstrakcyjne kompozycje, a Paul wprowadzał do występu elementy bardziej klasyczne, swingujące, Gershwinowskiej elegancji można by rzec – i współbrzmiało to zaskakująco dobrze ze sobą.

Kris Davis po krótkiej przerwie zaprezentowała swoją kompozycję z Lutosławski Quartet. Dowód, że po pierwsze Kris jest bardzo odważną kompozytorką, a też i drugi już bardzo udany koncert w tej edycji z uczestnictwem kwartetu smyczkowego NFM. Kompozycja bardzo eksponowała zespół, Kris bardzo chętnie zostawiała im cała przestrzeń i było widać, że jest bardzo zadowolona z kształtu jacy muzycy kwartetu nadali jej pracy. Było momentami bardzo dysonansowo, współcześnie, ale Kris stworzyła kompozycję bardzo zróżnicowaną dynamicznie i pod względem harmonii/atonalności. Ze wszystkich połączeń poważno-jazzowych proponowanych przez Jazztopad zdecydowanie najciekawiej wypadają te kameralne.

Kameralnie było też w Mleczarni z duetem Sun-Mi Hong i Alistair Payne. Perkusja i trąbka to połączenie zaskakująco rzadki, biorąc pod uwagę np. ilość fantastycznych duetów bębny-saksofon. Duet ciekawie łączy elementy z jazzoweg idiomu (fantastyczny cytat z Evidence Theloniousa Monka), polirytmiczny ale wyraźny puls perkusji a fragmentami bardziej eksperymentalnymi. Przy czym cały czas utrzymują uwagę publiczności, biorąc pod uwagę minimalistyczny skład instrumentalny zaprezentowali muzykę bardzo bogatą, intrygująca i jednocześnie przystępną – dla mnie jeden z najbardziej udanych występów festiwalu.

Sobota to dwa najpierw dwa zupełnie różne występy  w NFM. Najpier Aja Monet, czyli poetka, z jazzowym trio – ciekawa formuła, ale bardzo wymagająca dla słuchacza dla którego język Szekspira nie jest językiem ojczystym. Ciekawe, prowokujące do refleksji teksty wymagają na tyle skupienia, że trudno jednocześnie docenić muzykę a monet towarzyszy bardzo kompetentny jazzowy band. Liryczny flow przypomina dokonania poetyckiego hip-hopu spod znaku Tanka and The Bangas.

Po przerwie w  podróż zabiera Saagara – zespół Wacława Zimpla i jego przyjaciół z południowych Indii. Saagara to rytmiczne szaleństwo, syntezatorowe pętle w funkcji dronu, popisowe solówki perkusyjne. Muzyka ekstatyczna, w której aspekt transowy, ale też i wspólnotowy przynosi na myśl współcześnie muzykę klubową. Trudno się tutaj nie cieszyć bo energia muzyków jest tutaj bardzo zaraźliwa. Po raz kolejny mam wrażenie, że idealną dla tego bandu byłaby przestrzeń taneczna tak, żeby publiczność mogła uczestniczyć naprawdę w wydarzeniu.

Dawkę spokoju i wytchnienia przyniósł koncert duetu z Kanady – Francois Houle i Gordon Grdina. Piękny ton klarnetu współbrzmiał świetnie z gitarą akustyczną (a jeszcze lepiej z arabskim oud). Całościowo nie wydarzyło się tutaj raczej nic zaskakującego, występ zdecydowanie kameralny i liryczny, bez większej dramaturgii, ale myślę zwłaszcza dla tych, którzy lubią szlachetny ton klarnetu był satysfakcjonujący na zakończenie dnia.

Zanim przejdziemy do finału tegorocznego festiwalu -  miałem szczęście móc uczestniczyć w jednym koncercie domowym i bardzo polecam wszystkim, żeby pamiętać o tych wydarzeniach – obowiązują oczywiście zapisy i ilość miejsc jest ograniczona, ale poza mają te koncerty atmosferą specjalną, bywa przytulnie, jest ciekawie zarówno muzycznie jak i towarzysko. Pojawiają się i muzycy z tria Sundogs, który prowadzi wspomniane już jam sessions (Matuesz Rybicki – klarnet, Zbigniew Kozera – kontrabas, Samuel Hall – perkusja), grają artyści występujący w ramach festiwalu na wieczornych koncertach (ponownie mogłem posłuchać Francois Houle, ale też skrzypaczki Julii Stein, wiem, że na poprzednim wydarzeniu grali muzycy z Saagara), ale spotkać można też artystów zaproszonych specjalnie na 'domówki' np. saksofonistkę Matyldę Geber  (pamiętam kilka lat temu domówki z Andrew Drurym z Nowego Jorku czy Pauliną Owczarek z Krakowa) . Troszkę smutne, że ci wszyscy artyści, często reprezentujący lokalne środowisko, pozostają dla festiwalowej publiczności zupełnie anonimowi.

Mam jeszcze jedną uwagę ogólnej natury, której nie chciałbym zostawiać na sam koniec – przy NFM działa księgarnia, przy okazji koncerty, zgodnie z tradycją, artyści przywożą swoje płyty, jest okazja nabyć drogą kupna, zdobyć autografy – sytuacja raczej typowa. Nietypowe są jednak ceny bo płyty, np. Saagara, albo nagranie Michaela Batesa z Lutosławski Quartet (czyli z zespołem NFM!) potrafią kosztować dwukrotnie więcej niż w polskiej dystrybucji – czy naprawdę nie da się zorganizować tego inaczej, czy Artyści są świadomi w jakiej cenie widzowie będą mogli potencjalnie nabyć płyty a jak część tej kwoty trafia do nich?

Wróćmy do muzyki. Czekałem na finał tegorocznego Jazztopadu od jakiegoś czasu z mieszanką ekscytacji i niepokoju. Abdullah Ibrahim (aka Dollar Brand) to absolutny gigant południowo-afrykańskiego jazzu. Pianista, który wyśmienicie czuje się i w jazzowych standardach (odkryty przecież oryginalnie przez samego Duke'a Ellingtona!), tradycyjnych melodiach, harmoniach i inspiracjach RPA ale też wielokrotnie grający wyzwolone free spod znaku Dona Cherry'ego (dla którego Ibrahim był inspiracją). Ale też wiadomo, że czasy tego największego szaleństwa muzycznego Abdullah ma dawno za sobą a czas mija nieubłaganie – pianista skończył ledwo 2 miesiące temu 90 lat! Sam fakt, że w tak sędziwym wieku chce grać (solo!) to mały cud i zwycięstwo ducha nad materią. Zastanawialiśmy się w gronie znajomych widzów ilu 90latków jeszcze występuje / występowało z powodzeniem na scenach.

Sam z fortepianem, na wielkiej sali NFM, bez nagłośnienia. Wszelkie obawy o swoją formę artystyczna  rozwiał po kilku taktach. Grał to co mu najbliższe i to za co słuchacze go uwielbiają – afrykańskie melodie, pełne słońca i ciepła, w naturalny sposób łącząc różne melodie. Bez pośpiechu, bez szaleństwa, ale z wielkim kunsztem, mądrością, zaczarował czas. Słuchałem z uśmiechem, wzruszony. Jak (nie)wielu artystów potrafi zapanować nad strukturą, narracją w taki sposób, że 45 minut mija w kilka chwil? Po rzęsistych brawach usiadł jeszcze na chwilę, zagrał krótki epilog, bardziej melancholijny, taki jesienny. Wstał, spojrzał na widownię nie szczędzącą mu  braw. Znowu miał 90 lat - powoli, z pomocą asystenta, drobnym krokiem zszedł ze sceny. Niech żyje 100 lat! Mam nadzieję, ostrożną bardzo, że to nie jest ostatnia okazja, ale nawet jeśli tak miałoby się okazać to było to przeżycie piękne. Ogromna wdzięczność dla Artysty i dla festiwalu Jazztopad.

21.11

Sarah Murcia – kontrabas

Mat Maneri – altówka

 

Luka Zabric & The Gatherers

Luka Zabric – saksofon altowy
Nikola Vuković – trąbki
Ivar Roban Križić – kontrabas
Luís Oliveira – perkusja

22.11

Kris Davis & Paul Grabowsky
Kris Davis – fortepian 
Paul Grabowsky – fortepian

Kris Davis & Lutosławski Quartet – premiera

Kris Davis – fortepian 
Lutosławski Quartet: 
Roksana Kwaśnikowska – I skrzypce 
Marcin Markowicz – II skrzypce 
Artur Rozmysłowicz – altówka 
Maciej Młodawski – wiolonczela

 

Sun-Mi Hong – perkusja

Alistair Payne – trąbka 

23.11

Aja Monet
Aja Monet – poezja, głos 
Justin Brown – perkusja
Javier Santiago – instrumenty klawiszowe
Micah Collier – gitara basowa

Saagara: 

Wacław Zimpel – klarnet altowy, saksofon sopranowy, elektronika 
Giridhar Udupa – ghatam, śpiew 
Aggu Baba – kanjira 
Thavil Raja – thavil 
Mysore N. Karthik – skrzypce 

 

François Houle – klarnet

Gordon Grdina – gitara elektryczna,oud

 

 

24,11

Abdullah Ibrahim – fortepian