Kenny Werner & Oleś Brothers w Warszawie - magia przy pustej sali!

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Wczoraj w krakowskiej Rotundzie zakończyła się trasa, koncertowa braci Olesiów i jednego z najważniejszych amerykańskich pianistów Kenny’ego Wernera. W Polsce jednak artysta ten ważny jakoś specjalnie nie jest. Jako zbiorowość nie mamy chęci postrzegać go nawet jako istotną postać jazzowej pianistyki. Z zadziwiającym luzem udaje nam się nie dostrzegać jego płyt, nagród, projektów, w jakich bierze udział i w końcu także instytucji już nie tylko amerykańskich, które powierzają mu, a właściwie jego artystycznym talentom nie małe kwoty, aby dla nich pisał, dla nich grał i tworzył.

Kenny Werner jest w Polsce nie znany ani słuchaczom, jeśli patrzeć na nich w szerokiej perspektywie, ani także wielu ludziom lubiącym mienić się znawcami tematu. To smutne, ale z drugiej strony przecież nie nowe i znamienne. Do dziś nie mogę zapomnieć podsłuchanej w kuluarach Sali Kongresowej rozmowy kilku ważnych dżentelmenów, wśród nich jednego z bankierów znanego ze swoich aspiracji do bycia mecenasem artystycznym, na temat dopiero co ogłoszonego programu Warsaw Summer Jazz Days, w finale którego zaplanowano występ Amerykanki Marii Schneider dziś najsłynniejszej, najbardziej utytułowanej band liderki na świecie, którą na dodatek cała Europa od wielu lat honoruje poważnymi zamówieniami na kompozycje, a tamtego czasu zdobyła kolejną statuetkę Grammy. I otóż ów pan ze znawstwem zakomunikował wianuszkowi swoich towarzyszy, że to przecież jakiś chyba żart, żeby na taki znany festiwal zapraszać nikomu nieznaną  Niemkę.

Z Kenny Wernerem obawiam się może być podobnie, czego dowodem być może żenująco niska frekwencja na warszawskim koncercie w Novym Kinie Praha. Mam tyko nadzieję, że w pozostałych miejscach publiczność dopisała, nie tylko na festiwalu Pianistów w Kaliszu, dzięki któremu tak marginesie trio w Polsce zagrało. Mam taką nadzieję, bo może w reszcie kraju są słuchacze pamiętający, że nie był to pierwszy raz kiedy Werner i bracia Olesiowie grali w Polsce i że na rynku cały czas funkcjonuje nagrana wówczas ich wspólna płyta „Shadows”.

Materiał na pomieszczony na „Shadows” złożył się także i na tegoroczny koncertowy repertuar tria. Nadarzyła się więc okazja aby nie tyko delektować się wspaniałą muzyką, ale przyjrzeć się jak zmienili się jej wykonawcy. To prawdziwie doniosłe zmiany. Wszyscy trzej panowie są w zupełnie innym miejscu jako instrumentaliści i w ogóle jako muzycy. Różne są powody tych zmian. Nie wszystkie spowodowane są ich rozwojem w materii czysto muzycznej czy warsztatowej. Zdecydowana większość wydaje się efektem dojrzałości jeszcze większej erudycji niż miało miejsce sześć lat temu. O ile jednak progres w działaniach braci Olesiów od biedy możemy obserwować tu na miejscu i zżywać się z nim krok po kroku, o tyle z Kenny Wernerem już tak nie jest.

Tak, Werner sprzed lat to inny muzyk, ale przede wszystkim także inny człowiek. Jego grę niektórzy nazwą pogłębioną pianistyką, jeszcze inni wielką świadomością formy i wiedzą jak tę formę wypełnić zdecydowanie niebłahymi dźwiękami. Niech będzie! Ja jednak gdzieś po cichu myślę sobie, że być może przyczyna niezwykłej Wernerowskiej metamorfozy leży zupełnie gdzie indziej. Wspaniałym pianistą był już wiele lat temu. Wiele lat temu też reszta świata do zobaczyła i doceniła. Teraz wydaje się chwilami pianistą natchnionym, niejako żywym dowodem, że jazz to muzyka ściśle związana z życiem, a doświadczenia życiowe nie dość, że odbijają się w nim, to jeszcze stanowią o jego randze.

Kenny Werner stracił dziecko. Jego córka zginęła w wypadku samochodowym w dramatycznych okolicznościach, w aucie, które sam jej kupił. Takie zdarzenia odmieniają ludzi, a w przypadku Wernera sądzę, że odmieniły w niezwykły sposób i jego grę. W dalszym ciągu jest ona błyskotliwa, wciąż bardzo wyrafinowana, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dziś gra już nie dla słuchaczy, nawet nie dla siebie, ale dla niej. Tak jakby muzyka miała złagodzić mu ciężar życia i była niemal jedynym sposobem, aby przetrwać czas kiedy spotkają się ponownie.

Ale możliwe też, że wcale nie ma to aż takiego znaczenia i po prostu trio Oleś / Werner / Oleś to zespół dowodzący swoją sztuką, że kiedy spotykają się trzej znakomici muzycy, którzy mają nieprzeciętny talent i nie wahają się go mądrze i twórczo używać to powstaje wspaniała muzyka. I to właśnie zdarzyło się w Warszawie, choć tyko nieliczni byli świadkami.