Wróblewski czy Gradziuk Trio? Koncert Michał Wróblewski Trio w Pardon To Tu.

Autor: 
Beata Wach

Kiedy w kwietniu 2011 roku wraz z magazynem Jazz Forum otrzymałam debiutancka płytę „I remember” Michała Wróblewskiego z jego własnym trio, z niecierpliwością oczekiwałam na koncerty i kolejne nagrania. No cóż, mam słabość do fortepianowego trio, a ze słabościami się nie dyskutuje, dlatego też karnie czekałam. Moja cierpliwość została wystawiona na niezłą próbę bowiem okazja nadarzyła się dopiero teraz, w minioną niedzielę za sprawą niezawodnego Pardon, To Tu. W składzie Michał Wróblewski (piano), Michał Jaros (kontrabas) oraz Krzysztof Gradziuk (perkusja) wysłuchaliśmy koncertu Wróblewski Trio.

I nie było żadnego zaskoczenia. Nie było fajerwerków, rewolucyjnych rozwiązań czy ekstremalnych poszukiwań. Było za to stonowanie, spokojnie, przyjemnie dla ucha. Jak dla mnie trochę za grzecznie i dziękuję Gradziukowi za to, że udawało mu się różnorodnym brzmieniem perkusji skutecznie tę sielskość złamać. Dodawał kompozycjom energii i momentami wręcz ognistego temperamentu. Roznosiło go, niejednokrotnie wręcz miało się wrażenie, jakby swoją grą krzyczał do muzyków: „no co jest?! Co tak bez siły?!” i jeszcze mocniej przykręcał „perkusyjną śrubę”. Myślę, że lata gry w RGG zrobiły swoje i mimo, że koncert był zwarty, to jednak Gradziuk miał nieokiełznaną potrzebę wyjścia poza ramy kompozycji. Bardzo to dobrze zrobiło całości. Chwała mu za to!

Nie chciałabym, aby wyszło, że Wróblewski nie miał nic do powiedzenia, bo nie byłoby to prawdą. Większość to były jego kompozycje i to jednak on nadawał bieg wydarzeń. Co i raz tylko był „dźgany” pejczem perkusji Gradziuka, co dawało mu nową przestrzeń i możliwości, które wykorzystywał. Najmniej wyrazista była gra kontrabasu, prawie w ogóle nie było go słychać w przeciwieństwie do nagrania na płycie. Nie wiem, co się stało? Jaros jakby się wycofał, jakby mu sił zabrakło, ale też jakby stracił wiarę w projekt. Zrzucam to na karb potwornego gorąca w Pardon To Tu, do którego muzyk jeszcze nie przywykł, bo nie chcę myśleć, że to efekt znużenia graniem.

Licznie zebranej publiczności podobało się i to jest najważniejsze! Trio było wielokrotnie oklaskiwane w trakcie koncertu i mimo temperatury sięgające daleko powyżej 36,6 stopni, zostało wywołane do bisu. Tym razem dla odmiany Pardon To Tu zaserwowało nam jazz mainstreamowy. Czemu nie? A jeżeli ktoś liczył na eksperymenty? Hmm... mógł się rozczarować, ale Pardon To Tu szybko mu to zrekompensuje.