Tomasz Stańko New York Quartet - koncert bielski

Autor: 
Armen Chrobak
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

Tomasz Stańko, nazwisko, którego nie trzeba specjalnie przedstawiać, muzyk-instytucja, laureat prestiżowych nagród i wyróżnień, kompozytor, trębacz, eksperymentator, wizjoner. Po raz dwunasty na Jazzowej Jesieni, którą kieruje od strony artystycznej. Przez wszystkie lata trwania festiwalu przyzwyczaił bielską publiczność do premier. Tymczasem tegoroczny występ miał wyjątkowo obejmować materiał, który kwartet pod kierownictwem Stańki wykonywał już wcześniej. A mianowicie podczas trwającej od kwietnia 2013 r. trasy koncertowej promującej ostatni album artysty pt. Wisława.

Album powstał z udziałem muzyków, z którymi trębacz już wcześniej współpracował: Thomasem Morganem grającym na kontrabasie, Geraldem Cleaverem za perkusją i Davidem Virellesem, kubańskim pianistą mieszkającym w Nowym Jorku.

Jak można się domyślić, płyta poświęcona jest polskiej noblistce Wisławie Szymborskiej, stanowi hołd złożony poetce, której twórczość jest bliska artyście, bo, jak sam mówi, poezja jest sztuką abstrakcyjną, niedefiniowalną, pokrewną w tym sensie muzyce improwizowanej. Tomasz Stańko miał okazję osobiście spotkać poetkę w 2009 r. na scenie Opery Krakowskiej, podczas jednego z jej ostatnich wieczorów autorskich. Noblistka czytała swe najnowsze wiersze. Jej wierszom towarzyszyły improwizacje Stańki.

Piątkowy koncert w ramach 12. Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej rozpoczął się nastrojową, powolną, pełną zadumy balladą o tym samym tytule, co najnowsza płyta kwartetu: Wisława. Powolne, nieśpiesznie, z namaszczeniem wydobywane dźwięki fortepianu, mające dość czasu by wybrzmieć, trąbka Stańki, z charakterystycznym aksamitnym tembrem. Kreślone swobodnie linie melodii kontrabasu biegnącej równolegle do partii trąbki.

W repertuarze kwartetu, obok utworów z promowanej płyty pojawiły się kompozycje nowe, pochodzące z najnowszego materiału, który artysta przygotowuje na swą kolejną płytę. W muzyce dobiegającej ze sceny dawało się wyczuć ową charakterystyczną dla Polaka słowiańską melancholię, liryzm, sentymentalizm, zaskakująco naturalnie podzielany przez pozostałych muzyków.

Stylistycznie występ nie zaskakiwał. Muzycy nie eksperymentowali, nie eksplorowali nieznanych wcześniej obszarów, nie zapuszczali się w rejony nieznane. Nie taki zresztą był chyba zamysł artystów.

Narracja – w przeważającej części koncertu spokojna, wyważona, melancholijna. Czasem jednak muzyka nabierała drapieżności, tempa, zuchwałości. Frazy wyrzucane przez trąbkę bez zahamowań i skrępowania miały wwiercić się, sprowokować wybuch emocji u słuchaczy. Wówczas dawało się odczuć, że to terytorium trębacza, który łaskawie udzielał nieco pola fortepianowi, kontrabasowi i perkusji. Nurt kompozycji płynął, przeobrażał się, dochodziło do konfrontacji między instrumentami, w tonie trąbki Stańki dawało się usłyszeć skargę, bunt, lament.

W takim tyglu emocji, raz namiętnych, raz spokojnych, prowokujących kontemplację, zamyślenie, upłynęła druga część piątkowego wieczoru podczas Jazzowej Jesieni.

Występ Tomasz Stańko New York Quartet obiektywnie należał do bardzo interesujących i poruszających. Poprzedzający go jednak koncert kwartetu Torda Gustavsena był tak intensywny i poruszający, że mnie osobiście trudno było zaangażować się z równą siłą w wydarzenie, którego bohaterem był Stańko i jego zespół. Szkoda, bo płyta Wisława znakomicie się broni słuchana dla niej samej.