Tord Gustavsen: O pocieszeniu, jakie niesie muzyka

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Kiedy mieliśmy okazję rozmawiać po Twoim koncercie w Warszawie w lipcu ubiegłego roku, mówiłeś o obnażaniu muzyki z wszelkich naddatków - tkwi w tym pewne podobieństwo do słynnej myśli ZEN: mniej znaczy więcej. Z drugiej strony Twoja muzyka czerpie inspiracje z tradycji kościelnych pieśni i hymnów. Czy muzyka jest dla Ciebie formą medytacji?

Tak. Każdy utwór jest sam w sobie swoistą mantrą. Koncert, płyta jest jak liturgiczna podróż. Dramaturgia związana z przechodzeniem od jednego utworu do drugiego - zmiana nastroju, tonacji, dynamiki - dla mnie to bardzo znaczący rytuał. Muzyka jest bez wątpienia formą otwartej niedogmatycznej duchowości.

Niedogmatycznej w znaczeniu pozareligijnej?

Otwartej. Choć wychowałem się w rodzinie chrześcijańskiej, muzyka jest dla mnie wolna od jakiejkolwiek konkretnej formy wiary czy religijności.

Kiedy spotkaliśmy się w Warszawie, było to dokładnie 20 dni przed tragedią na wyspie Utoya. W Polsce, jak i wszędzie na świecie, mamy swoje tragedię, po których szukamy pocieszenia. Jak muzyka i jej twórcy powinni reagować na takie wydarzenia?

To, co gramy i jak gramy, zawsze, choć nie wprost, odzwierciedla nasze przeżycia. Na pewnym poziomie świadomości czuję, że nasza muzyka odwołuje się do doświadczenia tragedii. Nasza odpowiedź nie jest krzykiem - choć mogłoby się to wydawać naturalne - ale oszukiwaniem bezpieczeństwa, osadzenia, wsparcia w dążeniu do jej przezwyciężenia. Dla wielu ludzi muzyka ma moc terapeutyczną - podnosi na duchu, przynosi pocieszenie, daje przestrzeń, w której można się wypłakać, milczeć albo znaleźć nowe pokłady energii. Jeśli nasza muzyka będzie dla kogoś taką przestrzenią - będzie to dla mnie nagroda najwyższej wagi.

Utwór “Communion” z Twojej najnowszej płyty to małe arcydzieło. Wiem, że powstało na zamówienie festiwalu muzyki kościelnej w Oslo. Czy mógłbyś opowiedzieć nieco więcej o okolicznościach jego powstania?

Poproszono mnie o muzyczne odniesienie się do tradycji mszy żałobnych - Requiem. Do wykonania tej muzyki zaprosiliśmy także aktorkę, która recytowała współczesną poezję podejmującą temat straty, smutku oraz nadziei na nowe życie. Cały koncert odbył się bez braw. Swoją strukturą w pewien sposób przypominał mszę, choć nie odnosił się bezpośrednio do liturgii Kyrie, Gloria, Agnus Dei itd. Utwór “Communion” był cichą medytacją w formie hymnu. W kontekście całego koncertu odpowiadał przyjęciu Komunii podczas Mszy Świętej.

Z członkami Twojego kwartetu znacie się doskonale. Wasze muzyczne porozumienie i symbioza nie podlegają wątpliwości. Jak zmienia się Wasza muzyka od momentu, w którym przynosisz kompozycję na próbę?

Przynoszę pomysł, temat, czasem gotową kompozycję. Zdarza się, że pracujemy nad nimi w sali prób, częściej jednak podczas soundchecku przed koncertem. Potem, jeśli dany utwór zawiera w sobie coś, nad czym warto pracować, co warto rozwijać, wprowadzamy go do naszego repertuaru, a wtedy zmienia się, ewoluuje każdego dnia. Cały zespół bardzo aktywnie pracuje nad kształtem i aranżacją moich kompozycji. Razem decydujemy, czy ta muzyka zostanie z nami na dłużej, czy nie. 

A producent - Manfred Eicher - jaki on miał wpływ na ostateczny kształt Waszej płyty?

W przypadku większości utworów, wiedzieliśmy dość dokładnie, jak powinny brzmieć. Niektóre jednak znacząco zmieniły się w studiu. Producent nie ma tutaj decydującego głosu - jest bardziej jak piąty członek naszego zespołu. Czasem nie mówił nic, a czasem, w przypadku kilku utworów, miał świetne sugestie, spoglądając na naszą muzykę w zupełnie nowy sposób.

Jak mają się Twoje studia nad dialektyką improwizacji? Znajdujesz jeszcze czas na filozofię?

Ten temat jest ze mną zawsze, nawet jeśli tkwi tylko w podświadomości. Od pół roku jednak nie miałem czasu ani czytać, ani pisać na ten temat.

Nad czym więc pracujesz?

Oczywiście dużo koncertuję oraz pomagam w promocji nowej płyty. Równolegle pracuję nad nowymi kompozycjami, które mam nadzieję wypróbować podczas marcowej trasy.

Wiem, że dużo czytasz i nie stronisz od projektów na styku muzyki i literatury - jak chociażby album “Restored, returned” (inspirowanej wierszami W.H. Audena). Czy będziemy mieli szansę usłyszeć Cię w tego typu przedsięwzięciu?

Tak, w lecie zaprezentujemy dwa takie projekty w Norwegii, oparte na poezji w języku norweskim - nie wiem, czy byłoby to takie ciekawe dla zagranicznej publiczności?

Zapewniam Cię, że tak!

W takim razie mam nadzieję, że uda mi się pokazać kiedyś i takie aspekty naszej twórczości.

Bardzo dziękuję za rozmowę. 

/Wywiad odbył się 7 lutego 2012 roku. Redakcja dziękuje za pomoc w jego zorganizowaniu Karolinie Majewskiej oraz firmie Universal Music Polska/