Trying to tell a new story. Shai Maestro Trio w Alchemii

Autor: 
Mateusz Magierowski

„We are trying to tell a new story” zaznaczył w pewnym momencie podczas koncertu, jaki dał we wtorkowy wieczór ze swoim triem w krakowskiej Alchemii, znany jazzowemu słuchaczowi przede wszystkim ze współpracy z Avishai’em Cohenem pianista Shai Maestro. Była to bez wątpienia opowieść pełna muzycznej świeżości, pasji i entuzjazmu.

Maestro, któremu podczas koncertu towarzyszyli kontrabasista Jorge Roeder oraz bębniarz Ziv Ravitz zaprezentował utwory ze swojego najnowszego, wydanego niedawno przez Laborie Records albumu. Trio rozpoczęło od pełnego muzycznych zwrotów akcji utworu zatytułowanego „Sleeping Giant”. Tytułowego wielkoluda najpierw usypiał balladowymi tonami sam lider, by następnie przebudzić go nagle ze swymi kompanami pełną nieposkromionych emocji muzyczną nawałnicą, podobnej do tych rodem z płyt tria Avishaia Cohena.

Dynamicznych zmian muzycznych nastrojów słuchacze doświadczyć mogli również w kolejnym utworze –pełnym groove’owej energii „Angelo”. Izraelski pianista nie podzielił się z przybyłymi tego wieczora do Alchemii miłośnikami jazzu informacją kim jest ów tytułowy „Angelo” („This story is too long”), wyznał jednak, co natchnęło go do napisania kolejnej kompozycji – pełnego melancholijnej zadumy „Painting”. Z rozbrajającym uśmiechem stwierdził, że był to oczywiście obraz, dodając, iż otrzymał go od pewnej Bułgarki po koncercie w Luksemburgu. Sam obraz w jego przekonaniu emanuje „smutkiem i nadzieją”. Świetną muzyczną ilustracją tych stanów ducha był sam utwór, którego nastrój budował z Maestro delikatnymi pociągnięciami smyczkiem po strunach kontrabasu świetny tego wieczoru Jorge Roeder.

Obraz okazał się nie być jedynym bułgarskim tropem w twórczości Shaia Maestro. Po zakończeniu kolejnego utworu, ku zdziwieniu słuchaczy, Roeder odłożył kontrabas, Ravitz wstał od zestawu perkusyjnego i obaj panowie udali się za kulisy. „They’ll be back” zapewnił uśmiechnięty Maestro, dodając, że kolejnym utworem, jaki zaprezentuje jest jego solowa aranżacja ludowej pieśni bułgarskiej „Kalimankou Denkou”.

Po powrocie na scenę sekcji rytmicznej trio uraczyło słuchaczy kompozycją „The Flying Shepherd”, kompozycji inspirowanej muzyką izraelskich pasterzy a poświęconej przez pianistę swoim pradziadkom. Muzycy nie dali się długo prosić i aż dwukrotnie bisowali, grając jazzowe standardy. Najpierw zabrzmiało „Footprints” Wayne’a Shortera (świetna partia solowa Ravitza!), na pożegnanie zaś usłyszeć można było akustyczną aranżację „Someone to Watch Over Me” George’a Gershwina.

„Jeśli ktoś chce nas zabrać ze sobą do domu, dzwońcie do mnie, jeśli chcecie zabrać ze sobą naszą muzykę – płyty są w barze” - zachęcił w pewnym momencie żartobliwie młody pianista. Mnie nie musiał do tej drugiej czynności długo namawiać.