Ogień na Długiej! Mazur/Neuringer & Olbrzym i Kurdupel w Gdańsku

Autor: 
Piotr Rudnicki

Klubowe życie codzienne muzyki improwizowanej odbywa się głównie w Warszawie i Krakowie, ale i Trójmiasto potrafi poza dużymi wydarzeniami jazzowymi (vide Jazz Jantar) przyciągnąć pojedyncze składy, które akurat grają swoje polskie trasy. Zdarza się nawet, że to tutaj odbywają się koncerty wzbogacone o ekstra atrakcje  – tak właśnie było dziś wieczorem w Teatrze w Oknie, gdzie Rafał Mazur i Keir Neuringer zagrali wspólny koncert z gdyńskim duetem Olbrzym i Kurdupel.

A cóż to był za koncert! Tomek Gadecki i Marcin Bożek, geograficznie pełniący rolę gospodarzy (koncert odbywał się w ramach trasy Mazura i Neuringera) podjęli swoich gości rezygnując tym razem z wizualizacji i białych skafandrów, w których występują jako Olbrzym i Kurdupel. Zamiast dwóch odbijających plamy świetlne dżentelmenów pojawiło się zatem czterech czarno odzianych mężczyzn, którzy stanąwszy i siadłszy w jednym, równym niemal rzędzie zagrali mocny, godzinny set.

Już w momencie wejścia muzyków na salę można było wyczuć dziwnego rodzaju artystyczne napięcie. Wyczuwalne w powietrzu iskrzenie, wynikające z porozumienia  między muzykami zaowocowało niezwykłą kondensacją brzmienia podwójnego duetu. Rafał Mazur od razu szerokim gestem jął uderzać w struny swego akustycznego basu, Keir Neuringer zawtórował mu agresywną, głośną melodią półtonów, gdynianie zaś, zwolnieni z obowiązku prowadzenia jęli eksperymentować z dźwiękami wzbogacającymi przekaz muzyków przyjezdnych: Marcin Bożek podrapywał struny, Tomek Gadecki zaś – przydawał ekspresyjnej grze amerykanina tenorowego tła.

Taki układ sił nie  mógł się długo utrzymać – energia Neuringera i Mazura udzieliła się muzykom z Trójmiasta i koncert przerodził się w pełnowymiarową improwizację całego kwartetu. Pierwszy uderzał na odlew twardym tonem altu, zaciskaniem stroika lub przedęciami modulując jeden falami opadający i wznoszący się dźwięk tudzież przyjmując niezwykłe pozy przygłuszał czaszę kolanem. Drugi krzesał ogień basowego rozpasania, cały czas mając pod kontrolą przebieg wydarzeń - kiedy przygasł początkowy impet Mazur nie pozwolił wyciszyć improwizacji, przedłużeniem jednostajnego dźwięku zapraszając do dialogu Marcina Bożka. Innym razem rozpoczął utwór pociągłymi ruchami smyczka, by w rozwinięciu odpowiadając na donośne zawołania Neuringera dynamicznie go rozedrgać. Zapamiętałość przenikliwej gry Keira (chyba właśnie taki styl krytycy określają terminem „brötzen” - nie zaskoczyłoby mnie, gdyby jego alt się w trakcie koncertu rozleciał)  z czasem porwała Tomka Gadeckiego do wydobycia dużo twardszego, ostrzejszego niż zazwyczaj tonu, i kiedy do głosu doszły oba saksofony naraz, ich wyraz był tak gęsty, iż miało się wrażenie, że jest ich co najmniej dwa razy tyle.

Sklejające się i rozchodzące pasaże tej dwójki stanowiły o sile wyrazu muzyki kwartetu, eksperymenty Bożka (klamerki!) i gra Rafała Mazura ją dopełniały, a całość w maleńkiej sali Teatru W Oknie zabrzmiała tak, że aż dziw, że nie doszło do wybuchu. Genialne zakończenie polskiej części trasy duetu!