Komunikujemy się za pomocą dźwięków - wywiad z Matiasem Riquelme

Autor: 
Piotr Wojdat

O projektach i promocji muzyki rozmawiam z wiolonczelistą, kompozytorem i improwizatorem Matiasem Riquelme.

Czy jesteś fanem King Crimson? Na YouTube oglądałem wideo z Twoim wykonaniem „Larks Tongues In Aspic III”.

Matias Riquelme: Zostałem fanem, kiedy uczestniczyłem w tym projekcie. Wiedziałam o istnieniu King Crimson od zawsze, ale tak naprawdę nigdy nie zanurzyłem się w rytmicznych i intelektualnych koncepcjach tego zespołu. Utwór, który widziałeś, jest częścią bardzo ambitnego projektu francuskiego trębacza Médérica Collignona, w którym zastępuje gitarę Roberta Frippa dwoma kwartetami smyczkowymi (A la recherche du roi Frippé).

Wydałeś album w Discordian Records. Czy możesz nam powiedzieć coś więcej o tym nagraniu?

MR: Ten projekt to trio z Miguelem A. Garcíą i Fernando Ulzionem. Połączyliśmy estetykę przypominającą eksperymentalną muzykę elektroniczną z żywą elektroniką i mocno ingerującą edycją postprodukcyjną. Jest to mieszanka wolnej improwizacji i musique concrète. W przypadku niektórych utworów używaliśmy nazw tańców barokowych, a okładka albumu jest wspaniała. Pokazuje choreografię jednego z tych tańców według projektu El Pricto. Praca nad tym nagraniem była bardzo dobrym doświadczeniem.

Dużo grasz z saksofonistą Fernando Ulzionem. Jak przebiega ta współpraca?

MR: Zacząłem współpracować z Fernando, kiedy przeprowadziłem się do Bilbao z Paryża w 2017 roku. Od pierwszych efektów tej współpracy było to magiczne. Doskonale komunikujemy się za pomocą dźwięków. Podczas gry tak naprawdę rozmawiamy, mówimy sobie nawzajem poprzez wszystkie złe rzeczy (a czasem dobre), których nie odważymy się powiedzieć słowami! Nasz najnowszy album, który zostanie opublikowany przez Fundację Słuchaj!, odzwierciedla to podejście.

Co to jest cELLp?

MR: Cellp jest jak moje dziecko. Ten projekt wymyśliłem podczas moich studenckich lat grania jazzu w Paryżu. Jest to kwartet utworzony przez saksofon altowy, bębny, klawiatury / elektronikę i wiolonczelę elektryczną. Na przemian pisaliśmy muzykę, wolną improwizację i elektronikę na żywo. To było jak moje laboratorium, w którym przeżyłem niezapomnianą przygodę z czterema wspaniałymi przyjaciółmi. Nagraliśmy album „Synapse”, który otrzymał bardzo dobre recenzje francuskiej prasy specjalizującej się w tym stylu muzyki.

Nie masz własnej strony internetowej. Czy nie chcesz promować własnej muzyki?

MR: Zawsze osobiście zarządzałem promocją mojej muzyki i jako narzędzie do tego wybrałem sieci społecznościowe. To, moim zdaniem, jest obecnie najszybszy i najskuteczniejszy sposób dla muzyków do tworzenia aktywnej reklamy wydawnictw i występów, bez pośredników.

Jak to się stało, że zostałeś wiolonczelistą?

MR: Mój ojciec był muzykiem, zawsze byłem więc otoczony instrumentami, a ten „l'embarras du choix” utrudniał wybór… nie w tym, czy chcę robić muzykę do końca życia, ale jakiego konkretnego narzędzia / instrumentu powinienem używać. Zacząłem studiować wiolonczelę później niż większość klasycznych instrumentalistów, kiedy osobiście przekonałem się, że jest to dla mnie najlepsza opcja. Sonaty Kodaly, Bacha lub Ligeti dały mi impuls do dokonania tego wyboru.

Jakie masz plany muzyczne na ten rok?

MR: Myślę o kilku projektach. Po pierwsze chciałbym rozpowszechnić album, który ukazuje się w Fundacji Słuchaj! z Fernando Ulzionem. Nagranie zrobiliśmy w małym miasteczku w pobliżu Vitorii w hiszpańskim Kraju Basków w Apodace. Rezultat tego nagrania zainspirował mnie do ponownego grania w dużych przestrzeniach z dużą ilością pogłosu, takich jak kościoły, opuszczone fabryki itp. Z drugiej strony chciałbym także komponować dla grupy, tria lub kwartetu, a może tym razem zbliżyć się do wielkich utworów klasycznych zamiast standardów jazzowych...