Piotr Lemańczyk– „W swojej grze usłyszałem nowe dźwięki”

Autor: 
Marta Jundziłł
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Właśnie ukazała się niecodzienna płyta polsko-amerykańskiego kwartetu Piotra Lemańczyka: Piotr Lemańczyk  - QUART-ER „Live in Klub Żak” nagrana podczas tegorocznej wiosennej edycji Jazz Jantaru w Gdańsku. O nowym albumie, wieloletnich współpracach z muzykami, a także o sentymencie do swojego instrumentu opowiedział mi lider projektu – Piotr Lemańczyk.

 

Ostatnimi laty jazz w Trójmieście rozkwita. Właściwie kilka razy w tygodniu można pójść do pubu i posłuchać muzyki na żywo. Czy dla doświadczonego muzyka jakim jesteś - jam session nadal stanowi przyjemność i formę zabawy?

Uwielbiam grać standardy i tak naprawdę w przeszłości osobiście inicjowałem jam jessions w kilku trójmiejskich klubach. Zawsze pojawiali się świetni muzycy :Irek Wojtczak, Sławek Jaskułke, Maciek Sikała, Wojtek Staroniewicz, Dominik Bukowski, Maciek Grzywacz i Darek Herbasz i Tomek Sowiński. Ćwiczyliśmy, graliśmy razem mieszając składy i jamowaliśmy. Pojawiali się tez starsi koledzy tacy jak Piotr Nadolski i Przemek Dyakowski. Więc mieszanina pokoleń i stylów.   To była stała ekipa i pamiętam to jako piękny czas moich początków. Ale były też pamiętne jammy festiwalowe w Gdyni, na których grali między innymi : Joe Lovano, Branford Marsalis, All Foster, Joshua Redman, Marc Johson, Jeff "Tain" Watts, Avishai Cohen, Jeff Ballard.

Teraz moje życie się zmieniło. Jestem bardziej zajętym muzykiem, mam rodzinę i nie mam zbyt wiele czasu by specjalnie pojechać i pograć na jamie. Może kilka razy w roku. Częściej gram na jamach z okazji jakiegoś festiwalu.            

 

Apropos festiwali -Twój najnowszy album to zapis live z wiosennej edycji Jazz Jantaru. Jak oceniasz festiwal? Czy masz z nim jakieś osobiste historie, przeżycia?

Jazz Jantar jest jednym z najważniejszych polskich festiwali. Podoba mi się jego rozciągnięta wiosenno-jesienna formuła. Pojawiają się nazwiska, często młode, które już wiele znaczą i  wnoszą wiele świeżości  do teraźniejszej muzyki. Grają też wielcy i uznani artyści . Poziom wykonawczy jest bardzo wysoki i zróżnicowany. Ale bardzo ważne jest to, że artyści trójmiejscy także mają szansę się zaprezentować. Klub Żak postrzegam jako miejsce muzyki jazzowej i nowoczesnej. Jest miejscem spotkań wielu artystów, muzyków z którymi można porozmawiać lub napić się "kawy".

Moim wielkim osobistym przeżyciem związanym z Jazz Jantar aktualna płyta nagrana live w marcowej edycji festiwalu. Dostałem propozycję zagrania takiego koncertu i poczułem się bardzo wyróżniony. Myślę, że jest to znaczący krok na mojej artystycznej drodze.

 

 

Opowiedz więc proszę  o swoim najnowszym albumie. Dlaczego zdecydowałeś się na międzynarodowy skład?

Postanowiłem zaprosić muzyków, których twórczość w znaczący sposób mnie inspiruje.

Z Davem Kikoskim  współpracuję już od ponad dziesięciu lat. Zawsze kiedy gramy razem, czuję emocje szaleństwa i niebezpieczeństwa. Pojawiają się elementy ryzyka i zaskoczenia. I takie właśnie granie jest dla mnie wielką przygodą i podróżą w nieznane światy. David jest kwintesencją jazzu, improwizacji i ma genialny słuch. Uczę się nieustannie od niego i wykorzystuję każdą okazję do wspólnego grania. Z kolei z Walterem zagrałem wcześniej tylko jeden koncert. To było zastępstwo.

Po koncercie zdałem sobie sprawę, że właśnie zdarzyło się dla mnie coś bardzo dla ważnego, autentycznego i cennego. Usłyszałem nowe dźwięki w swojej grze. To taka nowa tajemnica odkrywania tego, co jest jeszcze nie odkryte, ale gdzieś w środku dojrzewa i cichutko czeka. I tak w  magiczny sposób los zestawił nas pewnego wieczora razem na scenie. Później trochę imprezowaliśmy, było wesoło, padały miłe słowa z cyklu" koniecznie musimy coś razem zagrać". Na koniec dałem mu swoją płytę nagraną w trio z Seamusem Blakem i rozjechaliśmy się. Po jakimś czasie Walter do mnie napisał i odtąd byliśmy już w stałym kontakcie. Perkusistę Colina Stranahana tak naprawdę osobiście poznałem na lotnisku w Gdańsku. Jego przyjazd zaproponował i zorganizował Kikoski. Powiedział że doskonale będzie pasował do mojego stylu gry. Od razu się polubiliśmy. Puzonistę Grzegorza Nagórskiego od kilku lat chciałem zaprosić do współpracy, aż w końcu nadarzyła się  dobra okazja.

Budując skład zespołu jak i repertuar, kierowałem się osobistymi predyspozycjami muzyków jak i charakterem utworów, tak by w każdym przypadku udało się dotrzeć do sedna kompozycji a jednocześnie uzyskać najszczerszą formę wypowiedzi. Narodowość muzyków nie miała w tym wypadku  żadnego znaczenia.

 

Czy to Twój pierwszy album live? Jak granie koncertu ze świadomością rejestrowania dźwięku wpływa na Twoje samopoczucie i świadomość na scenie?

Tak, to jest mój pierwszy album live z perspektywy lidera a drugi w ogóle. Prawdę mówiąc, nie pamiętam, by podczas grania tego koncertu towarzyszyły mi myśli w rodzaju "właśnie teraz nagrywam  płytę życia ". Raczej skupiałem się na graniu. Muszę jednak przyznać, że kilka dni wcześniej bardzo się przejmowałem. Trzy utwory były bardzo trudne. Oparte są na nieparzystych metrach i skomplikowanej harmonii. Czas prób był ograniczony. Świadomy powagi sytuacji zrezygnowałem z jednego utworu napisanego specjalnie dla Waltera. W zamian zagraliśmy znany wszystkim standard Alone Together. To wprowadziło element wytchnienia na koncercie. Czasami bywa tak, że  zaplanowany wcześniej repertuar ulega modyfikacjom. Muszę tu zaznaczyć, że nagrywanie muzyki live to wspaniały sprawdzian dla całego zespołu. Cała prawda o projekcie ujawnia się przy pierwszym odsłuchaniu materiału. Oczywiście pojawia się także element ryzyka i pytanie : Czy to jest wystarczająco dobre? Ja jestem zadowolony z końcowego efektu bo słychać, że granie razem dodatkowo nas uskrzydla i jest świetna energia. 

To prawda. Na albumie wszyscy Panowie dajecie niesamowity popis zespołowych umiejętności i soczystego brzmienia.  Moją szczególną uwagę zwrócił jednak Dave Kikoski (np. w utworze Gonz). Współpracujesz z nim już naprawdę długo. Opowiedz proszę o tym.

Wszystko zaczęło się w 2004 roku. Z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej zorganizowano koncert jazzowy, w którym brały udział dwa zespoły z Polski i z Niemiec. W zespole niemieckim na perkusji gościnnie grał amerykański perkusista Brian Melvin. Znany ze współpracy z Jaco Pastoriusem. Po koncercie poprosił mnie o kontakt. Nasza współpraca rozpoczęła się od tria Wojtka Staroniewicza. Zagraliśmy kilka tras i nagraliśmy płytę. Po roku Brian zaproponował mi granie w swoim projekcie, w którym na fortepianie grał Dave Kikoski. Po kilku trasach Dave Kikoski zaproponował mi granie w swoim trio, w którym na perkusji grał Gary Novak. To cała geneza.   Jeśli prześledzisz jego dyskografię, to natkniesz się na największe nazwiska współczesnego jazzu. On również do nich się zalicza. David, obok Czarka Konrada, Maćka Sikały i Maćka Fortuny był moim gościem na płycie GURU. Mogę jeszcze dodać, że imponuje mi jego pracowitość. Po zakończonych próbach, wszyscy udawali się do hotelu, a on zostawał i dalej ćwiczył pomimo zmęczenia. Zawsze traktował muzykę bardzo serio.

Dla kontrabasisty jedną z najważniejszych osób w zespole jest perkusista. Które cechy perkusisty są najważniejsze?

Mogę się posłużyć przykładem Colina. Jest  bardzo kreatywnym perkusistą a ja potrzebuję różnorodności stymulującej mnie do odnajdywania się odmiennych sytuacjach. Colin odczytuje zawsze moje intencje i gra w sposób dający muzyce dobry puls i świeżość. W jego grze i brzmieniu słychać spuściznę wielkich poprzedników. Wypracował również swoje własne rozwiązania techniczne. Jest też skromnym, fajnym facetem, z którym miło spędza się czas. Te cechy najbardziej sobie cenię.  Dotyczy to wszystkich członków mojego zespołu.

 

Zaczynałeś,  grając na gitarze basowej. Czy nadal wracasz do tego instrumentu?

Zagrałem w tym roku kilka koncertów na gitarze basowej. Coraz częściej po nią sięgam i ćwiczę. Piszę też muzykę na "basówkę". Mój ulubiony model to Fender Jazz Bass. Piękny instrument obdarzony przeze mnie wielkim sentymentem. Jednak to kontrabas jest instrumentem, który pozwala mi na najpełniejszą wypowiedź artystyczną.  Głębia brzmienia uzyskiwana przez wielkie, drewniane pudło rezonansowe, daje mi większe poczucie autentyczności i spójności z moją wizją grania. Również moje kompozycje oparte są na bardziej matowej i niższej barwie kontrabasu.

Która z Twoich ról jako muzyka – najbardziej Ci odpowiada: lider zespołu, sideman, basista w zespole, kompozytor?

Jeśli jesteś liderem, musisz się liczyć z dodatkowymi obowiązkami i problemami jakie na ciebie spadają. Trzeba też w odpowiedzialny sposób prowadzić zespół, dobrać lub skomponować utwory no i dbać o każdy szczegół zarówno na trasie jak i w studio. Ważne, by w zespole była dobra atmosfera. To wszystko ma ogromne znaczenie dla muzyki. Te dodatkowe zajęcie dają w zamian przywilej wykonywania własnej muzyki i pokazanie jej światu, w sposób odpowiadający własnym wyobrażeniom. To już bardzo wiele. Jeśli czuję, że muzycy z pasją wykonują moje utwory na koncertach, to jako kompozytor również mogę poczuć się spełniony. Choć termin kompozytor w moim odczuciu jest lekkim nadużyciem i zarezerwowałbym go dla takich twórców jak Penderecki czy Lutosławski. Jestem więc liderem piszącym muzykę dla swojego zespołu. Te dwie kwestie są nierozerwalną jednością. Współpracuję również z innymi wykonawcami jako tak zwany sideman.

To wiąże się też z większą wygodą i skupiasz się tylko na graniu. Ale tak naprawdę wszyscy się wspieramy i mamy szacunek dla wykonanej pracy lidera czy menegera. Będąc sidemanem, zawsze dostawałem ważne partie do grania i nigdy nie miałem poczucia spychania mnie na dalszy plan, wręcz przeciwnie. Podsumowując, każdy koncert jest jednakowo ważny i nieważne czy jesteś liderem czy sidemanem. Wchodzisz na scenę i liczy się tylko muzyka.

Niedawno ukazał się album Krystyny Stańko, z którą współpracujesz. Jak pogodzisz promocje dwóch albumów jednocześnie?

Te promocje odbywają się kilkutorowo. Krystyna prowadzi teraz swoją promocję, ale też Dominik Bukowski czy Tomek Łosowski, również wydali swoje płyty, a współtworzymy zespół Orange Trane. Czasami trafiamy do tych samych mediów, audycji radiowych, tylko w innym czasie. I tak samo jest z miejscami koncertowymi. Wszystko można sobie bezkonfliktowo poukładać. Wspieramy się również i w tych kwestiach.