Przeczytaj

  • Time's Tales

    Perkusja, gitara, saksofon. Zapewne nie tylko mnie podczas szukania w pamięci składów złożonych tylko i wyłącznie z muzyków posługujących się tym instrumentarium jako pierwsze staje przed oczami trio Paula Motiana. Zyskawszy uznanie jako współpracownik Billa Evansa, powołując w latach 80. do życia swój bodaj najważniejszy zespół Motian zdecydował się wyjść poza formułę fortepianowego tria, w której grając z legendarnym pianistą długi czas funkcjonował.

  • Stąpanie nad przepaścią Kądzieli, Mazurkiewicza i Szmańdy

    Dopiero co skończyła się goszcząca w „Pardon to,tu” pierwsza edycja Singer Jazz Festival, a warszawski klub już organizuje kolejne spotkania z muzyką improwizowaną. Jednym z nich był koncert tria w składzie Marek Kądziela na gitarze, Jacek Mazurkiewicz na kontrabasie i Krzysztof Szmańda na bębnach i instrumentach perkusyjnych. Muzycy ci, znani z innych formacji, wystąpili ze sobą przy tej okazji po raz pierwszy. Zapowiadający koncert Kądziela ogłosił, iż wykonywany repertuar ćwiczyli oni przez całe życie, zaś ów występ będzie swoistym zwieńczeniem ich dotychczasowych doświadczeń.

  • Rebento

    Mimo stosunkowo krótkiego, około pięcioletniego stażu scenicznego RED Trio jest już dla portugalskiego free marką. Rodrigo Pinheiro, Hernâni Faustino oraz Gabriel Ferrandini po mocnym wejściu, które poczynili

  • Muzyka jest ściśle związana z życiem, nie egzystuje sama z siebie, w oderwaniu. Steve Coleman w wywiadzie Piotra Jagielskiego

    Pamiętasz pierwszy raz gdy położyłeś ręce na saksofonie?

    To było w szkole średniej, miałem jakieś 14 czy 15 lat. Chyba na pierwszym roku. To było trochę przez przypadek, grałem wtedy na skrzypcach. Nie pamiętam dokładnie jak, ale kiedyś wpadł mi w ręce saksofon i tak już zostało. To chyba niestety dosyć marna historia [śmiech]

  • The Cliff Of Time

    Ilu koncertów by nie zagrał i na ilu płytach by się nie pojawił, Paalowi Nilssenowi-Love zawsze mało. Przy renomie, którą obecnie się w środowisku muzyków awangardowych cieszy (zwłaszcza u tych, którzy siłę wyrazu swojej muzyki mierzą liczbą dochodzących ze sceny decybeli) zarejestrowanego materiału posiada tyle, że aby móc puścić go w obieg, założył własną oficynę – PNL. Za jej sprawą od siedmiu już lat wydaje rzeczy, których w innym wypadku pewnie nie mielibyśmy okazji usłyszeć.

  • Enjoy The View

    Tegoroczną celebrację 75. urodzin słynnej amerykańskiej wytwórni Blue Note uświęcił nie tylko wielki majowy koncert w Kennedy Center w Waszyngtonie, na którym zagrali najważniejsi jazzowi artyści z nią związani, lecz również spektakularne powroty pod jej skrzydła dawnych gwiazd. W ubiegłym roku charakterystyczne bluenote'owskie figury geometryczne znalazły się bowiem po raz pierwszy od czterdziestu lat na nowe płycie Wayne'a Shortera, zaś w tym podobny comeback stał się udziałem legendy wibrafonu Bobby'ego Hutchersona, który nagrał album „Enjoy The View”.

  • ALL DECKS – LIVE AT UNERHÖRT!

    Olivera Lake'a widziałem na żywo dwukrotnie, i to za każdym razem w bodaj najsłynniejszym składzie, którego część stanowi, czyli World Saxophone Quartet. Tymczasem dyskografia płodnego saksofonisty nie kończy się bynajmniej na wyliczeniu nagrań znamienitego kwartetu: co najmniej drugie tyle albumów podpisanych jest jego własnym nazwiskiem. Jest czego słuchać, bo materiału nazbierało się przez cztery dekady sporo, a życie wciąż pcha jego rodzaju jazzmanów do przodu, i rzuca ich w różne miejsca na Ziemi.

  • Red Hot

    Gdy aspiruje się do miana duszy towarzystwa, jednym z podstawowych wyzwań jest ciągłe  zabawianie pozostałych. Zadanie to trudne, wymagające elokwencji i inteligencji zarazem, bo aby znajdować wciąż nowe tematy do żartów nie popadając po jakimś czasie w pułapkę powtarzalności, w dodatku opowiadać je stylowo i błyskotliwie, trzeba byłoby być niczym... Mostly Other People Do The Killing. Be-bopowi terroryści po raz drugi w tym roku wkraczają z nowym materiałem i tym razem muzycznie cofają się jeszcze przed epokę, której przydomek ten zawdzięczają.

  • Keep Me Out

    Miłośnicy muzyki (w tym ja) żyją spokojnie, karmieni produkcjami lokalnymi, europejskimi i amerykańskim, a po drugiej stronie globu jest sobie taka Japonia. Miejsce, w którym od kilkudziesięciu lat powstaje przeróżna i przerażająco zaawansowana technicznie muzyka. Jeśli ktoś chce spać spokojnie, niech lepiej nie próbuje zgłębiać tematu, bo to istna studnia bez dna. Ja od miesięcy próbuję przebrnąć przez sam temat jazzrocka z lat 70. nagranego w kraju Kwitnącej Wiśni. A przecież przez te 40 lat wszystko poszło do przodu.

  • Made Possible

    The Bad Plus to nie jest jakoś bardzo ceniony zespół w Polsce. Owszem grali tu już kilka razy, ale nie widzę szalu na ich punkcie. Ja tymczasem uwielbiam to co robią od samego początku, a przeróżne zarzuty „płytkości” czy zbytniej „pokazowości” tej muzyki łaskawie wyśmiewam. Bo to jest zespół którego kunszt jest dla większości nieosiągalny, a jego konsekwencja wielka i godna podziwu.

  • Adramelech: Book of Angels vol. 22

    Kolejny zbiór kompozycji Johna Zorna z serii "Books of Angels", słusznie opatrzony nazwą biblijnego demona Adramelecha, został wykorzystany przez jeden z najbardziej kreatywnych bandów nowojorskiej, awangardowej sceny muzycznej. Zion80 - radykalny "po zornowsku",  dynamiczny mocą afrobeatu, improwizujący z polotem. Tak brzmi muzyka żydowska XXI wieku.

  • Jazzfestival Saalfelden 2014 - Nels, Marc, Amiri, Henry i Sylvie

    Od kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Saalfelden, na festiwal, zadaję sobie pytanie z jaką imprezą mam do czynienia. Czym jest ten dziejący się od 35 lat maraton koncertowy? Do kogo jest adresowany i czy w ogóle możliwe jest bodaj naszkicowanie portretu festiwalowego słuchacza? Łatwiej chyba powiedzieć do kogo adresowany nie jest. Z pewnością nie do słuchaczy rozkochanych w jazzie mainstreamowym, choć zdarzają się pojedyncze przypadki grup reprezentujące tę estetykę.

  • Tord Gustavsen rozkołysał Syrenkę

    Tord Gustavsen Quartet i plenerowy „Jazz na starówce” … Przed sobotnim koncertem zastanawiałem się, czy ów festiwal to stosowne ramy dla występu norweskich muzyków. Co prawda pianista gościł już na Rynku Starego Miasta ze swoim zespołem trzy lata temu, więc zapewne – skoro przyjął zaproszenie ponownie – plenerowa formuła musiała się wtedy sprawdzić. Mimo to niezupełnie byłem w stanie wyobrazić sobie eleganckiego i skupionego na swojej sztuce Gustavsena pośród rozpraszających czynników, właściwych centrum stolicy w czasie wakacji. Koncert kwartetu – pianiście towarzyszyli Tore Brunborg na saksofonie, Mats Eilertsen na kontrabasie i Jarle Vespestad na perkusji – rozwiał jednak moje wszelkie obawy: to, gdzie się znajdowaliśmy, na półtorej godziny przestało mieć znaczenie. Liczyła się wyłącznie muzyka dochodząca ze sceny.

  • Last Dance

    Może lepiej by się stało gdyby ten materiał nie trafił do sprzedaży? Może takie spotkania powinny zostać zachowane w tajemnicy? Jaka wielka byłaby to radość gdyby za X-dziesiąt lat, podczas porządkowania archiwum Keitha Jarretta odnalazł się zapis jego przyjacielskich, muzycznych igraszek z Charliem Hadenem? I gdyby materiału tego słuchać można było wyłącznie w prywatnym studiu pianisty - Cavelight? Teraz jednak, gdy płyta „Last Dance” dostępna jest na wyciągnięcie ręki, na muzykę na niej zawartą patrzy się nie jak na dowód muzycznej zażyłości, ale jak na produkt - wobec którego można próbować składać reklamacje. 

  • Nils Frahm i Hauschka - koncertowe otwarcie Europejskiego Centrum Solidarności

    Dla złaknionych szerokiego dostępu do kultury w Gdańsku nastały dobre czasy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zrobił nam się sezon na walne wydarzenia muzyczne. Dwa tygodnie upłynęły, od kiedy plejada gwiazd oświeciła tłumy zebrane na widowisku Esperanza+, a już nadarzyła się kolejna nie lada gratka – jednym z punktów programu wielkiego otwarcia  Europejskiego Centrum Solidarności był podwójny koncert, który zagrali Nils Frahm oraz Volker Bertelmann, szerzej znany jako Hauschka.

Strony