Tiziana Bertoncini: ”Cisza jest stanem, do którego aspirują wszystkie dziedziny sztuki”

Autor: 
Marta Jundziłł

Tiziana Bertoncini to włoska skrzypaczka i malarka. Opowiedziała mi o swojej przeprowadzce do Wiednia, stosunku do muzyki klasycznej i owocnej współpracy z Thomasem Lehnem. Nie powiedziała natomiast nic o swoim występie podczas tegorocznego festiwalu Ad Libitum. Ale tak jak sama twierdzi: najlepiej, nie wiedzieć, czego się spodziewać.

Skrzypce są często używane w orkiestrach klasycznych i muzyce kameralnej. Jakie masz doświadczenie w muzyce klasycznej?

Studiowałam klasyczne skrzypce i grałam sporo w orkiestrach. Jednak w tamtym czasie czułam się stłamszona w muzycznym środowisku i potrzebowałam znaleźć bardziej osobisty sposób na wyrażanie siebie. (Nie miałam natomiast tego uczucia, kiedy grałam muzykę kameralną, szczególnie w kwartecie smyczkowym). Byłam bardzo zainteresowana rozszerzaniem techniki gry i odkrywaniem nietypowych dźwięków, które można wydobyć na skrzypcach. Mimo wszystko, studiowanie klasyki było dla mnie niesamowicie istotne, wiele się tam nauczyłam. Nadal mój codzienny trening oparty jest na ćwiczeniu i graniu muzyki klasycznej. Jest tam tyle do odkrycia, nawet w jednym utworze! Oboje, razem z Thomasem bardzo lubimy wykonywać klasyczne utwory na skrzypce i fortepian: sonaty Bacha, Beethovena, Brahmsa. Ta muzyka jest dla mnie wciąż obecna.

Pochodzisz z Włoch, ale mieszkasz w Wiedniu. Dlaczego zdecydowałaś się na przeprowadzkę?

Chciałam przeprowadzić się z Włoch, ponieważ tam nie wspiera się sztuki. Dlaczego padło na Wiedeń? Hm… Na pewno ze względu na jego żywą scenę i środkowoeuropejską atmosferę. Poza tym, Wiedeń jest bardzo blisko Bratysławy (skąd pochodzi moja mama), no i nie jest tak bardzo oddalony od Włoch. Z pewnością to wyjątkowa stolica, w której nie ma się poczucia, że jest się ciągle w dużym mieście. Rytm tego miejsca nie jest nadmiernie dziki, przytłaczający, a wewnątrz jest wiele “małych wioseczek” (w każdym znaczeniu tego słowa). Ale to ma zarówno plusy i minusy.

A czy muzyka improwizowana jest tu popularna? Jak ludzie reagują na Twoją twórczość?

W Wiedniu jest sporo miejsca na muzykę improwizowaną, za równo jeśli chodzi o lokalizację do grania, jak i samych odbiorców. To ugruntowana scena, istniejąca od wielu lat. Zazwyczaj ludzie, którzy przychodzą na moje koncerty są podekscytowani, ale przede wszystkim zawsze fascynuje mnie granie przed publicznością, która jeszcze nigdy nie doświadczyła tego rodzaju muzyki.

W tym roku, wystąpisz na Ad Libitum razm z Thomasem Lehnem. Co przygotowaliście? Czego możemy się spodziewać?

Najlepiej, nie wiedzieć czego się spodziewać.

Jak rozpoczęła się Twoja współpraca z Thomasem? Czym Cię zainspirował?

Zaczęliśmy wspólnie działać w 2002 roku, a tak naprawdę nasz pierwszy koncert miał miejsce już w roku 2001. Od tamtego czasu muzyka, jaką tworzymy, przeszła znaczącą transformację. Nauczyłam się akceptować różnice między naszymi instrumentami, inną charakterystykę brzmień, a także odmienny potencjał artykulacji. Obecnie wspólna gra daje mi poczucie olbrzymiej swobody, gdyż potrafimy jednocześnie zachować autonomię i wspólnotę brzmień.

Tworzyłaś również indywidualne instalacje artystyczne, takie jak “Sinfonia Invisible”. Projekt ten wydaje się bardzo intrygujący. Zdradzisz coś więcej na jego temat?

W projekcie “Sinfonia Invisibile” tuby pełnią rolę filtrów wychwytujących dźwięki z otoczenia i przetwarzających je na brzmienia tonalne przypominające szepty. Słyszymy je zwykle, dmuchając w rurę. W tym przypadku efekt finalny wywołują ciągłe dźwięki (wiatr, szum wody, ale także ruch samochodowy). Gdy staniemy między dwoma tubami różnych rozmiarów, do naszych uszu docierają interwały muzyczne, które pobudzają unikalną percepcję zmian zachodzących w otoczeniu. “Głosy” dobywające się z rur mają unikalny, piękny charakter, a każdy odbiorca tworzy w ten sposób własną, osobistą Symfonię.

Warunki tego eksperymentu są dziecinnie proste: wystarczy przestrzeń wypełniona dźwiękami otoczenia, w której należy zawiesić rury.
Nie mam obecnie planów przyjazdu z tą instalacją do Polski, ale oczywiście z przyjemnością odwiedzę wasz kraj z moim projektem.

Walter Pater powiedział "każda sztuka niezmiennie aspiruje do bycia muzyką". Jak rozumiesz to zdanie jako muzyk i malarka? Uznajesz muzykę za najwyższą ze sztuk? Czy muzyka zajmuje w takiej konstelacji pozycję uprzywilejowaną?

To trudne pytanie. Nie generalizowałabym, muzyka obejmuje ogrom gatunków. Które z nich miał na myśli Pater?

Tak czy inaczej, w dzisiejszym świecie zmysł słuchu odchodzi w zapomnienie. Przeżywamy epokę dominacji wzroku i każdy aspekt otoczenia jest odbierany przez pryzmat tego, jak jest postrzegany wizualnie.

Muzyka (popularna) otacza nasz zewsząd i stała się wypełnieniem ciszy, nieprzerwanym tłem, którego nikt już nie zauważa. Zaryzykuję stwierdzenie, że cisza jest stanem, do którego powinna aspirować każda dziedzina sztuki. Cisza jest alfą i omegą. Pozwala przywrócić umiejętność słyszenia otaczającego nas świata, innych ludzi, a także samej muzyki.