Jazztopad: Finałowy Maraton Jazzowy

Autor: 
Milena Fabicka
Autor zdjęcia: 
Joanna Stoga

Właśnie dobiega końca mój muzycznie ulubiony miesiąc. Za nami wrocławski Jazztopad, który po brzegi wypełnił wszystkie jesienne weekendy. Towarzyszyli nam nie tylko artyści światowego formatu ale również przedstawiciele młodego pokolenia muzyków, a ostatni dzień festiwalu można było określić jazzowym stanem wyjątkowym. Dlaczego?

24h run: What’s in the fridge? - ruszyli do biegu!
Właściwie niedzielny finał rozpoczął się już w sobotę, gdy muzyczny maraton miał swój start w festiwalowym klubie Puzzle i Instytucie im. Jerzego Grotowskiego. W tym projekcie polskie zespoły jazzowe połączyły siły z muzykami z Nadrenii Północenej-Westfalii w ramach kooperacji Jazztopadu i Jazz Werk Ruhr. 
Koncertując gdzie tylko się da, jazz wprost wylał się na ulice aby opanować przestrzeń miejską, i to nie tylko kluby czy kawiarnie, ale także prywatne mieszkania. Pomysł zdecydowanie pionierski i zrealizowany na prawdę przyzwoicie jak na tak odważny eksperyment. Miejmy nadzieje, że w przyszłym roku będzie dostępnych więcej metrów kwadratowych, by pomieścić wszystkich fanów takich przedsięwzięć.
 
Koncerty w Filharmonii Wrocławskiej - Meta!
Po atrakcjach pleneorwych finał finałów rozegrał się w Filharmonii Wrocławskiej. Pierwszy zaprezentował się niemiecki zespół Invisible Change, a po nim Maciej Obara Quartet z materiałem z płyty "Equilibrium", która tego właśnie dnia miała swoją premierę. Nowoczesny charakter saksofonu Obary uzupełnili  Dominik Wania na fortepianie, Maciej Garbowski na basie oraz Krzysztof Gradziuk za bębnami. Panowie spuścili na wejściu muzyczną bombę, by potem stopniowo porządkować powstały chaos. Ostatnim utowrem "Domino" wydawało się jakby z wielką satysfakcją popchnęli pierwszy klocek, by znów wszystko rozleciało się na kawałki. Taką destrukcję jak najbardziej popieramy!
Następnie, po projekcji 10minutowego reportażu z ostatnich 24 godzin jazzowego maratonu, na scenie pojawili się wszyscy uczestnicy projektu 24h. Muzycy uśmiechali się co chwila, pewnie nie tylko z przyjemności grania, ale również malującej się perspektywy odpoczynku po wielogodzinnych jam sessions.
Wreszcie przyszła kolej na deser, finał finałów - nieprzewidywalny Uri Caine z perkusistą Benem Perowskim we współpracy z wrocławskim kwartetem smyczkowym Lutosławski Quartet! Swoją premierę miało 6 kaprysów skomponowanych przez pianistę specjalnie na tę okazję. Nie była to ani reinterpretacja klasyków, ani wariacki elektroniczny projekt, ani też swingujący jazz, a kompozycje bardzo wymagające, przypominające niejako muzykę Pendereckiego, wykonane w sposób perfekcyjny.  Pełne dysonasu, zwrotów akcji i zakrętów utwory wymagały zapewne ogromnego nakładu pracy i wielu prób, sądząc po pękających włosiach smyczków, tnących powietrze z częstotliwością skrzydeł kolibra. Caine zbudował strukturę bardzo nowoczesną, dla wielu być może niekwalifikującą się do jazzowego koszyka. Ostatnim utworem całego festiwalu był Tarshish z najnowszej płyty Caine'a Siren, zagrany na bis. Partytury Caine’a nie dawały spokoju jeszcze długo po koncercie. 
Tym czasem czekamy z niecierpliwością co przyniesie następny Jazztopad Festival, a na pewno zaskoczy nas nie raz, gdyż wychodzi poza Amerykę i Europę, kierując się ponoć w stronę ...Azji. Zatem do usłyszenia!