Wibrafonowa zorza, albo jak muzyka zmienia się w światło Gary Burton The New Quartet na Jazzowej Jesieni w Bielsku BIałej

Autor: 
Armen Chrobak
Autor zdjęcia: 
Armen Chrobak

Po mocnym gitarowym otwarciu przyszedł czas na diametralnie odmienny repertuar rozbrzmiewający na deskach sceny Bielskiego Centrum Kultury. Nastał drugi wieczór 12. Jazzowej Jesieni.

Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje. Na pewno wiele w nim racji, a o tym jak zachowuje w świetnej kondycji, dodaje pogody ducha i zbliża ludzi, można było wyraźnie się przekonać oglądając i słuchając pełnego energii wybitnego wibrafonisty, Gary Burtona, który był bohaterem drugiego dnia Jesieni.

Artysta gościł już w Bielsku-Białej przed pięciu laty, towarzysząc Chickowi Corei we wspominanym chętnie występie również podczas Jazzowej Jesieni. 12 listopada stanął na scenie jako lider kwartetu, w którym obok najlepszego wibrafonisty na świecie (krytycy Down Beat potwierdzili to jednoznacznym werdyktem) zagrali: charyzmatyczny perkusista, Portorykańczyk Henry Cole, mistrz gitary i kompozytor Julian Lage oraz peruwiański kontrabasista, Jorge Roeder.

Wibrafon jest niezwykłym instrumentem, który w odpowiednich rękach tworzy niezwykłe, kryształowe pejzaże wypełnione światłem. Wpatrywanie się młoteczki w uderzające z precyzją w płytki wibrafonu jest doświadczeniem fascynującym. Gary Burton wie o tym najwięcej – jest prekursorem techniki grania na wibrafonie jednocześnie czterema pałeczkami.

Podczas środowego koncertu dźwięki dobiegające ze sceny wprawiały w rezonans dusze słuchaczy, którzy żywo reagowali na popisy muzyków stojących na scenie. Usłyszeliśmy swingujące, inspirowane latynoamerykańską stylistyką kompozycje, lekkie, orzeźwiające, wzbogacone pełnymi temperamentu, rozbudowanymi partiami gitary. Kontrabas, którego brzmienie budziło skojarzenia z ciężkim lotem zbłąkanego trzmiela obijającego się o ściany drewnianej pułapki, wchodził zgrabnie w dialog z grającą czasem subtelnie, czasem drapieżnie perkusją. Nie można jednak ukryć, że był to przede wszystkim wieczór wibrafonu.

 

 

Warto wspomnieć o dedykowanym mistrzowi współczesnego tanga Astorowi Piazzolli utworze Remembering Tano (Włoch – jak pieszczotliwie określano Piazzollę), połyskującym, mieniącym się światłem, zmysłowym. Zachwycająca, bezpretensjonalna melodia, płynąca spokojnym nurtem, lekka i ożywiająca jak wieczorny podmuch letniego wiatru.

Program występu obejmował również piękną, harmonijną balladę autorstwa Keitha Jarretta zatytułowaną In your quiet place. Ta melodyjna, liryczna, kołysząca subtelnie kompozycja została przyjęta przez publiczność z widocznym zadowoleniem. Świetnie zabrzmiał na deskach sceny Bielskiego Centrum Kultury dynamiczny, niepokojący utwór z ostatniej płyty The New Gary Burton Quartet: Sunday’s Uncle skomponowany przez gitarzystę Juliana Lage’a. Utwór z połamanym, nerwowym rytmem, z wyrazistą partią gitary poruszającą się biegle w jazzrockowej stylistyce, wzmocnionej zdecydowaną grą sekcji rytmicznej.

Burton chętnie dzielił się przestrzenią sceny z pozostałymi muzykami, dawał im okazję popisania się umiejętnościami, sposobem przeżywania energii, dynamizmu i pogodnej atmosfery jakie przepełniały wszystkie kompozycje rozbrzmiewające tego wieczoru. Tę sposobność skutecznie wykorzystał obdarzony gorącym temperamentem Henry Cole (równie żywiołowo i ekspresyjnie zagrał na perkusji podczas zimowej Zadymki Jazzowej w Bielsku-Białej, gdzie towarzyszył Miguelowi Zenonowi), doskonale rozumiejący gitarę Julian Lage, jak również ceniony i sprawnie kontrolujący kontrabas Jorge Roeder (również pamiętany z występu u boku Zenona i Cole’a).

Niezwykłą, niezaplanowaną raczej przez nikogo, wizualną oprawę dla czystej, łagodnej, melodyjnej  muzyki dobiegającej ze sceny, stworzyły barwne refleksy świateł odbijających się w metalowych płytkach wibrafonu. Odbite na stropie sali  koncertowej stworzyły zaskakującą zorzę, której podziwianie przy akompaniamencie dźwięków instrumentów przynosiło nowe, niecodzienne odczucia.

Warto zaznaczyć, że Burton, inaczej niż Bill Frisell z zespołem poprzedniego wieczora, nie unikał kontaktu z zajmującą widownię liczną rzeszą miłośników muzyki. Chętnie zapowiadał utwory i przybliżał słuchaczom ich charakter. Jego spokój, pogoda ducha, bezpośredniość i bezpretensjonalność, ale przede wszystkim talent i muzykalność sprawiły, że środowy koncert pozostał publiczności w pamięci na długo.