Jeden Dzwięk, tysiąc brzmieniowych splotów! Jerzy Mazzoll i Shanir Ezra Blumenkrantz w warszawskiej Mandali

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Bez świateł, kampanii promocyjnych i pozamuzycznej idei przewodniej w niedzielny wieczór w warszawskim klubie Mandala wystąpił Jerzy Mazzoll. Tak, tak najstarszy brat w rodzinie Mazolewskich, ten znacznie ważniejszy, choć nie tak popularny. Nie sam wystapił, ale razem z amerykańskim kontrabasistą Shanirem Ezrą Blumenkrantzem, tym samym, który nie raz grywał na Festiwalu Kultury Żydowskiej na krakowskim Kazimierzu i także ten, który przed dekadą niemal odwiedził kilka miejsc w Polsce w towarzystwie saksofonisty i trębacza Daniela Cartera. Pewnie niektórzy pamiętają ich wspólną płytę „Chinatown” wydaną przez nieocenioną Not Two Records pana Marka Winiarskiego.

A więc duet klarnet basowy i kontrabas, niekiedy wymieniany przez Shanira na elektryczny oud albo gitarę basową. Formuła trudna, ale kiedy realizowana przez właściwych ludzi potrafi być platformą dla ekscytujących doznań muzycznych. I tak właśnie było w niedzielny wieczór. Całość koncertu spięta została klamrą utworu zatytułowanego „Jeden Dźwięk”, granego z wykorzystaniem techniki circular breathing, będącego w przypadku klarnecisty niezwykłą wariacją na temat właśnie jednego dźwięku, który w zależności od predyspozycji, wyobraźni, umiejętności i talentu muzyków, może przybierać formę niemal dźwiękowej epopei. Jerzy Mazzoll i Shanir Blumenkrantz takie predyspozycje, umiejętności i wyobraźnię mają. 

Mają również talent, który pozwala im grać tak, że szalenie efektowna technika gry przestaje być popisem, a staje się nieomal mantryczną narracją, wciągającą opowieścią korzystającą z jednego, ale na setki sposobów wypowiadanego słowa. Jeden dźwięk, dwa instrumenty, tysiące brzmieniowych splotów, a pomiędzy nimi zestaw innych duetowych kompozycji zaimprowizowanych na kanwie muzyki etnicznej, czasem cokolwiek bluesowej, z odcieniami jazzowego feelingu. Z jednej strony czarujących melodyką, z drugiej rozpadających się w improwizatorskim, niekiedy natchnionym improwizatorskim locie.

Bardzo był to dobry i bardzo kameralny koncert. Podczas jego trwania muzyka musiała obronić sama i obroniła się świetnie, choć przy niewielkim audytorium. Dzisiaj pozostało po niej żywe wspomnienie, ale dzisiaj też obydwaj panowie wejdą do studia Radia Gdańsk, aby zaprezentowaną na koncercie muzykę nagrać, a z czasem, oby niedługim, wydać na płycie kompaktowej. Dobrze widzieć jak na scenę wraca Jerzy Mazzoll, bardzo dobrze widzieć go w takiej dyspozycji!