Sara Serpa - tworzymy muzykę, która ma dla nas znaczenie.

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Sara Serpa - jedna z naciekawszych śpiewaczek młodego pokolenia. Rozmawialiśmy z nią przed laty, marząc by zaśpiewała w Polsce. Marzenie się spełniło, podczas Sopot Jazz Festival.

Od naszej ostatniej rozmowy minęły cztery lata. Wówczas na koniec rozmowy powiedziałaś mi, że przyjedziesz do Polski jak tylko nadarzy się taka okazja. Musieliśmy na nią czekać długo, ale w końcu przyjedziesz. Co działo się u Ciebie w tym czasie? Co zmieniło się w Twoim życiu, w karierze? Kim jest Sara Serpa dziś?

Sądzę, że jest tą samą osobą co wówczas tylko cztery lata starszą. Trzy lata temu stałam się mamą, co przyznam drastycznie zmieniło moje życie. Ale to normalne gdy człowiek staje się rodzicem. Muszę też przyznać, że życie w Nowym Jorku sprawiło, że nie zostawiłam spraw artystycznych, nie odpuściłam i nie zaprzestałam rozwijać ani swojej muzyki, ani projektów, w które jestem zaangażowana.

Od tamtego czasu  wydałam kilka płyt. Dwie z Andre Matosem „Primavera” oraz „All The Dreams”, jedną z Ranem Blake’iem „Kitano Noir”, a także album „Gomory” z Zornowskim kwartetem wokalnym Mycale. Kilka rzeczy więc się zdarzyło od czasu naszej poprzedniej rozmowy. 

No tak, całkiem sporo nawet. A miałaś okazję przeczytać biografię Ryszarda Kapuścińskiego “Kapuściński Non Fiction”. Mam nadzieję, że została przetłumaczona na angielski albo portugalski.

Ahh, pamiętałeś o tym! Niestety muszę się przyznać, że nie. Ale czytałam trochę o dyskusjach, jakie wzbudziła. Jakkolwiek, niezależnie jakie były w tej sprawie głosy, Ryszard Kapuściński wciąż jest jednym z moich ulubionych pisarzy.

Zanim przejdziemy do Twojej muzyki, jaką nagrywasz w roli liderki, chciałbym zapytać Cię o te projekty, o których wspomniałaś już. Najpierw Ran Blake. Nagraliście, o ile pamięć mnie nie myli, trzy płyty. Wciąż pracujecie razem?

Taaak! Wciąż grywamy razem, choć ostatni raz było to dośc dawno, bodaj ponad rok. To może wydawać się bardzo długi okres, ale jesteśmy w nieustannym kontakcie. Nasz ostatni wspólny album nagraliśmy w Nowym Jorku na żywo.

 

A Mycale z Johnem Zornem? Opowiedz proszę jak pracował Ci się z nim. Mam nadzieję, że dobrze albo przynajmniej lepiej niż pracuje się z nim dzinnikarzom. Dla dziennikarzy John Zorn nie jest przesadnie łaskawy.

John Zorn jest muzykiem, podziwiam go i praca z nim jest dla mnie wielkim honorem. Projekt Mycale istnieje od całkiem dawna, a ja została do niego zaproszona przez moją przyjaciółkę i jednocześnie śpiewaczkę, z którą współpracuję, Sofię Rei. To było na początku tylko zastępstwo, ale potem okazało się, że zaśpiewałyśmy kilka koncertów i gdy przyszedł czas nagrywania płyty to również pracowałyśmy w studiu nagraniowym. To dla mnie zupełnie świeża sprawa, zdarzyła się w ostatnim roku. Bardzo cieszę się, że miałam okazję w tym uczestniczyć i dlatego, że kocham muzykę muzykę wokalną i dlatego, że dobrze jest być częścią takiego kwartetu

To teraz czas na City Fragments? Co to jest? To Twoje najnowsze przedsięwzięcie?

Idea City Fragments powstała jeszcze w Portugalii i była ucieleśnieniem mojego marzenia śpiewania z innymi wokalistami i tworzenia muzyki wokalnej w ogóle. Ale ponieważ mieszkam w większości czasu w Nowym Jorku, zdecydowałam stworzyć taką nowojorską wersje dawniejszego pomysłu. Pierwotnie zespół liczył sobie siedmiu śpiewaków, teraz jest mniejszy, co sprawia, że wszystkie sprawy związane z graniem, próbami i wszystkimi niezbędnymi przygotowaniami stały się łatwiejsze do organizacji. Dzisiaj City Fragments składa się z Sofii Rei, Aubrey Johnson, Andre Matosa, Erika Friedlandera i Tyshawna Soreya i, powiem w zaufaniu, mam nadzieję, że następnego roku będziemy mogli nagrać muzykę na naszą płytę. Ale jak będzie….zobaczymy.

 

W końcu przyjeżdżasz do Polski. Razem z Andre Matosem będziesz gwiazdą SOPOT Jazz Festiwal. Zaprezentujecie tam muzykę z Waszej najnowszej płyty. Słuchając jej mam wrażenie, że stworzyliście muzykę według zasady „mniej znaczy więcej” i że nie staracie się flirtować z publicznością, dając przede wszystkim muzykę bardzo osobistą.

Głęboko wierzę, że nasza rola jako artystów nie polega na tym, żeby sprawiać przyjemność wszystkim, ale tworzyć szczerze. Dla mnie to jedyna możliwość. Jest oczywiście wiele aspektów rzeczy, pytań i poszukiwań związanych z procesem kreacji, ale najbardziej satysfakcjonujące dla nas jest poczucie, że muzyka, jaką dajemy rezonuje z odbiorcą w jakiś sposób. W jaki, ma mniejsze znaczenie.

Nasza muzyka, moja i Andre, tak na marginesie większość jej wyszła spod pióra Andre, a także cały proces współpracy przy tym albumie był bardzo selektywny, precyzyjny i jednocześnie delikatny. Chcieliśmy stworzyć muzykę, która ma dla nas znaczenie, która jest dla nas samych ważna i będzie jednocześnie skupiona na tym, aby oddać przesłanie każdej piosenki.

Czuję w niej być może nie słusznie jakiś rodzaj tęsknoty, melancholii. Jeśli ta melancholia i tęsknota jest to skąd się bierze?

Szczerze mówiąc trudno mówić o czyichś odczuciach gdy słucha naszej muzyki, mojego śpiewu, ale faktem jest, że odbijają się w  niej nasze osobiste doświadczenia, żyją w niej także uczucia i emocje, jakie gromadzimy w życiu od smutku do szczęścia przez całą paletę odczuć znajdujących się pomiędzy nimi. Czy jednak jest jakaś szczególna, zamierzona melancholia czy smutek? Nie sądzę.