Shadow Theater
Tigran Hamasyan – dla mnie jego nazwisko brzmi szczególnie – ten muzyk pochodzi z Armenii, kraju mojej matki. Nic dziwnego zatem, że sięgałem po jego płytę z wielką ekscytacją połączoną z niepewnością i drżeniem serca (czy zdoła mnie zachwycić, czy ma w sobie jakiś pierwiastek, ducha Kaukazu?)…
Ten młody, pomysłowy, wrażliwy, zdolny kompozytor, intrygujący i egzotyczny twórca, fortepian „ujarzmia” od kiedy, jako trzylatek, po raz pierwszy zaczął wygrywać na tym instrumencie pierwsze melodie. Wykształcenie muzyczne (jako dziewięciolatek rozpoczął naukę jazzu) stanowi dla niego jedynie formalne potwierdzenie kompetencji muzycznych. Prawdziwego potwierdzenia Tigran doczekał się choćby z ust legendarnego Herbie Hancock’a, który nagrodził go spontaniczną pochwałą, wykrzykując w stronę młodego pianisty: „A-may-zing! Now, Tigran, you are my teacher”. Wśród admiratorów talentu Ormianina są także m.in. Chick Corea, Trilok Gurtu, Brad Mehldau, Aaron Parks.
Muzyka na albumie wymyka się klasyfikacjom i zaszufladkowaniu. Shadow Theater – teatr cieni, miejsce gdzie nie wszystko jest tym, czym się zrazu zdaje. I tak chyba jest z płytą Tigrana Hamasyana. Czy to jazz? Czy wyrafinowana muzyka elektroniczna? A może awangardowa, nieco liryczna muzyka popowa? Eklektyzm: ormiańskie piosenki ludowe, jazz-rockowe harmonie, brak zahamowań w wykorzystaniu elektroniki; energia; sprawny warsztat; talent i odwaga – to najbardziej syntetyczna charakterystyka ostatniego albumu Hamasyana.
W jego nagraniu pomogli mu inni młodzi, otwarci na eksperymenty muzycy: Nate Wood na perkusji, zdolny saksofonista Ben Wendel, awangardowa wokalistka ormiańskiego pochodzenia, zafascynowana muzyką ludową Areni Agbabian, basiści: Sam Minaie i Chris Tordini, jeszcze jeden muzyk pochodzący z Armenii: Jean-Marc Phillips Varjabedian grający na skrzypcach, francuski wiolonczelista Xavier Phillips, Jan Bang, norweski producent i muzyk elektroniczny oraz francuski producent, inżynier dźwięku i muzyk elektroniczny o ormiańskim rodowodzie, David Kiledjian.
Shadow Theater otwiera dość spokojny, bogato utkany, miarowy The Poet, który jest bardzo modernistyczną, jazz-popową wersją oryginalnej ormiańskiej pieśni ludowej. Daje on przedsmak tego co w większej dawce zaserwowano na całej płycie: oryginalna melodyka, egzotycznie brzmiące ormiańskie strofy pieśni, miękko dźwięczące w tle instrumenty elektroniczne, którym szlachetności dodaje saksofon. Intrygujący głos Tigrana i przeszywający śpiew akompaniującej mu Areni Agbabian w tej i kolejnej kompozycji, tradycyjnej ormiańskiej piosenki Erishta, oczywiście poddanej nowoczesnej, zelektronizowanej aranżacji, zadziwiają słuchacza.
Na improwizację miejsca starcza jednak właściwie wyłącznie dla fortepianu Hamasyana, ale i on używa jej dość oszczędnie. Szkoda, bo nie brakuje mu talentu, ani umiejętności. Drip z elektrycznym, pulsującym basem i utkaną na jego kanwie linią saksofonu rytmicznie kołysze i ożywia. Gęste, soczyste akordy i wtórujące im partie wokalne świetnie wypełniają przestrzeń kompozycji. W samym środku utworu muzycy wprowadzają nagle klimat niepokoju, poprzez mrocznie brzmiące, niemal złowieszcze, ciężkie i groźne, minorowe partie instrumentalne, by pod koniec kompozycji złagodzić nieco nastrój. Kolejny: The Year is Gone – przynosi dalsze eksperymenty z instrumentami elektronicznymi, samplowaną perkusją w tle, niepokojąco urzekające polifoniczne wokalizy. Przefiltrowane przez młodzieńczą wrażliwość muzyczną Hamasyana folkowe pieśni przywołują skojarzenia z dawnymi utworami Pat Metheny Group. Mocny element płyty stanowią następujące po sobie utwory: Seafarer i The Court Jester. Ilekroć słucham płyty Tigrana nie mogę się doczekać tej „pary”. Seafarer – nostalgiczny, przenikający, dostojny. Chór męskich głosów, które, ze zmienną intensywnością nucą główny temat kompozycji, stanowiący oś kompozycji. Nie ma w niej nic odkrywczego, ale jest nastrój pogodnej melancholii, tak odpowiedni dla wczesnej jesieni, podczas której przyszło mi słuchać albumu Shadow Theater po raz pierwszy. Następujący po Seafarer energetyczny, niespokojny The Court Jester z początku nie zapowiada się jako szalony, zelektryfikowany jazz-rockowy zawrót głowy. Utwór otwiera stylizowany na renesansową balladę fragment, z którego powoli wyłania się główny, rozdarty połamanym rytmem, temat. Jak nagłe przebudzenie ze snu, tryska zachłannością, głodem wrażeń. Niby tytułowy błazen, zadziorny, przekorny, śmiały i zuchwały. Gdy wydaje się, że impetu nie będzie można już powstrzymać, nagle kompozycja wyhamowuje i zostaje zamknięta motywem, który ją rozpoczynał.
Na Shadow Theater jest jeszcze pięć utworów, których punktem stycznym jest to, co artyści konsekwentnie wykorzystują i rozwijają na całym albumie: modernizm, folk, elektryczna, awangardowa muzyka oszczędnie wzbogacona jazzową improwizacją, złagodzona nieoczywistymi wokalizami. Mimo, iż to nie przełom, ani w muzyce popowej, ani w jazzie, album Hamasyana mile przykuwa uwagę, kołysze, czasem szarpie na kawałki. Warto dla tej płyty znaleźć miejsce w domowej kolekcji i pozwolić jej co jakiś czas zabrzmieć w głośnikach. Czy Shadow Theater wytrzyma próbę czasu? Nie wiadomo, w końcu nie wszystko jest tym, czym wydaje się na początku.
1. The Poet, 2. Erishta, 3. Lament, 4. Drip, 5. The Year is Gone, 6. Seafarer, 7. The Court Jester, 8. Pagan Lulabby, 9. Pt1. The Collapse 10. Pt2. Alternative Universe, 11. Holy 12 – Road Song
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.