Premierowy koncert Andy's Circus w gdańskim Żaku
Nasz tak zwany jazz jest muzyką dziwną i potrafi sprawiać niespodzianki. Było ich kilka, gdy w październiku ubiegłego roku przez Trójmiasto przetoczyła się fala muzyków z Norwegii (między innymi w ramach bloku Norway.Now na festiwalu Jazz Jantar) i wtedy wydawało się, że limit jazzowych osobowości (i osobliwości) wywodzących się z jednego kraju na pewien czas został wyczerpany. Nic bardziej mylnego – program Jazz Jantar w gdańskim Żaku trwa nadal i trochę jako przedsmak niedzielnego koncertu Vijaya Iyera usłyszeliśmy tam wczoraj – jako pierwsi w Polsce - norweski kwintet Andy's Circus. I znowu było zaskakująco.
Kiedy spod palców Maren M. Selvaag popłynęły pierwsze, nastrojowe dźwięki fortepianu, zdawać się mogło, że będziemy świadkami kolejnego układnego koncertu kameralistyki jazzowej, jakie stosunkowo często gra się w trójmiejskich klubach. Delikatna i oszczędna gra muzyków oraz elegancki ton wokalu lidera (takoż elegancko w garnitur zresztą odzianego) nie odkrył jednak od razu wszystkich atutów, którymi Andy's Circus dysponuje. Pierwszą i chyba najistotniejszą rzeczą, która dała się podczas występu zauważyć to oryginalne aranże, które przy całym swoim minimaliźmie ledwie dostrzegalnie prowadziły instrumentalistów osobno bocznymi dróżkami, po to by mogli się oni złożyć na zwiewne w swym wyrazie kompozycje. Balladowe, muśnięciami zaledwie wygrywane partie fortepianu, niepełne zadęcia saksofonisty Inge Breisteina oraz śladowe perkusja i gitara podporządkowane były wokalowi Andreasa Backera – wokalowi, który posiada cechy zgoła nieszablonowe. Przy całej swojej jazzowo-musicalowej dostojności i wrażliwości lider Andy's Circus śpiewa głosem, który pozostając w centrum i zwracając na siebie uwagę publiczności jednocześnie zdaje się być niejako „odklejony” od muzycznego tła, co sprawia że koncert norweskiej grupy staje się interesującą podróżą wgłąb struktury danych kompozycji, które zostają przedstawione na scenie w w pełni odkrytej postaci.
Andreas Backer potrafi być wytworny, lekki w wyższych rejestrach ale kreatywnie posługuje się także technikami improwizacji wokalnej od scatu po... śpiew gardłowy. To przy jego towarzyszeniu, w trzyczęściowym utworze do słów amerykańskiego poety Roberta Creeleya zespół pokazał rozpiętość swojego muzycznego świata z nagła uderzając soczystym free/improv, gdzie wyzwolone z więzów partytur instrumenty na chwilę oszalały. Tu wreszcie krótki popis dali gitarzysta Kristian Gullåsen i perkusista Jakop Janssønn, który do końca koncertu wzbogacał materię dźwiękową Andy's Circus integralną w jego zestawie elektroniką. W wielotorowości repertuaru grupy na uwagę zasługuje jej „druga siła”, niezwykle elastyczny i otwarty Inge Breistein na tenorze sekundował liderowi zarówno przy balladach, utworach z charakteru jazzowych jak i przy okazji rzeczonej improwizacji.
Premierowy występ muzyków z Oslo i Stavanger spodobał się gdańskiej publiczności na tyle, że bardzo zadowoleni z ciepłego przyjęcia muzycy wywołani zostali na bis a nie obyło się też bez autografów i podziękowań, co chyba dobrze rokuje na kolejne ich koncerty na polskiej trasie.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.