Mockunas/Mazur/Strid - Prowokacja/Reakcja/Kontrast

Autor: 
Bartosz Adamczak

W czwartkowy wieczór w klubie Alchemia, szef wydawnictwa Not Two Marek Winiarski zapowiedział ich tak: jeden ze Szwecji, jeden z Litwy i jeden z Nowej Huty. Raymond Strid - drummerska podpora jednej z najbardziej cenionych formacji sceny free – Tarfala Trio. Rafał Mazur znany doskonale krakowskiej publiczności (nasz czlowiek na scenie) oraz Liudas Mockunas być może najmniej znany (choć bardziej dociekliwi słyszeli go już na płytach świetnego wydawnictwa No Business) - po tym wieczorze na pewno zostanie zapamiętany.

Choć koncert przedstawiany był jaka 'premiera' to trio to grało już w Krakowie, niespełna rok temu, w Centurm Sztuki Współczesnej Solvay. W Alchemii muzycy rozpoczęli wieczór rozbudowaną, wielowątkową improwizacją, która w pigułce zaprezentowała co będzie można usłyszeć w trakcie całego koncertu - nieograniczoną energię, muzyczny pęd, dźwiękowy eksperyment, momenty medytacyjnej zadumy, które niezmiennie (choć nie ma pewności jak i w którym momencie) nabierają energii, szybkości, siły aż do poziomu muzycznego szaleństwa. Zachwycali umiejętnością wspólnego grania i tworzenia jednocześnie wielu płaszczyzn narracji. Koncert pod znakiem reakcji, prowokacji i kontrastu.

Jest w ich muzyce dynamiczne napięcie, ciągły ruch, napędzany zdolnościa grania wewnątrz i poza strukturą. Bo struktura, choć zdawkowo szkicowana, pojawia się w tej muzyce wyraźnie - czy to pod postacią powracającego refrenu w trakcie saksofonowego sola, pulsu perkusji czy uparcie akcentowanej nuty basowej.

Raymond gra jak szaleniec, jego ręce fruwają po zestawie - skłębiona, gęsta chmura rytmu (zamiennie z dźwiękami drapania, szarpania i gongów). To Liudas jednak w wielu momentach prowadził zespół. W tym sensie improwizacja ta zakorzeniona jest mocno w tradycji free jazzowej. Sola Mockunasa mają żelazną wręcz konstrukcję, starannie rozbudowaną narrację. Jego gra zaskakuje (w kontekście szaleństwa free i sonorystycznego eksperymentu) melodyjnością. Łączy się ona z całym arsenałem skalowych wariacji i niekonwencjonalnych dźwięków - w pewnym momencie zagrał na sopranie jak gdyby był to flet poprzeczny, wydobywając z niego poszatkowany, załamany powietrzem ton. Jego umiejętność podtrzymywania napięcia w chwilach ekstremalnej ekspresji (żarliwe, krzyczące vibrato) absolutnie zachwycały.
Saksofon basowy służy mu do budowania bardziej abstrakcyjnych, klimatycznych struktur. Pojawia się tam i delikatna melodia, ale przede wszystkim zachwyca masywne brzmienie (podchwytliwe granie drum'n'bass). Obecność Rafała jest pewnym łącznikiem między pozostałą dwójka, jego, tak charakterystyczne, akustyczne brzmienie scala muzyczne przestrzenie.

Rewelacyjne granie i muzyka, konsekwentnie zaskakująca a przy tym spójna i wyważona. Ogroman ilość energii, kolorów, pomysłów wymieniona pomiędzy muzykami i widownią. A najlepsze, że całość koncertu została nagrana. Mam nadzieję, że szybko wpadną te dźwięki w moje zachłanne uszy.
Koncert odbył się w ramach festiwalu Krakowska Jesień Jazzowa.

Autor prowadzi blog jazzalchemist.blogspot.com