Wzniecać ogień pasji do muzyki! - rozmowa z Piotrem Turkiewiczem

Autor: 
Kajetan Prochyra

Dziś koncertem amerykańskiego trębacza Nate'a Wolley'a rozpoczyna się XI edycja wrocławskiego festiwalu Jazztopad. W pierwszej części koncertu usłyszymy premierowy projekt Wolley'a "Psalms from Hell". Artyście towarzyszyć będzie Megan Schubert oraz Festival Cello Ensemble. Na 5 minut przed rozpoczęciem festiwalu udało nam się porozmawiać z jego dyrektorem artystycznym - Piotrem Turkiewiczem.

Uchodzisz za prawdopodobnie jednego z najlepszych a przy tym najmłodszych organizatorów jazzowego życia w Europie. Pomyślałem, że możesz być doskonałym adresatem tego zasadniczego pytania: czy dla jazzu jest jeszcze w ogóle realna przyszłość? Jazzu takiego, do jakiego przyzwyczailiśmy się przez ostatnie 25-30 lat, a którego schyłek - moim zdaniem - właśnie się wydarza: jazzu jako autonomicznego gatunku muzycznego, jazzu wielkich mistrzów o zasięgu globalnym, jazzu wielkich sal koncertowych?

Piotr Turkiewicz: Na początek – dziękuję za miłe słowa. Z tym stwierdzeniem „najmłodszych“ to już coraz ciężej. 
Odpowiedzią na to pytanie jest chyba przede wszystkim kwestia nastawienia promotorów, dyrektorów artystycznych festiwali, którzy mają ogromną odpowiedzialność kreowania kolejnych pokoleń „gwiazd“. W jakimś sensie obserwując festiwale na świecie trochę się wszyscy zapętliliśmy i zaczyna powoli brakować promowania kolejnych nazwisk, które mogę wyznaczać nowe kierunki i dźwięki. Przez kilka lat „zarzucano“ mi, że na moim festiwalu zawsze pojawiają się artyści starzy, którzy są legendami i że nie sięgam po młodsze pokolenia…w tym roku festiwal otwiera Nate Wooley  i większość osób z którymi rozmawiam, dziennikarze, szefowie festiwali, fani jazzu, nigdy o nim nie słyszeli...tu jest problem, który nie odnosi się tylko do jazzu, ale ogólnie do podejścia do muzyki. Kiedy ogłosiłem trzy koncerty tegoroczne: Wadada Leo Smith, Erik Friedlander i Mulatu – po konferencji podszedł do mnie dziennikarz i zapytał kiedy ogłosimy gwiazdy bo szef redakcji nie będzie chciał pisać o artystach których właśnie wymieniłem...najlepiej jakby co roku występował Pat Metheny, Chick Corea i Kenny Garrett 
Jazz wielkich sal koncertowych to faktycznie już powoli przeszłość, ale to w naszych rękach i decyzjach jest możliwość zmiany i trzeba o to mocno walczyć bo jest o co!

Kim jest słuchacz-uczestnik Jazztopadu? Szczególnie ciekawi mnie - choć brzmi to trochę jak pytanie o statystyki strony internetowej, ale niech będzie: jaka jest proporcja „nowych użytkowników” do „powracających”? Czy są to „wierni fani jazzu” czy może „wierni fani Jazztopadu”? Pytam oczywiście nie po to, by wpisać sobie numerki do tabeli w excellu - ciekaw jestem po prostu jak wychowujesz sobie publiczność i w którym miejscu tego (z pewnością niekończącego się) procesu jesteś?

Moja/nasza publiczność to publiczność otwarta, ciekawa nowych wyzwań, doceniająca to, że przygotowuje się festiwal tylko dla niej. To jest z roku na rok coraz większa grupa „fanów“ festiwalu do której dołączają nowe osoby. Po kilku, myślę, że niezłych edycjach, zauważam że sporo osób zaczyna ufać festiwalowi i przychodzą na Jazztopad, a nie na konkretne nazwisko. To jest cała siła festiwalu kiedy można pozwolić sobie na coraz to większe eksperymenty, a publiczność za Tobą podąża. Bardzo cieszy to że na naszych koncertach pojawiają się osoby z różnych pokoleń. To jest na pewno siła tego festiwalu.

Pytam o to, bo trzeba mieć dużo wiary w swoją Publiczność - i własną siłę perswazji - by zaryzykować koncert Nate’a Wooley’a w towarzystwie Megan Schubert - jednej z najbardziej intrygujących, ekscytujących, ale artystycznie chyba i pokręconych współczesnych sopranistek! Jak wypracowaliście to, że właśnie Nate i Megan a do tego wiolonczelowy ensemble będzie efektem zamówienia kompozytorskiego Jazztopadu? O czym będą Psalmy z piekła?

Widzisz, nawet Ty podchodzisz do tego koncertu z rezerwą. Pewnie, że mam wiarę w naszą publiczność. Przecież nie programuje tego festiwalu dla siebie. Kompletnie nie analizuje tego w kategoriach „ryzyka”. Chcę żeby Jazztopad był festiwalem odkryć artystycznych i Nate jest na pewno takim artystą. W pierwszej części będzie to premiera kompozycji bazującej na tekstach Williama Blake’a, w drugiej zagra ze swoim znakomitym kwintetem.

Kiedy zobaczyłem, że Wadada Leo Smith - finalista muzycznego Pulitzera - skomponował dla Jazztopadu utwór pt. „Solidarity”, to krzesełko nieco się pode mną ugięło. Jednak nie będzie to chyba utwór o Lechu Wałęsie. To raczej Wadada opowie nam coś o sobie i mrocznych kartach nieodległej historii swojej ojczyzny. Czyja to była inicjatywa? Ty dałeś tytuł a Leo Smith napełnił go treścią?

Nie. Kiedy po raz pierwszy rozmawiałem z Wadadą o kompozycji dla nas (jakieś dwa lata temu) to okazało się, że ma on spory sentyment do Polski i interesuje się naszą historią. Sam zaproponował, że chciałby nawiązać do Solidarności. Ta kompozycja będzie częścią większej całości tak jak to miało miejsce w przypadku „Ten Freedom Summers”

Ostatnią premierą będzie Kore Erika Friedlandera - z udziałem artystów Narodowego Forum Muzyki. Czym ujął Cię ten muzyczny pomysł?

Uwielbiam Erika. Nie tylko jako kompozytora, wiolonczelistę, ale także jako człowieka. Znamy się dość dobrze i rozmawialiśmy o wspólnym projekcie od jakiś trzech lat. W końcu nadszedł odpowiedni moment. To będzie dość trudna kompozycja dla wykonawców i będzie też sporym wyzwaniem dla samego Erika. Ale właśnie po to są festiwale - żeby kreować takie artystyczne zderzenia.

Jak wygląda praca nad festiwalowymi premierami? Domyślam się, że nie ma tu reguły, ale ciekaw jestem jakie lubisz sytuacje: gdy artysta ma swój nowy projekt, którego premierę proponuje właśnie Tobie, czy też gdy Ty możesz proponować: Mistrzu, a może tak „Wroc-love”?

W 99% przypadkach to ja wychodzę z inicjatywą. Rozmawiamy, wymieniamy pomysły i tak to się zazwyczaj rodzi.

Do mojego pierwszego, trochę jątrzącego pytania zainspirował mnie w sporej mierze program tegorocznego Showcase’u. Z jednej strony wspaniali artyści - młodzi muzycy, którzy bez problemu mogliby wystąpić ze swoją oryginalną muzyką pod każdą szerokością geograficzną - choćby Maciej Obara, Wacław Zimpel czy Adam Bałdych - z drugiej nie zdają się oni w ogóle aspirować do koncertów w salach pokroju paryskiej Olympii - których im oczywiście życzę. To jak to z tym jazzem jest? Jeszcze mainstream, już nisza, a może globalna nisza, którą polscy artyści już niedługo opanują?

Potrzeba czasu, żeby zobaczyć jak się rozwiną. Nam np. wydaje się że Tomasz Stańko jest taką postacią która zapełni największe sale, tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Nawet taka postać jak on nie jest postrzegana jako gwiazda dużego formatu.
Polska scena jest kompletnie nieznana. 99% osób z którymi rozmawiam o polskim jazzie za granicą potrafi wymienić może 1-2 polskie festiwale i najwyżej 1-2 nazwiska. Ostatnio prowadziłem warsztaty na Akademii Muzycznej im. Sibeliusa w Helsinkach na wydziale jazzu. Studenci i wykładowcy nie znali żadnego polskiego festiwalu (oprócz Jazztopadu, który poznali, bo ja się tam pojawiłem na ich zaproszenie) a z polskich artystów znali tylko Tomasza Stańko. Wszystko zaczyna się od kontaktów, podróży, rozmów itp. Bez tego nic się nie ruszy. Dlatego organizuje polski showcase po raz drugi. To drugi mini kroczek w stronę zmiany.

Na koniec jeszcze jedno, otwarcie pesymistyczne pytanie: czy nie wydaje Ci się, że ludzie przestają się interesować muzyką - w ogóle. Kiedyś każdy czegoś słuchał, miał ulubiony zespół, czekał na nowe płyty, słuchało się radia - muzyką wypadało się interesować. Teraz dużo większy oddźwięk niż nowy album nawet ikony popkultury ma premiera nowego telefonu. Nowa płyta U2 na iPhonie jest tego dobrym przykładem. Może się mylę, ale wydaje mi się, że na naszych oczach, przez ostatnie 15 lat muzyka zeszła z podium ludzkich potrzeb. Oczywiście, że nie obawiam się o przetrwanie muzyki w ogóle, ale zastanawia mnie zakręt, który ta forma ludzkiej twórczości chyba właśnie bierze. Może przyjdzie nam wrócić do źródeł i muzyki plemiennej? A może w ogóle nie mam racji i bredzę.

Nie lubię generalizowania. Znam mnóstwo osób którzy poszukują, mają swoich muzycznych ulubieńców itp. Na pewno jednak zmienia się podejście do muzyki i zanika szacunek do jej słuchania. Mało osób siada na kanapie w domu i słucha. Ja od kiedy pamiętam tak podchodziłem do słuchania, jak do czytania książek. Na pewno jest to w dużej mierze kwestia edukacji i wzorców w rodzinie. Teraz kiedy wszystko jest tak łatwo dostępne gdzieś ta ciekawość odkrycia czegoś nowego zanika. Źródłem wrażeń nadal pozostają koncerty, co mnie osobiście cieszy. Dlatego tak mocno pielęgnuje program każdej edycji. Chciałbym żeby z każdego koncertu wyszła przynajmniej jedna osoba która dzięki Jazztopadowi wznieci w sobie ogień pasji do muzyki.