Maya Homburger / Barry Guy / Lucas Niggli - Krakov Jazz Autumn Preview

Autor: 
Maciej Karłowski

Nie w Alchemii bo ta tego dnia stała się klubem Krakowskiego Festiwalu Filmowego, nie w najpełniejszym wymiarze, bo nie dotarła na czas z lotniska w Balicach tajemnicza walizka perkusisty pełna najróżniejszych nietypowych instrumentów, ale jednak trio Maya Homburger / Barry Guy / Lucas Niggli zagrali piękny koncert.

Zagrali go 29 maja, w Mocaku czyli w Centrum Sztuki Współczesnej oddalonego nie więcej niż 15 minut piechotą od Alchemii, do której wiosenny cykl  koncertów Krakowskiej Jesieni Jazzowej na chwilę się przeniósł. W sali nowoczesnej, która okazała się bardzo przyjazna dla muzyki i przyjazna dla wyrafinowanego brzmienia barokowych skrzypiec, kontrabasu i perkusji.

Dla tych, którym dane było wsłuchać się w płytę „Tales Of Enchantement” Mayi Homburger i Barry’ego Guya  krakowski koncert chyba musiał być niezwykłym przeżyciem. Wypełniły go kompozycje z tego albumu znane tyle, że w skaldzie rozszerzonym o perkusję. Z jednej strony więc znane dźwięki hymnu „Veni Creator…”, sonat Bibera, kompozycji Gyorgi Kurtaga, Barry’ego Guya, z drugiej brzmieniowy kontekst zaskakująco odmienny bo i bogatszy o rytm i kolor, który Lucas Niggli potrafi wyczarować. Ale też wpisujący się w myśl, że muzyka choć pochodzić może z różnych epok, to może również brzmieć tak, jakby od daty powstania była całkiem niezależna.

W subtelnościach współbrzmień skrzypiec i kontrabasu, w złączeniu wyimprowizowanych dźwięków z tymi zapisanymi w nutach, w balansie pomiędzy swobodą a regułą, w równowadze i jakiejś formalnej klarowności każdego z utworów Maya, Barry i Lucas skryli nieskończenie wiele wspaniałej muzyki. Takiej, która pewnie do każdego przemawiać będzie nieco  inaczej. Pobudzi inne strony wrażliwości i w końcu zajmie też inne miejsce w pamięci.

Warto ten koncert zapamiętać, tym bardziej, że póki co nie będzie można sięgnąć do płyt, które mogłyby tę muzykę tak w pełnej krasie przypominać. Na rejestrację płytową działań tego zespołu musimy jeszcze poczekać. A być może wcale się nie doczekamy? I, kto wie, może to dobrze, że tak jest, bo taką muzykę chyba lepiej zatrzymać w pamięci niż zamkniętą na srebrnym krążku, który trafi na półkę i z czasem przytłoczony nowościami zostanie zapomniany.