Chasing Paint: Jane Ira Bloom Meets Jackson Pollock
Nie jest niczym zaskakującym, że twórczość wybitnych twórców współczesnego malarstwa może być inspirująca, szczególnie dla muzyków jazzowych. Wybitna, choć niezbyt w Polsce znana, saksofonistka sopranowa i kompozytorka Jane Ira Bloom na swej najnowszej płycie zatytułowanej Chasing Paint sięgnęła po inspiracje dziełami oraz samą osobą bodaj najważniejszego amerykańskiego malarza - Jacksona Pollocka. Tworzący w połowie ubiegłego stulecia Pollock był artystą, który, może jak nikt inny przed nim sprawił, że sztuka Ameryki oderwała się od jakże oczywistych, ale zarazem jakże kuszących powiązań ze sztuką Starego Kontynentu.
Ten niezwykle wyrazisty malarz - szczególnie w okresie odrzucenia klasycznych sztalugowych konwencji – zapisał, rzec by można, nową kartę światowego malarstwa. Jednak chyba to nie doniosłość historyczna ani też stylistyczne nowatorstwo jego prac sprawiło, że Jane Ira Bloom uległa tak silnej fascynacji. Dzieła Pollocka, zwłaszcza te z okresu tzw. action painting, skierowały uwagę oglądającego na sam akt tworzenia, w którym zupełnie niespotykaną rolę nadano samemu malarzowi. Wielkie, rozpostarte na podłodze płótna, oblane farbą bądź lakierem, plamy kolorów rozprowadzane przy pomocy patyka, pędzla lub innego jeszcze przedmiotu i artysta spleciony z nimi w zupełnie niesamowitym tańcu wokół dzieła. Oto Pollock w całej swej oryginalności.
Fizyczność, ekspresja splecione z analitycznym, pełnym logiki zamysłem artystycznym, feeria linii i barwnych skupisk, a on sam spoglądający na swe dzieło z perspektywy wysokiej drabiny. Taki obraz Pollocka wyłania się z pozornie chaotycznej plątaniny kresek i kolorów jego dzieł. Pollock jako postać i konceptualista, logik i abstrakcyjny ekspresjonista wydaje się źródłem największej fascynacji. Odbija się to w muzyce Bloom w sposób wyraźny, choć ona sama w stronę abstrakcji nie zmierza.
Dochodzi tu do zupełnie fascynującej sytuacji. W obrębie ustanowionych przez lata rozwoju gatunku, środków formalnych i wyrazowych Bloom rysuje własną kreską, a także rękami towarzyszącego jej trio (Fred Hersch - fortepian, Mark Dreser - kontrabas, Bobby Previte - perkusja), obraz muzyki nasyconej własną myślą twórczą. Przygląda się jej raz z bliska, dbając o detale oraz wewnętrzną architekturę i przepływ głosów, kiedy indziej z dystansu - kto wie czy nie właśnie Pollockowskiej drabiny - aby uchwycić jej konstrukcję globalną. Złożoność spojrzenia na muzykę stanowi w moim odczuciu jeden z najdonioślejszych walorów tego nagrania.
W efekcie otrzymujemy płytę, która choć wcale nie łamie stereotypów stylistycznych, to jest jednak bardzo sugestywnie, mądrze, z wielką maestrią i w sposób fascynująco świeży zagospodarowana. To rzadkie doznanie słuchać jazzowej płyty, która nie składa się z klisz i ostentacyjnych odwołań do twórczości innych. Mamy tu do czynienia z niezwykle dojrzałą sztuką jazzowej improwizacji i kompozycji. Przestaje więc być tajemnicą dlaczego to właśnie Jane Irę Bloom wymienia się jednym tchem tuż za Parkerem, Coltranem i Shorterem.
1. Unexpected Light; 2. Chasing Paint; 3. The Sweetest Sounds; 4. On Seeing JP; 5. Many Wonders; 6. Jackson Pollack; 7. Alchemy; 8. Reflections Of The Big Dipper; 9. White Light
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.