27. Festiwal Kultury Żydowskiej - muzyczny spacer po Jerozolimie
27ty Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie dobiegł końca wczoraj i choć nie dane mi było uczestniczyć w najważniejszym (a z pewnością największym) wydarzeniu jakim jest koncert Shalom na Szerokiej, miałem szczęści uczestniczyć w kilku udanych wydarzeniach w ciągu tygodnia, przynajmniej 2 koncerty zaś zapadną w pamieć głębiej.
Misją festiwalu niezmiennie od lat jest pokazywanie kultury żydowskiej, także tej muzycznej, w perspektywnie zarówno tradycji jak i nowoczesności oraz całej rożnorodności. Skomplikowana historia narodu żydowskiego owocuje cudowną różnorodnościa a do najbardziej udanych wydarzeń festiwalu w latach ubiegłych zazwyczaj należały te koncerty, które przerzucały pomost – zarówno międzypokoleniowy jak i międzykulturowy. Hasłem tegorocznej edycji całego FKŻ była “Jerozolima” a dyrektor festiwalu Janusz Makuch, przed każdym z koncertów w Synagodze Tempel mówił o otwieraniu kolejnych jej, geograficznych jak i symbolicznych, bram.
We wtorkowy wieczór Dudu Tassa & The Kuwaitis z rock’n’rollowym wykopem otworzyli bramę Iracką, sami zresztą nazywają swoją muzykę Iraq’n’roll. Z jednej strony egzotyczne brzmienie qanun (odsyłam do Wikipedii), z drugiej rockowa motoryka oraz gitarowe brzmienie. Trochę skojarzyło mi się to z polskiem projektem Alte Zachen Raphaela Rogińskiego, bardziej jeśli chodzi o rytmikę oraz energię być może bo jednak brzmieniowo i melodycznie muzyka The Kuwaitis jest zdecydowanie bardziej egzotyczna.
W środę w Synagorze Tempel wystąpił zespół Paula Shapiro z projektem Shofarot Verses. Nagrania Paula Shapiro ukazywały się powszechnie znanej wytwórni Johna Zorna – Tzadik, dalekie są jednak od awangardowych zapędów większej częsci serii Radical Jewish Culture. Shapiro chętnie sięga do brzmień ciepłych i radosnych rodem z tradycji tenorzystów z Texasu (Illinois Jacquet) czy melodycznego r’n’b (King Curtis). Egzotyczniej robi się kiedy siega po sopran. Shorafot Verses to zasadniczo soczysty jazz z nowojorskim sznytem, gdzieniegdzie mocniejszym akcentem etnicznym. Wyśmienity groove zapewniała sekcja Brad Jones – kontrabas (kilka kapitalnych solówek) oraz Tony Lewis – perkusja. Najciekawszym jednak i najmniej przewidywalnem elementem zespołu były improwizacje gitarowe Brandona Seabrooka – chętnie sięgającego po niekonwencjonalne techniki i brzmienia, wprowadzającego do ogólnej koncepcji odrobinę niezwykle potrzebnej anarchii.
Później tegoż samego wieczoru w sali Teatru Nowego wystąpił Ori Alboher czyli ORI, to drugie moje spotkanie z tym artystą (wystąpił również w ramach festiwalu kilka lat temu w przytulnej i ciasnej atmosferze kawiarni Cheder). Ori prezentuje muzykę minimalistyczną, zbudowaną na nawarstwiania się kolejnych wokalnych oraz samplowanych pętli. Z precyzją i ogromną cierpliwością potrafi budować piosenki, które nie mają nic wspołnego z tradycyjną popową formą, pozostają jednak bardzo przystępne. Z jednej strony minimalistyczne środki, z drugiej ogromna ilość detali. Głos artysty jest raczej delikatny, wręcz kruchy, ale w wielogłosowych harmoniach (dialogach z samym sobą) nabiera ogromnej siły wyrazu. Słychać wyraźne wpływy trip-hopu (pojawia się cover piosenki Portishead) muzyka ORIego jest jednak niesamowicie osobista i to jest chyba jej największą siłą. Warto wspomnieć też o ciekawej oprawie graficznej – niezależne projekcje video wyświetlane były zarówno na ekranie za sceną jak i na półprzeźroczystej zasłonie przed nią. Autorem oprawy artysta pod pseudonimem Kiritan Flux.
W Czwartek w Synagodze Tempel wystąpił projekt Junun. Stworzony przez Izraelskiego artystę wraz z muzykami hinduskimi The Rajasthan Express. Mieszanka okazała się pozytywnie wybuchowa. Eufonium z trąbką nadają odrobinę bałkańskiego smaku, rozpędzona batalia perkusistów dolewa oliwy do ognia a charyzmatyczny śpiew dopełnia całości. Takie koncerty sprawiają, że zapomina się nieco o geografii – bo było tu doprawdy wszystko, arabska melodyka, ale też rytmy jakby afrykańskie, perkusyjne popisy typowe dla muzyki indyjskiej, zaśpiewy rodem z muzyki griotów (znanej na Zachodzie za sprawą Nusrah Fateh Ali Khan). Niespożyta energia Junun (a większość artystów na scenie z siwym już wąsikiem) porwała sporą częśc widowni do tańca. Dla mnie wielką ozdobą koncertu były dynamiczne, bardzo radosne improwizacje trębacza (Aamir Damami), w którego grze wybrzmiewały np. wpływy jazzu afrykańskiego spod znaku Hugha Masakeli.
Za sprawą solidnej dawki soulu lat 70tych (Silent Disco z Jacquelline Nichols oraz krakowskiem Djem Wake Upem) dość mocno spóźniłem się na koncert Gili Yalo w Alchemii, Etiopczyka mieszkającego obecnie w Izraelu – energetyczny afrobeat zdecydowanie zachęcał do tańca, choć szczelnie wypełniona przestrzeń nie za bardzo na to pozwalała.
W piątek w Synagodze Tempel uroczysty koncert połączony z ceremonią wręczenia nagrody im. Ireny Sendlerowej – laureatami tegorocznej edycji zostali dziennikarz Stefan Wilkanowicz oraz psycholog Bogdan Białek. Po ceremonii wieczór uświetniła Neta Elkayam wraz z zespołem w hołdzie marokańskiej piosenkarce. Bohaterka wieczoru Zohra Al Fasi śpiewała weselne pieśni dla króla Maroko, uwielbiana była zarówno przez Żydów jak Muzułmanów. Ogromny zespół na scenie (darabuka oraz perkusjonalia, wiolonczela, skrzypce, oud, mandolina, gitara elektyczna, piano oraz chórek obok głownego wokalu) z rozmachem wykonał pięśni skrzące się egzotycznymi barwami rodem z 1001 nocy, miłosne ballady przeplatały się z pieśniami weselnymi. Jeśli ta muzyka jest obrazem Maroko to musi być tam gwarno, gorąco, bardzo kolorowo (według standardów europejskich być może trochę kiczowato, ale tutaj ważny jest rozmach a niekoniecznie elegancja).
FKŻ A.D. 2017 jako się rzekło dobiegł końca, ale pozostawił po sobie w mojej pamieci kilka wzruszeń, kilka zachwytów, sporo egzotycznych rytmów, kolorów, brzmień – będę zapewne czasami do nich sięgać w myślach zastanawiając się kiedy to w końcu będzie można napisać, że 28ty Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie już wkrótce.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.