Ksawery Wójciński - muzyk wielolicowy

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Jesteś tajemniczym muzykiem, nie masz strony internetowej. Zapomniałeś czy nie jest ci potrzebna?

Stoję wciąż przed dziwnym dylematem. Być albo nie być. Wiem, że w dzisiejszych czasach posiadanie strony internetowej jest normą, wręcz niepisaną presją. Może po prostu dotąd nie uległem tej presji. Chciałbym by ktoś stworzył taką stronę bez mojej wiedzy, żeby to się stało poza mną. Zastanawiam się o czym tu pisać na takiej stronie? Pewnie kiedyś się ugnę i zrobię to.

No chociażby mógłbyś tam napisać w nagraniu jakich płyt brałeś udział, jakie koncerty z Twoim udziałem się szykują albo, że przygotowujesz coś na własną rękę. Jest trochę możliwości, tym bardziej, że jesteś już postacią rozpoznawalną :-) Czy może nie odczuwasz tej rozpoznawalności?

Myślę, że masz rację. Może to i lekkie zaniedbanie z mojej strony. Biorę sobie ten temat do serca :) Jeśli chodzi o rozpoznawalność to nie odczuwam tego aż w takim stopniu jak mogłoby się wydawać. Zaistnienie w świadomości słuchaczy oraz w szeroko pojętym środowisku, to długi proces. Uczestniczę w tym procesie aktywnie już  ok. trzynastu lat. Nie jest to jednak i nigdy nie będzie rozpoznawalność na poziomie muzyki pop. Jednak marka, którą się wyrabia latami na pewno ułatwia wiele procesów, wiele spraw popycha do przodu. Problem w tym, że mam nie odparte poczucie, że mam wiele twarzy, które bardzo trudno mi w jednym ciele zmieścić, to nastręcza wiele problemów. Potrzebuję paru lat by dać upust tej wielolicowości. To chyba proces nieunikniony, związany z czasem.

Rozpoznawalności na miarę muzyki pop oczekujesz? A swoją drogą powiadasz wiele twarzy. Jakie to twarze?

Absolutnie nie oczekuję! Niczego nie oczekuję! :) O ludzie! Z tymi twarzami.. trudno mi o tym mówić, trudno mówi się o samym sobie. Chodzi o to, że wszystko zaczyna się w dzieciństwie, wszystko co w człowieku kształtuje się w tym czasie rzutuje bardzo mocno na resztę życia. Ja urodziłem się i wychowałem w domu, gdzie muzyka była wszechobecna. Mój Tata jest muzykiem, kompozytorem, pedagogiem z krwi i kości , moja Mama amatorsko zawsze grała i śpiewała grając sobie na gitarze (myślę, że była hipiską). Wiesz, był taki moment, że kiedy po raz pierwszy w życiu usłyszałem Requiem Mozarta to byłem przekonany, że znam to dzieło juz od dawien dawna. Okazało się, że moja Mama namiętnie słuchała Requiem będąc ze mną w ciąży! To nie przypadek, jestem pewien, że nasiąkamy, wchłaniamy dźwięki już w okresie prenatalnym. Wracając do wielu twarzy, mógłbym powiedzieć ,że mój dom ulepił z mojej duszy jakiś przedziwny kalejdoskop. Nasłuchałem się w dzieciństwie tysięcy piosenek, sonat, Bachów, Beethovenów, Mahlerów, Sojki, Queen, Szostakowicza, Stevie Wondera, Stinga, Bluesa, Jazzu, Klasyki, popu etc. Co ze mnie mogło wyrosnąć?  Oj, rozgadałem się. Ja wciąż szukam, Wciąż szukam siebie w tym gąszczu. Gram muzykę improwizowaną ale to nie jestem cały ja. Wpadłem w wir wydarzeń, zespołów, jazzu, improwizacji ale zapomniałem o wielu marzeniach, które są we mnie głęboko ukryte i czekają na swój czas. " I still haven't found what Im lookin for".

Był czas, że wyglądało, że znalazłeś Herę i tam ci było dobrze. Z tego co mówisz to nie cały Ty. Zdziwiłem się kiedyś gdy zaanonsowany został Twój koncert z muzyką Billa Evansa, potem sam mi powiedziałeś, że chciałbyś śpiewać i jedziesz do kolegi do Berlina i będziecie nagrywać piosenki. Wciąż szukasz. Co chciałbyś znaleźć?

Zapomniałem dodać, że w tym wszystkim uczestniczyli także moi  bracia. Mieliśmy i mamy bardzo silny wpływ na siebie. Maurycy gra na trąbce, Szymon na fortepianie. Odkryliśmy razem wiele światów. Wiele zawdzięczam moim kochanym Braciom. To ,że gram na basie zawdzięczam właściwie Szymonowi, który grał na trąbce, na basie, na gitarze...przecierał szlaki. Z Maurycym wiele lat temu nagrywaliśmy totalnie eksperymentalną muzykę, wspominam te czasy ze łzą wzruszenia. Odkrywaliśmy ameryki!!!

Mówisz o tym tak, jakby nie było powrotu do działania z braćmi.

Mój drogi, Hera to bardzo ważny okres w moim życiu. To właściwie stało się bardzo naturalnie. Gramy z Wackiem Zimplem i Pawłem Postaremczakiem juz ponad dekadę. Wcześniej graliśmy wszyscy razem w sekstecie "Emergency" plus jeszcze moi bracia i wspaniały Robert Rasz na bębnach. To był piękny czas. Razem odkrywaliśmy Coltrane, Dolphy'ego i wielu innych , z tych fascynacji rodziła się nasza muzyka. W naszym graniu był bardzo silny duch Coltrane'a. Ten zespół w końcu rozpadł się i bardzo niedługo potem powstał kwartet "Hera". Bill Evans to część mnie. Utożsamiam się z jego muzyką, z jego poetyką, jest jednym z moich muzycznych ojców. Sięgnięcie po Evansa było zatem naturalnym wynikiem fascynacji, miłości do tej muzyki.
Jeśli chodzi o śpiewanie to jest to mój pierwszy instrument. To ja! Moje życie to śpiew. Kiedy w 1991 roku zmarł Freddie Mercury był to dla mnie przełom. Miałem wtedy  osiem lat. Oszalałem. Pamiętam jak dziś. Oglądaliśmy Wiadomości i nagle wiadomość: Zmarł Freddie Mercury( ja nie mialem wtedy pojęcia kim był) Mama bardzo się wzruszyła, bo to była muzyka Jej młodości. Obok Led Zeppelin, Deep Purple to był najważniejszy w latach 70 zespół. Potem poszło wszystko jak lawina. Kupowaliśmy kasety, słuchało się tego bez końca. Co dziwne do dziś mnie to nie nudzi!  Ja wtedy zacząłem śpiewać jak oszalały. Potem przyszła mutacja, okres zawahania. Teraz po latach wracam, staram się spełniać swoje marzenia. We mnie są piosenki, melodie ,jakiś rodzaj prostoty wyrazu. Z wielką pomocą mojego przyjaciela Maurycego Zimmermana (fenomenalnego muzyka) odkrywam siebie na nowo, Boże, jestem szczęśliwy! Co chciałbym znaleźć? Siebie. Zagubionego, zapomnianego, śpiewającego. Bardzo wiele też w tym poszukiwaniu zawdzięczam bardzo bliskiej mi osobie, ktora w pewnym momencie mojego życia bardzo we mnie wierzyła i inspirowała mnie jak mało kto na tym świecie. Dziękuję Marii.

 

Chłopaki z Hery dali mi bardzo wiele. To są fenomenalni muzycy, kocham ich jak braci. Jesteśmy rodziną. Jesteśmy grupą bardzo silnych osobowości o przeróżnych charakterach jednak razem znaleźliśmy wspólny język. Wacek wiedział jak nas połączyć, wydobyć z nasze najmocniejsze punkty. Poza Herą każdy z nas realizuje  wiele innych pomysłów i myślę, że to doskonała droga do rozwoju.
Powrót do działania z Braćmi jest zawsze. Czekamy na swój czas. Ten czas przyjdzie.

Częścią tej drogi było spotkanie z Nicole Mitchell w projekcie Arc Of O?
Tak, epizod z Nicole wspominam bardzo dobrze. Byłem bardzo podekscytowany tą współpracą. Graliśmy bardzo dużym zespole złożonym po części z muzyków klasycznych i muzyków improwizujących. Nicole napisała świetny numer na ten skład. Mieliśmy szczęście zagrać premierowe wykonanie. Nicole imponuje mi swoją energią i niesamowitą serdecznością. Ani przez chwilę nie czułem żadnej presji. Praca z Nią to czysta przyjemność. Zagraliśmy tam w sekcji z Pawłem Szpurą i Krzysiem Dysem. Z nimi gra się wybornie. Do tego chicagowscy muzycy inspirowali nas bardzo mocno. David Boykin, Mwata Bowden. Płyta z nagraniem koncertu ukazała sie nakładem prestiżowej wytwórni "Rouge Art".

No właśnie jesteście pierwszymi Polakami którzy wydali płytę w Rogue ART. To znakomity label, coraz ważniejszy na światowym rynku. Miałeś też okazję pograć trochę z Marco Eneidim, to w kręgach freejazzowych był niegdyś znany muzyk, ale jak przeprowadził się do Europy zrobiło się o nim jakby ciszej. Jak na niego trafiłeś?

Jestem bardzo szczęśliwy ,że mogłem uczestniczyć w tak zacnym wydawnictwie! Jeśli chodzi  o Marco Eneidi to trafiłem na niego dzięki Michałowi Treli i Markowi Pospieszalskiemu, którzy zaprosili mnie do współpracy. Współpraca z Marco okazała się strzałem w dziesiątkę. Zagraliśmy w składzie: Trela, Pospieszalski, Eneidi, Wójciński po raz pierwszy w życiu nigdy wcześniej nie grając ze sobą. To są właśnie te niezwykłe spotkania w muzyce improwizowanej kiedy to  czujesz ,że wszystko płynie, współbrzmi w sposób harmonijny. Eneidi to świetny, "rasowy" muzyk. Już niedługo znów zagramy razem w Zabrzu na Festiwalu Muzyki Improwizowanej. Mamy plany na przyszłość. Czekamy niecierpliwie na wydanie płyty, która jest efektem naszego spotkania. Trela i Pospieszalski to wspaniali muzycy, gra nam się świetnie. Dziękuję chłopakom za zaproszenie! Poza tym Eneidi to świetny człowiek o wielkiej pokorze i skromności. Człowiek , który zrywał azbest wraz z polakami w  w Nowym Jorku, człowiek ,który był taksówkarzem w NY, pracował na budowie i wyszedł szczęśliwie z nowotworu. Uwielbiam go.

Świetny muzyk – świetny człowiek, sądzisz, że zawsze idzie to w parze?

Myślę, że nie zawsze. Jedno jest pewne, po pierwsze trzeba być człowiekiem. To poważne utrudnienie w karierze. Poważne. Znam ludzi ,którzy nie mają skrupułów , prą do przodu  jak tarany. Nie wiem czemu ale zupełnie tak nie umiem.

Z drugiej strony profesor Leszek Kołakowski powiedział kiedyś, mniej więcej tak, że jak ktoś myśli o sławie, a nie o mistrzostwie, to przeważnie osiągnie najwyżej popularność. Idąc tym tropem chyba nie powinieneś przejmować się tą nieumiejętnością.

Mam nadzieję. Dziękuję Ci ta słowa! Jest tyle problemów dnia codziennego ,że trudno myśleć o sławie i innych podobnych sprawach. Proza życia potrafi bardzo przytłoczyć.

A właśnie jak Twój kontrabas? Uległ jakiś czas temu wypadkowi.

Tak, niestety. Ciężko mi o tym mówić. To takie uczucie jakby mnie samego ktoś uszkodził ,zranił. Kiedy Twoje narzędzie pracy ulega zniszczeniu, pojawia się potworny strach. Okazuje się ,że nie możesz żyć normalnie, funkcjonować bez swojego instrumentu. Wciąż zbieram pieniądze na naprawę...

To właśnie cześć tej prozy dnia codziennego. Co jest dla Ciebie lekarstwem na tę prozę?

Myślę, że lekarstwem na tę prozę są przyjaciele, rodzina. Bez nich zginął bym marnie. Mam szczęście ,bo spotkałem na swojej drodze wspaniałych ludzi. Myślę, że muzyka jest lekiem, pozwala zapomnieć o całym świecie. Oczywiście miłość. Bez niej byłbym jałowym, bezkształtnym tworem.

Jaka muzyka?

Jaka muzyka? Tak , która płynie z samej głębi człowieczeństwa. Muzyka, która nigdy nie pozwala o sobie zapomnieć. Pytasz jaka muzyka. Doprawdy nie wiem jak ją nazwać. Wyobraź sobie ,że skończyły Ci się pieniądze , jedyna wizja jaka Ci pozostaje  to jedzenie żużlu. Bierzesz wtedy do rąk instrument albo zaczynasz śpiewać i zapominasz, uciekasz od tego ciężaru. To pozwala przetrwać, nie myśleć, nie użalać sie nad sobą. Wtedy właśnie doceniasz to , co masz. Masz wszystko co potrzebne do szczęścia.

A więc jesteś szczęśliwym człowiekiem!

Tak, mimo wszystko tak!

To czego można życzyć szczęśliwemu człowiekowi, oprócz strony internetowej?
Myślę, że trochę łutu szczęścia, samozaparcia i wiary we własne marzenia. Czekam teraz niecierpliwie na koncert z Uri Cainem , który odbędzie się na festiwalu Tzadik. Czekam tez na koncerty z Charlesem Gaylem jesienią. Czekam też na swoją solową płytę, którą noszę w sobie juz od dawna. Dużo Cierpliwości i niezłomnej wiary!



To będą Twoje koncerty z Uri Cainem i Charlesem Gaylem?
Tak, to będą tria- Uri Caine, Robert Rasz i ja, będziemy grac muzykę Szpilmana. Drugie trio to: Gayle, Kugel i ja. :)  nie moge sie doczekać!!!

To chyba jest nas więcej, którzy doczekać się nie mogą!