Peter Gabriel na Life Festival Oświęcim.

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
Marta Ignatowicz www.martaignatowicz.com

Od pierwszych sekund finałowego koncertu Life Festival w Oświęcimiu, gdy na scenie, zza czerwonego ekranu, wyłoniła się The New Blood Orchestra a z nią Peter Gabriel, czuło się, że artyści, po raz kolejny, oddadzą publiczności całą swoją energię. To był właściwie perfekcyjny koncert.

Oświęcim, Bełżec, Treblinka, Sobibór, Sztutowo - te miasta, choć od zakończenia II wojny światowej minęło już niemal 70 lat, na długo jeszcze pozostaną naznazczone piętnem holocaustu i niemieckich obozów śmierci. Auchwitz to nazwa, którą zna chyba każdy człowiek na Ziemii, zainteresowany jakkolwiek historią XX wieku. A przecież przez te 70 lat toczy się w tym 4 tysięcznym mieście życie poza obozem. "Oświęcim - miasto pokoju" - takie hasło wita na dworcu przyjezdnych. Jednak zanim, ruszając z Krakowa, dojedziemy na stację docelową, gdy pociąg toczy się przez kolejne miejscowości, lasy i pola, gdy na jednym z mijanych murów widać świeżo namalowane "Żydzi do gazu", trudno pozbyć się skojarzeń z Shoah.

Dlatego właśnie powstał Life Festival - i jest to pomysł znakomity - a zaproszenie na finał III edycji tej imprezy Petera Gabriela to strzał w dziesiątkę albo i lepiej.

Przed występem jednego z najlepszych, najbardziej twórczych i niezwykłych muzyków w historii popkultury, rocka, muzyki świata, aktywisty na rzecz praw człowieka, założyciela wytwórni RealWorld a wcześniej leadera grupy Genesis, na jego specjalne życzenie wystąpiła krakowska grupa Kroke, z którą Peter Gabriel współpracował wcześniej m.in. przy muzyce do filmu "Polowanie na króliki".

Byłem, delikatnie mówiąc, sceptycznie nastawiony do tego koncertu. Kluczowa postać sceny, którą można już nazywać mianem Nowej Muzyki Żydowskiej, gitarzysta Raphael Rogiński, uznał kiedyś za doskonały przykład "kebabowego podejścia do kultury". Trio to kojarzyło się dotąd głównie z białymi koszulami i czarnymi kapeluszami - sceniczny wizerunek Kroke - oraz muzyką klezmerską w jej dość skostniałym obliczu. W Oświecimiu wystąpili w kwartecie z perkusistą, który zamiast tradycyjnych werbli, tomów i bębnu basowego miał różnej wielkości hiszpańskie cajóny. Ich występ zaś nie zaczął się wcale "na żydowską nutę". Altowiolista i wokalista zespołu, Tomasz Kukurba, świętujący z resztą tego dnia swoje urodziny, zanurzył się w improwizacji a miejski stadion w Oświęcimiu zaczął nieśmiało tańczyć.

Po kilku utworach do muzyków dołączyła Anna Maria Jopek. Rzadko komentujemy na Jazzarium stroje artystów, tym razem jednak sporej ekstrawagancji wokalisktki nie dało się nie zauważyć: skórzane spodnie, czarny żakiet, czarna bluska, czarne rękawiczki bez palców i dużych rozmiarów, czarny, prawie w całości zasłaniajacy rondem twarz artystki, kapelusz robił wrażenie. Jej głos jednak nie pozostawał cienia wątpliwości - improwizowane, barwne, mroczne, emocjonalne wokalizy, z finałem w postaci bardzo nieoczywistej interpretacji "Follow Me" Pata Metheny, znanego w Polsce z ich duetu "Tam gdzie nie sięga wzrok" - zostawiły bardzo pozytywne wrażenie. Szkoda, że występ ten cieżko nazwać projektem, w którym oprócz funkcji supportu, byłaby jeszcze jakaś głębsza koncepcja. Warunki ku temu są i proszą się o ciąg dalszy.

Wszyscy jednak czekaliśmy na koncert Petera Gabriela i jego The New Blood Orchestra. Przed koncertem na ekranach prezentowane były spoty jego portalu i organizacji Witness, której hasło brzmi: see it, film it, change it. Aktywiści Witness dostarczają w rejony, w których łamane są prawa człowieka kamery video. Tam szkołą lokalnych leaderów, a nagrane przez nich filmy-świadectwa umieszczane są w internecie. Dzięki temu zbrodnie, przestępstwa, nadużycia, których ofiarami padają niewinni ludzie w najdalszych miejscach naszej planety mogą zostać zidentyfikowane, nagłośnione i napiętnowane. Gabriel nawiązał do tego zapowiadając utwór "Signal to noise".

Koncert otworzyła kompozycja "Heroes". Artysta zapowiadał swoje utwory po polsku, w wymiarze wykraczającym daleko poza tradycyjne "dzień dobry" i "dziękuję". W dłuższych wypowiedziach tłumaczeniem wspomagał go zza kulis Piotr Kaczkowski. Piosence "Intruder" towarzyszyły bardzo efektowne wizualizacje, prezentowane bodaj na 5 ekranach, nawiązujące do zdjęć z kamer przemysłowych. Cała oprawa koncertu była na najwyższym, rzadko spotykanym w Poslce poziomie. Te kompozycje jak i następne "Secret World" i "Father, son", choć to doskonale znane przeboje Gabriela rozbrzmiewały w Oświęcimiu, w sąsiedztwie KL Auschwitz, w sposób wieloznaczny. Skojarzenia te opusiły mnie dopiero przy "San Jacinto" - piosence inspirowanej rytuałem inicjacyjnym Apaczów. W trakcie utworu Gabriel małym lusterkiem odbijał światło reflekotra "zajączkiem", w stronę publiczności. Potem były jeszcze "Digging in the dirt", dedykowane aktywistom Arabskiej Wiosny "Signal to noise", "Downside up" w duecie z córką Melanie, "The Rythm of the Heart" i "Red Rain" - które zintensyfikowało przelotne opady deszczu, towarzyszącego koncertowi.

Czuło się wokoło radość zgormadzonych. Jeszcze wyższy poziom osiągnęła ona gdy rozbrzmiało "Solsbury Hill". Gabriel biegał po scenie, jedną z kilkudziesięciu obecnych na scenie kamer, które na żywo budowały warstwę wizualną koncertu, skierował na publiczność. Apogeum euforii towarzyszyło utworowi "Biko", poświęconemu Stephenowi Biko - młodemu aktywiście w walce z apartheidem, aresztowanemu, torturowanemu i zamordowanemu w więzieniu 12 września 1977 roku. Kilka tysięcy zgromadzonych, przy wtórze całej orkiestry i Gabriela uniosło w górę prawe pięści. Pod koniec utworu na wielkim ekranie wyswietliły się oczy Stephena Biko.

Na finał zabrzmiały jeszcze "In Your Eyes", w którym do Gabriela i dołączył zespół Kroke, a Tomasz Kukurba wszedł w buty Yousefa N'Doura, intonując charakterystyczny zaśpiew - oraz "Don't Give Up". Pointą była instrumentalna kompozycja w wykonaniu samej orkiestry. Chciałoby się powiedzieć, że brak bisu, mimo długiej owacji publiczności pozostawił pewien niedosyt, jednak koncert był tak pełny, bogaty i na tak wysokim poziomie, że zawierzyć należy Gabrielowi - taka konstrukcja koncertu była zapewne najlepszą z możliwych.

"New Blood" i wcześniejsze płytowe wydanie "Scratch My Back" to, odpowiednio, największe przeboje z repertuaru Petera Gabriela oraz utwory innych artystów w jego wykonaniu, z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej. Przedsięwzięcie to wykracza tak daleko poza sztampę "Wielka Gwiazda Symfonicznie", jak to tylko możliwe. Orkiestracja, wykonanie oraz cały, towarzyszący temu spektakl stanowią zupełnie nową jakość.

Zespół, złożony jest w połowie z londyńskich a w połowie z frankfurckich filharmoników pod batutą Bena Fostera. Autorem spektakularnych aranżacji jest John Metcalfe.

Mimo tego, że na scenie jest ok 100 osób, koncert ma niezwykle kameralną, intymną atmosferę. Gabriel, bez swojego zespołu, bez basisty Tony'ego Levina, gitarzysty Davida Rhodesa czy Manu Katché za bębnami, wydaje się występować solo. Jakby raz jeszcze sam przypatrywał się i mierzył się z własnym dorobkiem. Orkiestra zaś uoasabia cały świat jego niezwykłej, artystycznej wyobraźni.

Myślę, że dla wielu ten koncert był spełnieniem marzeń, a Oświęcim na trwałe zapisze się w ich wspomnieniach zupełnie nowym charakterem pisma. I o to chodziło - i za to pomysłodawcom Life Festival chwała. W święto Yom Kippur, żydowski nowy rok, pozdrawia się słowami "za rok w Jerozolimie". Dziś możemy powiedzieć: za rok w Oświęcimiu.