Jazz fajny jest - relacja z 15. Jazztopad Festival

Autor: 
Bartosz Adamczak

Listopad miesiącem jazzu w wielu miastach w Polsce, we Wrocławiu listopad staje się Jazztopadem po raz 15ty już. A to oznacza półtora tygodnia niemal codziennych koncertów i klubowych jam session.

Rok temu pisałem przy okazji festiwalu o wyśmienitym koncercie “Shabaka And The Ancestors”. Saksofonista powrócił do Wrocławia w tym roku z zespołem Sons Of Kemet, który niedawno wydał  swój trzeci album, pierwszy dla kultowej wytwórni Impulse!, tej samej dla której swoje najważniejsze dzieła nagrywał John Coltrane. Shabaka Hutchings to jeden z głównych bohaterów sceny londyńskiej, wyraźnie odwołuje się w swojej muzyce do dorobku mistrza, ale wpływów tych jest o wiele, wiele więcej. Hutchings jest bardzo energetycznym solistą, chętnie gra ostrym, ciętym tonem, z wyczuciem stąpa na krawędzi free-jazzowej ekspresji oraz tonalnej kontroli.

Zacznijmy od dość oryginalnego składu Sons Of Kemet, liderowi towarzyszą dwa zestawy perkusyjne (Thomas Skinner, Edward Hick) oraz tuba (Theon Cross).  Zwłascza tubista zasługuje na ogromne słowa uznania, groove ściele się tu gęsto, a Theon nie ma ani chwili wytchnienia bo pracuje zarówno jako melodyczny kontrapunkt saksofonu, jak i składowa sekcji rytmicznej. 

Twórczość Shabaki określa się dość często mianem afrofuturyzmu – plemienne, hipnotyczne rytmy, spontaniczna ekpresyjność to bez wątpienia elementy, które w czytelny sposób sięgają do afrykańskich korzeni muzyki. Tych elementów jest zdecydowanie więcej bo zarówno w warstwie rytmicznej jak i melodycznej bardzo wyraźne są inspiracje muzyką karaibską, dubem, hip-hopem. Transowe rytmy oraz “dudniące” brzmienie tuby oraz efekt mocnego pogłosu na saksofonie przywołują wręcz na mysl skojarzenie z estetyką muzyki klubowej (drum’n’bass w czystej lini wywodzące się z rave i jungle, a więc też z dub i reggae), fakt, że ta kultura w dużym stopniu narodziła się właśnie w Wielkiej Brytanii wydaje się nie być przypadkowy.

Energetyczna, transowa muzyka Sons Of Kemet daje po prostu wielką frajdę i porywa do tańca – szkoda trochę, że sala koncertowa Narodowego Forum Muzyki do tego zniechęca. Sektor I grzecznie siedzi, sektor II dość niemrawo stoi (choć pojedyncze osoby pozwalają sobie na trochę większą swobodę ruchów). Myślę sobie, że idealnym miejscem na koncert Sons Of Kemet byłby jednak klub, taki z parkietem, oraz dobrze zaopatrzonym barem, co by trochę łatwiej można było się pozbyć złudzenia, że skoro koncert ma miejsce na festiwalu jazzowym (i to do tego w Narodowym Forum Muzyki), to należy słuchać z powagą i w ogromnym skupieniu. Były przecież takie czasy kiedy jazz był do tańca.

Dzień później w tej samej sali wystąpiła Jamie Branch ze swoim kwartetem. Trębaczka (urodzona w Chicago, obecnie mieszkająca w Nowym Jorku) zyskałą spory rozgłos w jazzowym środowisku za sprawą swojej debiutanckiej płyty Fly Or Die wydanej w zeszłym roku. We Wrocławiu zagrali z nią Lester St. Louis na wiolonczeli (zastąpił grającą na płycie Tomekę Reid), Jason Ajemian na kontrabasie oraz Chad Taylor na perkusji. W ramach aranżacji kompozycji rola wiolonczeli zmienia się dość często, raz gra kontrapunkt dla głównej lini melodycznej, raz wzmacnia brzmienie sekcji rytmicznej. Chad Taylor! – słuchanie gry tego pana to czysta przyjemność obcowania z tłustym, funkowym brzmieniem perkusji.
No i pozostaje na froncie liderka, na luzie, ubrana w dres i czapkę z daszkiem. Bardzo dobra trębaczka, kompozytorka, a trudno się oprzeć wrażeniu, że przede wszystkim klawa babka. Fly Or Die grają jazz na wskroś współczesny, wielkomiejski, taki, który nie stroni od dysonansu awangardy, ani od melodyjnego refrenu. Nie stroni też od stylistycznych mariaży bo pojawiają się tu wpływy zarówno hip-hopu jak i rockowej alternatywy. To w końcu Nowy Jork, muzyczny tygiel. Jamie Branch jest zdecydowanie hip i cool. Były przecież takie czasy kiedy to jazz był hip i cool.

Sons Of Kemet oraz Jamie Branch Fly Or Die grają muzykę, która pokazuje coś bardzo ważnego – że jazz wciąż może byc muzyką nowoczesną, może być językiem współczesnego młodego pokolenia, może być, o zgrozo, popularny. Jazz fajny jest.