Tom Trio w Pardon, To Tu: Tylko satysfakcja

Autor: 
Krzysztof Wójcik

Noszenie w Polsce imienia “Tomasz”, granie na trąbce i wychodzenie na scenę w nakryciu głowy niesie za sobą dosyć jednoznaczne skojarzenia. Tomasz Dąbrowski, nominowany do Fryderyka 2012 ze płytę Tom Trio, wystapił na deskach Pardon To Tu po raz pierwszy przy na wpół zapełnionej sali. Muzyk, którego aktywność wydawnicza w tym roku jest w stanie przyprawić o zawrót głowy, zaprezentował wraz z duńską sekcją rytmiczną nowy materiał, który zostanie opublikowany dopiero w przyszłym roku. Spora niespodzianka i z pewnością nie lada gratka dla fanów Dąbrowskiego.

Osobiście nie przyszedłem na koncert w roli fana, a bardziej dla walorów poznawczych -  nie miałem dotąd nigdy okazji słyszeć młodego trębacza na żywo. Trio, będące dla Dąbrowskiego składem kluczowym, working bandem, zaprezentowało się wtorkowego wieczoru od bardzo spontanicznej strony. Nie mam tu na myśli muzyki - ta była precyzyjnie odegrana z rozstawionych przed artystami partytur - chodzi mi bardziej o sceniczną aurę. Dąbrowski systematycznie uprzedzał każdą kompozycję wyjawiając pod jaką kryje się cyfrą - tytuły przyjść mają z czasem.. Silnym punktem występu, na który od razu można było zwrócić uwagę, było bez wątpienia bardzo dobre porozumienie na linii perkusja - kontrabas. Nic w tym jednak dziwnego, jak zdradził sam Dąbrowski panowie Davidsen i Mogensen mają za sobą 20 lat wspólnego muzykowania. Doświadczenie i pewność ich gry była zauważalna i co ważniejsze słyszalna.

Zatem kompozycje. Kompozycje nowe, nie do końca ograne, choć już nagrane. Tematom zaprezentowanym przez Dąbrowskiego bliżej było do tradycyjnego jazzu niż w wypadku muzyki większości zespołów występujących w Pardon To Tu. Talerze cykały, kontrabas ciepło pulsował, a wszystko spajała trąbka zwykle prowadząca sekcję bezpieczną, dość przewidywalną ścieżką. Klasyczne jazzowe trio chciałoby się rzec, grające oszczędnie i konsekwentnie przygotowane wcześniej tematy bez popadania w szał improwizacji. Nie jest to z pewnością muzyka przy której moje serce bije szybciej. Jednak mimo to muzycy kilkakrotnie wywołali u mnie uśmiech niekłamanego zadowolenia, które zwykle wynikało z obserwacji jak dobrze panowie opanowali swój warsztat. Dąbrowski zdecydowanie najlepiej brzmiał  kiedy zaczynał odbiegać od konwencjonalnych zagrywek, wykorzystując instrument do sonorystycznych eksperymentów. Podobnie w przypadku Nilsa Bo Davidsena, który w momentach większej przestrzeni potrafił nadać kontrabasowi ciekawe, nie do końca oczywiste tony. Chyba największe zadowolenie sprawiła mi jednak gra Andersa Mogensena - oszczędna, bardzo dokładna i pewna, charakteryzująca się intensywnym wykorzystaniem hi-hatu i werbla. Mając do dyspozycji tak sprawną sekcję, aż dziw, że Dąbrowski nie próbował wprowadzić swojej trąbki na nieco wyższy poziom ekspresji, fantazji. Prawdopodobnie winą za to można obarczyć jeszcze nie do końca intuicyjnie grany przez muzyków nowy materiał.

Na zakończenie miłą niespodzianką było zaproszenie na scenę Thomasa Sancheza, który wspomógł trio na instrumentach perkusyjnych. Przestrzeń muzyczna wypełniona przez gościa w moim odbiorze dość udanie wzbogaciła aranżacje, która stała się gęsta, a zarazem nieco bardziej zaskakująca. Następnie przyszedł jeden bis i koncert dobiegł końca.

Z moich zdań wynikać może, że wtorkowy występ nie przyniósł mi satysfakcji. Otóż nie. Satysfakcję kilkakrotnie odczułem, wszak mogłem poobserwować i posłuchać muzyków umiejętnie grających na swych instrumentach. Jednakże treść kompozycji i stylistyka w jakiej przyszło im się poruszać nie do końca do mnie przemówiła. Na własne nieszczęście szukam w występach na żywo czegoś więcej niż jedynie satysfakcji, dlatego mimo sprawnie zagranego koncertu, występ Tom Trio zapewne nie zapisze się w mojej pamięci na długo.