Piotr Jagielski

Mój przyjaciel Clifford

Clifforda Browna przedstawił mi mój bliski przyjaciel, Julio Cortazar. To za sprawą argentyńskiego prozaika po raz pierwszy przyszło mi uścisnąć dłoń młodego trębacza. Polubiliśmy się od pierwszych wymienionych zdań – doskonale pamiętam, było to „I Don't Stand A Ghost Of a Chance With You”, takich pierwszych spotkań się nie zapomina. Poza tym, byliśmy rówieśnikami więc wspólny język był łatwy do znalezienia.

Profesor Jimmy Heath dziś kończyłby 97 lat!

"Mój zespół marzeń to: Diz jako lider, John Lewis lub Hank Jones na pianinie, Ray Brown na basie, Milt Jackson na wibrafonie, Sonny Stitt na saksofonie altowym i Jimmy Heath na tenorowym" - Kenny Clarke.
 

„Jestem zbyt czarny żeby być czerwony” . Krótka rzecz o Oscarze Brownie Jr.

„Jestem zbyt czarny żeby być czerwony” – mawiał Oscar Brown Jr., gdy kolejne prawe osobistości zarzucały mu antyamerykańskie działania. Brown był z przekonania i przynależności partyjnej komunistą, co w Ameryce przełomu lat 50. i 60., rozgorączkowanej tropieniem sowieckich agentów i spisków, było bardzo ryzykownym wyznaniem. Wyznaniem, na które niejednokrotnie nie zdobywali się ludzie sztuki, mający wiele do stracenia. Łatka „komunisty” oznaczała jednoznacznie przypisanie delikwenta do kategorii „wrogów Ameryki”.

Generalnie, idzie przede wszystkim o dobrą zabawę - dziś urodziny Wayne'a Shortera

Wayne Shorter, muzyczna legenda, współtwórca sukcesów Arta Blakey’a, Milesa Davisa, autor takich jazzowych kamieni milowych jak „Juju” czy „Speak No Evil”, kompozytor dużej części materiału dla Milesa Davisa (jak choćby „E.S.P” czy „Prince Of Darkness”), założyciel Weather Report, nie interesował się muzyką aż do 15 roku życia! Do tego czasu Wayne Shorter nie posiadał żadnej muzycznej tożsamości. Muzyka nie była dla niego pociągająca, w tym okresie zajmował się sztuką i poświęcał się całkowicie studiom artystycznym w zakresie rysunku i rzeźby.

Jack DeJohnette - pięć dekad wielkiego bębnienia. Dziś 81. urodziny Jacka Dejohnette'a

Zanim Jack DeJohnette został jednym z ważniejszych i bardziej pomysłowych perkusistów w historii muzyki jazzowej, był utalentowanym pianistą. I być może to młodzieńcze doświadczenie leży u podstaw jego późniejszej wielkości - DeJohnette jest perkusistą niezwykle innowacyjnym, lirycznym i przywiązującym uwagę do tego, co dzieje się dookoła jego samego. Przypomina pod tym względem Arta Blakeya i Elvina Jonesa. Doskonale reaguje na tworzoną przez pozostałych kolegów muzykę, sam stając się nie jedynie metronomem a pełnoprawnym instrumentem w zespole.

Powrócę tu pod postacią dźwięku. Dziś 86 urodziny Rahsaana Rolanda Kirka

"Muzyka to piękna rzecz. Kiedy umrę, wrócę na ziemię pod postacią dźwięku, jak nuta" - przekonywał Rashaan Roland Kirk, ubrany w dziwne, kolorowe, afrykańskie szaty, ze śmieszną czapką na głowie i naręczem saksofonów własnej produkcji pod pachą. "W ten sposób, gdy jesteś dźwiękiem, nikt cię nie złapie!" - dodawał a Roland Kirk wyglądał i grał, jakby doskonale wiedział, o czym mówi. Występy tego ekscentrycznego, niewidomego multiinstrumentalisty nie ograniczały się z resztą wyłącznie do dźwięku muzyki.

Charlie Christian - "to on wymyślił gitarę elektryczną"

Około 1931 roku „Bigfoot” Ralph Hamilton zaczął uczyć 15-letniego chłopca, Charliego Christiana, podstaw gry na gitarze. Charlie był żywo zafascynowany; zarówno instrumentem jak i nową muzyką, którą właśnie poznawał, jazzem. „Bigfoot” nauczył nastolatka tylko trzech piosenek, ale jedna z nich miała okazać się najważniejszą w całym życiu Christiana – „Rose Room”, na pozór nic wielkiego; ot, standard Arta Hickmana i Harry’ego Williamsa, jeden więcej, jeden mniej.

Graj to, czego nie wiesz, to znacznie ciekawsze - Steve Lacy

Gdy ogląda się rankingi najsłynniejszych saksofonistów, natykamy się na nazwiska Coltrane'a, Sidneya Bechet, Sonny'ego Rollinsa, Charliego Parkera, Jackiego McLeana i innych Wayne'ów Shorterów. Próżno między nimi szukać Steve'a Lacy'ego. A powinno tam być, bezwzględnie. Lacy był nie tylko wirtuozem swojego instrumentu, muzykiem wybitnym i nieprzewidywalnym. Był do tego stopnia nietuzinkowy, że niejako odkrył na nowo saksofon sopranowy, zupełnie pomijany przez muzyków be-bopowych.

Stanley Clarke - 70 urodziny śpiocha

Być może najważniejszy dzień w życiu Stanleya Clarke’a rozpoczął się od spóźnienia. Stanley zaspał do szkoły, był wówczas jeszcze w liceum, i spóźnił się na zajęcia w Roxborough High School w Filadelfii. Gdy wpadł wreszcie zdyszany na lekcje muzyki okazało się, że wszystkie najlepsze instrumenty zostały już zajęte – gitara, klawisze, perkusja, skrzypce. Na nic zdała się cała edukacja, którą zdążył pobrać, umiejętność gry na akordeonie, skrzypcach i wiolonczeli. Wszystko najlepsze było już zaklepane. Została tylko słabizna – gitara basowa. Nie mając szczególnego wyboru, Stanley położył ręce na basie, po raz pierwszy w życiu. Kilkadziesiąt lat później w podziękowaniu za to poświęcenie Stanley Clarke odebrał honorowe wyróżnienie – klucze do miasta. Między dniem wielkiego zawodu, gdy okazało się że Stanley będzie musiał zostać, ku własnej rozpaczy, basistą a dniem, w którym odbierał klucze do bram Filadelfii wydarzyło się bardzo wiele dobrego.

Chick Corea - Szalony Kapelusznik !

Z pewnością nie może być łatwe odrzucenie pokusy spoczęcia na laurach. Szczególnie gdy ma się ku takiemu spoczęciu sposobność i wszelkie usprawiedliwienie, gdy zrobiło się już swoje i na dobrą sprawę, nikt nie powinien oczekiwać więcej. Było już i tak zupełnie wiele i zupełnie nieźle. Przed takim wyzwaniem duchowym stają zazwyczaj tylko najwięksi muzycy, których twórczość – by być twórczością właśnie a nie jedynie dorobkiem – stale domaga się zmian i rozwoju. To musi być męczące tak rozwijać się bez przerwy. Jednym z tych muzyków był Chick Corea.

Strony