Biblia bitników - W drodze" - od piątku w kinach!

Autor: 
Redakcja
Zdjęcie: 

Szalone jazzowe improwizacje, hipnotyczny synkopowy rytm, który wprowadzał w trans i dawał poczucie wolności. To właśnie tę energię chciał oddać Jack Kerouac w swoich książkach. Dlatego, jak głosi legenda, jego najsłynniejsza powieść - “W drodze” - powstała podczas trzytygodniowego maratonu, który bardzo przypominał właśnie trans. Kerouac pisał jak automat, spontanicznie i nie poprawiając, nie stosując interpunkcji, wsłuchując się tylko w swój wewnętrzny rytm.

Tak właśnie powstał ten “jazzowy” utwór literacki, będący zapisem strumienia świadomości, opowiadający o podróży Kerouaca i jego przyjaciół przez Stany Zjednoczone na przełomie lat 40. i 50. Rzecz tak rewolucyjna formalnie i tak odważna obyczajowo, że przez prawie siedem lat odrzucali ją kolejni wydawcy. Gdy w końcu ukazała się w 1957 z wprowadzoną interpunkcją  i z pseudonimami zamiast prawdziwych nazwisk bohaterów, w dalszym ciągu była czymś zupełnie nowym i szokującym. Tak jak ówczesny jazz, odważnie eksperymentujący, i sami bitnicy, których królem nazywano Kerouaca.

Po prawie 60 latach od jej pierwszego wydania książkę przeniósł na ekran Walter Salles („Dzienniki motocyklowe”). Muzykę do filmu skomponował Gustavo Santaolalla („Babel”, „Amores Perros”), a w rolach głównych wystąpiły wielkie gwiazdy współczesnego kina: Kristen Stewart, Sam Riley, Garrett Hedlund, Kirsten Dunst i Viggo Mortensen. 14 września film trafi do polskich kin.

Młody pisarz Sal Paradise (Sam Riley) w towarzystwie przyjaciela i nieobliczalnego włóczęgi, Deana Moriarty’ego (Garrett Hedlund), oraz jego wyzwolonej dziewczyny Marylou (Kristen Stewart), rusza w szaleńczą wyprawę po Ameryce. Podróżują razem autostopem i jeżdżą kradzionymi samochodami, szukając przygód, narkotyków, alkoholu i wolnej miłości. Ich wędrówka jest spełnieniem marzenia całej generacji, wyzwaniem rzuconym obłudnej obyczajowości i nudzie.

„(…) dla mnie prawdziwymi ludźmi są szaleńcy ogarnięci szałem życia, szałem rozmowy, chęcią zbawienia, pragnący wszystkiego naraz, ci, co nigdy nie ziewają, nie plotą banałów, ale płoną, płoną, płoną, jak bajeczne race eksplodujące na tle gwiazd”.

Jack Kerouac, którego książka uważana jest za jedno z największych osiągnięć współczesnej amerykańskiej literatury nie był typem, który spędzałby dnie przesiadując w bibliotekach. Na Columbia University w Nowym Jorku, gdzie poznał m.in. Allena Ginsberga, dostał... stypendium sportowe.

Większy niż czytania był jego głód pisania. Marzył o napisaniu wielkiej powieści, która oddawałaby ducha czasów, w których żył. Zaczął ją budować już w 1945 roku, mając 23 lata. Publikacji doczekał się pięć lat później -  w 1950. W „The Town and the City”, bo o niej mowa, czuć wyraźne wpływy Thomasa Wolfe'a, amerykańskiego pisarza, mało w Polsce znanego (choć był inspiracją również dla Jerzego Kosińskiego). Podobnie jak „W drodze” powieść ta jest mocno autobiograficzna. Pojawiają się w niej pod pseudonimami sam Kerouac i jego rodzina oraz William S. Burroughs, czy Allen Ginsberg. To o pisaniu tej właśnie książki wspomina często Sal Paradise, bohater „W drodze”

Kerouac - król bitników, wspólnie z Allenem Ginsbergiem i Williamem Burroughsem mieli ogromny wpływ na innych artystów, a zwłaszcza muzyków, czego nie kryją przedstawiciele najróżniejszych pokoleń i gatunków.  - Kerouac i Ginsberg. To było jak magia - wspominał Bob Dylan w 1985 roku. - Mięli na mnie równie wielki wpływ jak Elvis Presley. W filmie Martina Scorsese „No Direction Home” mówił wprost: „W drodze” jest dla mnie jak Biblia. Kocham tę dynamiczną, nie dającą oddechu frazę Jacka. Wszystko co Kerouac mówił o szalonym świecie było dla mnie ważne. Zawsze czułem się jednym z bitników. Słychać to w zasadzie na wszystkich płytach jednego z najsłynniejszych muzyków XX wieku i widać w ścieżkach, którymi Dylan chadza do dzisiaj.

Także John Lennon nie ukrywał wpływu Kerouaca na swoją twórczość. Przyznał nawet, że nazwa The Beatles była swego rodzaju hołdem dla bitników. Początkowo jeden z najsłynniejszych zespołów w historii muzyki miał się nazywać... The Beetles. Również eksperymenty z narkotykami i flirt Wielkiej Czwórki z buddyzmem wynikał z fascynacji kulturą bitników, tak bardzo odległej od tego co John, Paul, George i Ringo znali z rodzimej Anglii.

Jack Kerouac był mentorem także dla Jima Morrisona. Charyzmatyczny lider The Doors przeczytał „W drodze” w wieku 21 lat i stała się ona dla niego, obok m.in. poezji Williama Blake'a, impulsem do publikowania własnej twórczości. Z kolei Ray Manzarek, klawiszowiec The Doors, przyznał: Gdyby nie „W drodze” nasz zespół w ogóle by nie powstał. My chcieliśmy być bitnikami!.

Odniesienia do prozy i poezji Kerouaca znajdują się również na dziesiątkach płyt innych wykonawców, reprezentujących bardzo różne muzyczne gatunki. Znajdziemy je u Leonarda Cohena, The Velvet Underground, Toma Waitsa, czy The Smiths, którzy cytat z autora „Wędrowców dharmy” - „Pretty girls make graves” - uczynili tytułem piosenki na swojej debiutanckiej płycie. A na składance „Kerouac: Kicks Joy Darkness” z 1997 roku utwory króla bitników czytają m.in. Michael Stipe z R.E.M., Patti Smith, Eddie Vedder z Pearl Jam, Lee Ranaldo z Sonic Youth, czy Steven Tyler z Aerosmith.

Co ciekawe sam Kerouac był wielkim fanem jazzu. To rytm bebopu zainspirował jego pisarstwo, to jazzowe improwizacje miały wpływ na jego technikę pisania. Inne muzyczne gatunki do końca życia traktował podejrzliwie. I dlatego właśnie głównie jazz nadaje rytm filmowej adaptacji jego najgłośniejszej powieści - „W drodze”.