Wyjątkowa AURA - krótka rzecz o koncercie RGG w studiu im Witolda Lutosławskiego

Autor: 
Maciej Krawiec
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego kontynuuje tradycję goszczenia na swej scenie artystów jazzowych. Dzieje się tak między innymi za sprawą Mariusza Adamiaka, który od 2013 roku organizuje tam koncerty artystów z Polski i nie tylko. O październikowym występie tria RGG w składzie Maciej Garbowski na kontrabasie, Krzysztof Gradziuk na perkusji i Łukasz Ojdana na fortepianie wiadomo było już w lipcu – jego zapowiedź znalazła się w programie festiwalu Warsaw Summer Jazz Days. I choć na każdy koncert tej czołowej polskiej jazzowej grupy czekać warto, ten wiązał się z oczekiwaniem szczególnym - muzycy mieli tego wieczoru zaprezentować po raz pierwszy publicznie materiał ze swojej nowej płyty „Aura” wydanej przez słynną wytwórnię OKeh. Spowita mgłą Warszawa czekała na muzyczne dopełnienie osobliwej pogodowej aury. Doczekała się. 

Zapowiadający występ Garbowski określił to, co miało wybrzmieć ze sceny, jako prezentacja obecnego „światopoglądu” grupy. Przebieg koncertu uzmysłowił w pełni, dlaczego kontrabasista użył tak górnolotnego terminu; ich muzyka bowiem to poważna, autorska propozycja, w ramach której każdy z instrumentalistów obnaża swój odmienny temperament. Ów „światopogląd” jest wyrażony poprzez szczerą projekcję własnych myśli, osobistej wrażliwości muzyków. Gra Ojdany jest elegancka, subtelna, powściągliwa, chwilami poetycko piękna; Gradziuk to wulkan energii ze swoistym koncertowym ADHD; Garbowski zaś wydaje się uosabiać oba te żywioły, dzięki czemu jest kimś w rodzaju łącznika spajającego brzmienie grupy. Te indywidualne głosy składają się na różnorodną, frapującą, zaskakującą całość.

Tak jak inne są osobowości muzyków, tak różnorodne są nastroje ich kompozycji: jest w nich zarówno wyciszony liryzm, jak i namiętny zespołowy groove czy formalna ekwilibrystyka. Muzyka RGG w każdej z tych konwencji przekonuje do tego stopnia, że ma się wrażenie, iż są oni w stanie zinterpretować dokładnie każdą melodię w sposób bez mała genialny. Nie dziwi więc, że na nowej płycie znajdziemy nie tylko oryginalne kompozycje, lecz także ich wersje utworów tak odległych od siebie artystów, jak Ornette Coleman, Peter Gabriel, Carla Bley czy Milton Nascimento, a także autorskie ujęcia motywów ludowych i sakralnych.

Pozostaje jednak jedno – absolutnie pozamuzyczne – „ale”. Dlaczego na widowni było tyle wolnych miejsc? Być może większa część warszawskich fanów muzyki improwizowanej wybrała się tego dnia na koncert otwierający festiwal Ad Libitum do Centrum Sztuki Współczesnej. Tam podobno także było wspaniale, ale ci fani jazzu, którzy zdecydowali się jednak na koncert RGG, na pewno takiego wyboru nie żałują.