O Jazzie, sukcesie w Montreux, przyszłości i Bolku i Lolku… wywiad z Marialy Pacheco

Autor: 
Małgorzata Niedzwiecka

W polskich mediach przedstawiana jest, jako młoda kubańska pianistka z dużym potencjałem i australijskim paszportem. A jakie są fakty? Marialy Pacheco gra na fortepianie od blisko ćwierć wieku. Nie ma australijskiego paszportu, ma za to na swoim koncie siedem wydanych płyt. Solidne, klasyczne wykształcenie muzyczne zdobyła na Kubie, w kraju urodzenia. Tam też przesiąkła wszechobecnymi Afro-Kubańskimi rytmami i odkryła dla siebie Jazz.  Język muzyki, którym biegle włada, dał jej przepustkę do przekraczania granic obcych krajów.

W 2005 roku porzuciła znajome brzegi słonecznej Kuby na rzecz niepewnej przyszłości w egzotycznie zaśnieżonych Niemczech. Początki na nowym lądzie nie były łatwe: szok kulturowy i klimatyczny, kłopoty finansowe i poczucie wyobcowania, wynikające z nieznajomości języka. W ciągu czterech lat pobytu w Niemczech artystka nagrała kilka płyt. Koncertowała w Europie zarówno solo, jak i wraz ze swoim Trio, zdobywając uznanie w środowisku muzycznym. W 2009 roku, ze względów osobistych, przeprowadziła się do Australii.  Odwaga, siła i determinacja czerpana z bezgranicznego oddania się pasji gry na instrumencie, po raz kolejny pozwoliły nikomu wtedy nieznanej w krainie kangurów pianistce zaistnieć i rozkwitnąć muzycznie.

Światła reflektorów skierowały się na Marialy Pacheco w ubiegłym roku, kiedy to zajęła pierwsze miejsce w konkursie pianistycznym, Montreux Jazz Festiwal Solo Piano Competition, pokonując 33 uczestników z 22 krajów. Jest pierwszą kobietą-laureatką w historii tego konkursu. Właśnie podpisała kontrakt z renomowaną wytwórnią płytową ACT Music. Od maja 2013 roku artystka jest oficjalnie stałą rezydentką Niemiec.  Marialy Pacheco można będzie usłyszeć 28 maja w Poznaniu. Występ jej Trio zainauguruje tegoroczny Enter Music Festival.

 

MN: W zeszłym roku, wygrałaś konkurs pianistyczny w Montreux. Jesteś pierwszą w historii kobietą, która tego dokonała. Jakie to uczucie…?

MP: To, że jestem pierwsza kobietą zdobywającą tak ważne wyróżnienie jest w moim odczuciu bardzo surrealistyczne i przerażające! Czuję ogromną presję, bym nie tylko grała lepiej, ale również była wzorem dla młodych pianistek.

MN: Jaki był Twój przepis na sukces w konkursie? Słyszałam, że nie byłaś nawet do końca przekonana, czy wziąć w nim udział… 

MP: Nie istnieje recepta na zwycięstwo w konkursie, poza bezwarunkową miłością, jaką czuję do mojego instrumentu. Nie mogę żyć bez gry na fortepianie i myślę, że ludzie to wyczuwają, gdy widzą, jak gram.  Kocham fortepian. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, aby jechać na konkurs do Montreux, nie jestem zwolenniczką konkursów, muzyki nie powinno się mierzyć.  Postanowiłam, że będę po prostu grać, tak jak czuję, tak jak zawsze gram, bez premedytacji i silenia się na to, by komukolwiek zaimponować. Uczciwość jest bardzo ważną cechą artysty, istotne jest, by być uczciwym wobec siebie i wierzyć w muzykę, którą się tworzy.

MN: Uśmiech nie znika Ci z twarzy, promieniejesz radością grania, nawet wtedy, gdy występujesz przed jury prestiżowego konkursu pianistycznego…

MP– Jest to zasługą twardego, klasycznego kształcenia, jakie rozpoczęłam w wieku siedmiu lat. Wyposażyło mnie ono we wszystkie niezbędne narzędzia, nie muszę się, więc martwić o problemy natury technicznej, mogę po prostu zamknąć oczy i pozwolić muzyce mówić za mnie.

MN: Czy wygrana w Montreux spowodowała jakieś zmiany w Twoim życiu?

MP: Cóż, moje życie zmieniło się, jeszcze tego samego dnia. Wróciłam do Niemiec, podpisałem kontrakt z jedną z najbardziej prestiżowych wytwórni w Europie, trudno mi uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.

MN: Od Twojego managera wiem, że tą wytwórnią płytową jest słynny niemiecki ACT Music, dla której nagrywa chociażby Leszek Możdżer. Twój nowy album ma się ukazać jesienią tego roku. Czy mogłabyś zdradzić, co to będzie za projekt?

MP: Nie wiem, czy wolno mi cokolwiek ujawniać na temat nowej płyty! Nie chcę sobie narobić kłopotów! Mogę tylko powiedzieć, że to będzie bardzo autentyczne. I że pojawi się tam bardzo wyjątkowy gość … Nic więcej nie powiem! Trzeba będzie poczekać do jesieni.

MN: Przeprowadziłaś się z powrotem do Niemiec. Czy tutejsza pogoda nie wydaje Ci się zbyt przygnębiająca, a Europejczycy – smutni?

MN: Kocham Niemcy! To jest mój drugi dom, pogoda jest zła, a ludzie narzekają, ale na Kubie też się grymasi, a to dlatego, że jest zbyt gorąco! Nic nie jest doskonałe, nigdy nie jesteśmy zadowoleni, zawsze jest coś nie tak. Nie uważam, że Europejczycy są smutni. To jest inna kultura, ludzie są inni, co nie znaczy, że Europejczycy nie odczuwają z taką samą intensywnością, jak my, Kubańczycy, oni po prostu wyrażają to w inny sposób.

MN: Pochodzisz z muzycznej rodziny. Twoja mama jest dyrygentem chóru, a tata studiował operę w Rosji. Czy to rodzice zachęcili Cię do gry na pianinie?

MP: Fortepian to był mój wybór. Moi rodzice bardzo mnie wspierali po tym, jak zdałam egzamin w wieku 7 lat, w Konserwatorium w Hawanie, ale nie wcześniej. Moja mama powiedziała:, „Jeżeli masz talent będziemy wspierać Cię do końca, ale egzamin musisz zdać sama". Nie byłabym tu, gdzie jestem bez mojej rodziny, szczególnie bez moich rodziców. Są dla mnie wszystkim.

MN: Jesteś klasycznie wykształconym muzykiem i kompozytorem. Kiedy rozpoczął się Twój romans z Jazzem?

MP: Miałam wtedy mniej więcej 18 lat. Zawsze lubiłam komponować i nawet w przypadku klasycznych utworów - chciałam robić wszystko po swojemu. W Jazzie znalazłam wolność, której nie dawała mi muzyka klasyczna, chociaż wciąż uwielbiam ją grać, zwłaszcza Bacha.

MN: Co myślisz nagraniu własnych, karaibskich, jazzowych wersji kompozycji Chopina lub Bacha?

MP - Nie zrobiłabym tego tak wspaniałej muzyce. Ona jest doskonała w swojej formie.

MN: Z czego wynika znakomitość kubańskich muzyków?                         

MP: Muzycy z Kuby są świetni, dlatego, że mamy tam bardzo dobry system edukacji muzycznej (wzorowany na rosyjskim), mamy temperament i jesteśmy mieszanką kultur, głównie afrykańskich i hiszpańskiej. Myślę, że to jest bardzo unikalne.

MN: Materiał na Twój trzeci solowy album, "Songs that I love" został zarejestrowany w przeciągu trzech godzin, za jednym zamachem. Jesteś perfekcjonistką?

MP: Jestem wobec siebie bardzo wymagająca, co czasem bywa męczące. Zawsze próbuję dawać z siebie wszystko, ale jeżeli chodzi o nagrania – staram się jeszcze bardziej, bo one pozostają na zawsze. Płyta "Songs that I love" została nagrana w trzy godziny, wszystkie utwory zarejestrowane przy pierwszym i jedynym podejściu. Chciałam zrobić to w taki właśnie sposób i przygotowałam się tak, żeby mi to wyszło.

MN: Czy następny album, "Spaces Within", był nagrany tym samym trybem?

MP: Zarejestrowanie tej płyty wyglądało inaczej, ponieważ jest to album Trio, pracowałam z dwoma innymi muzykami. Jeżeli któryś z nich nie był zadowolony ze swojej gry, musieliśmy robić drugie podejście; w tym przypadku nie ma znaczenia to, jak dobrze jestem przygotowana.

MN: Powróćmy na Kubę… czy kiedy byłaś dzieckiem, oglądałaś polskie kreskówki: Reksio, Bolek i Lolek?

MP: Tak, oglądałam! Najmocniej przepraszam! Zawsze myślałem, że to były rosyjskie bajki! Mamy tak wiele rosyjskich wpływów na Kubie, że po prostu wydawało się oczywiste, że te kreskówki były rosyjskie prawda? Teraz już wiem!

 

 

Dyskografia

Tokyo Call, Marialy Pacheco Trio, (T-TOC, 2013) 

Spaces Within, Marialy Pacheco Trio, (Pinnacle Records, 2012)

Songs That I Love, Marialy Pacheco,  (Pinnacle Records, 2011)          
Tocando Dentro, Marialy Pacheco,  (Colibri, 2009) 
Destinos,  Marialy Pacheco Trio,  (Timeless Records, 2008) 
Agua,  Cuba Nova,  (Sony Classical, 2008) 
Mi Azul,  Marialy Pacheco,  (Weltwunder Records, 2006)
Benediciones, Marialy Pacheco Trio,  (Weltwunder Records, 2005)