TRC w sopockiej Zatoce Sztuki

Autor: 
Piotr Rudnicki

Trzy dni temu Kraków, przedwczoraj Warszawa a we wtorkowy wieczór – Sopot. Tak wyglądała pierwsza trasa świeżo ukonstytuowanego free-jazzowego tria TRC - Tomek Gadecki/Rafał Mazur/Conor Murray. Muzycy niczym ekspres w trzy dni przemierzyli Polskę, by zaprezentować, co razem – i po trochu też każdy z osobna – mają do zaproponowania. A jest to zdecydowanie propozycja która miłośników improwizacji powinna zainteresować, bo choć TRC to trio o składzie dość klasycznym, to potrafi wnieść kilka niecodziennie spotykanych niuansów.

Detale te są na szczęście na tyle wyraźne i mają taką siłę przebicia, że można było je dosłyszeć mimo fatalnej akustyki pomieszczenia, w którym przyszło zespołowi występować. Nie jest to niestety pierwszy raz, kiedy podczas koncertu muzycznego wnętrza Zatoki Sztuki zawodzą, i należy jedynie  mieć nadzieję, że sytuacja wkrótce ulegnie zmianie. Akustyczny dyskomfort mocno odczuwalny ze strony publiczności nie przeszkodził muzykom w zagraniu solidnego koncertu.

Trudno nie zauważyć, że saksofonista Tomek Gadecki ma niezwykłe szczęście do współpracy z nietypowymi basistami – podczas gdy w Olbrzymie i Kurduplu występuje z Marcinem Bożkiem, który konsekwentnie do grania muzyki improwizowanej miast kontrabasu używa gitary basowej, w TRC gra z nim Rafał Mazur – basista z kolei akustyczny, posługujący się swym instrumentem w sposób zgoła niestandardowy, a i sprawnie żonglujący stylistykami. Z obu tych umiejętności basista skwapliwie korzystał wczoraj w Sopocie. Mazur potrafił zalewać przestrzeń pędzącą strugą dźwięku szarpanych strun, by za chwilę ruszyć w klasycznie jazzowy basowy pochód, za którym podążał zarówno tenor Tomka Gadeckiego jak i pędziła perkusja Conora Murraya. Ten irlandzki drummer z kolei również wykraczał swą grą poza standardowe granie perkusyjnego improwizatora. Gdy zaszła potrzeba, z zapamiętałej kaskady silnych, pionowych uderzeń w bębny odezwać się potrafiła napędzająca kolegów werblowa melodia, która chwilami kierowała improwizację nawet w rejony bliskie klimatom post-bopowym.

Każdy z trzech rozbudowanych utworów zawierał nowy element – usłyszeliśmy więc fragmenty orientalne, kiedy Rafał Mazur za pomocą smyczka zagrał na swej gitarze niczym na wiolonczeli a Conor Murray delikatnie uderzał membrany bębnów wyciszonymi pałeczkami wprowadzając słuchaczy w swoistą minimantrę. Innym razem – gdy rozpoczęła się ostatnia partia setu właściwego basista lekko uderzał w główkę gitary i końcówki wystających strun, a Tomek Gadecki przestępując z nogi na nogę nieoczekiwanie odkrył foniczne właściwości... drewnianej podłogi.    
Mocne zakończenie w postaci bisu i postawienie kropki nad i należało do saksofonisty, który nie dając się już dłużej zapędzać w różne stylistyczne odcienie eksplodował quasi-aylerowską kaskadą pełnych dźwięków i przedęć – tak forsowną i pędzącą na złamanie karku, że - jak sam przyznał - całe szczęście że była krótka.


Ogólnie rzecz ujmując, trio TRC jest projektem nad wyraz obiecującym, a jego muzyka posiada pewną swoistość, której próżno szukać u innych podobnych zespołów. Jak się dowiedzieliśmy w końcówce, koncert był rejestrowany i na jego podstawie powstanie pierwszy album grupy. Można się zatem tylko cieszyć z możliwości ponownego odsłuchania tego materiału – tym razem już bez przykrych akustycznych niespodzianek.