Jazz na gdańskiej starówce – Quatum Threeory w Teatrze W Oknie

Autor: 
Piotr Rudnicki

Gdański Teatr W Oknie rzadziej ostatnimi czasy gości w swych progach muzyków jazzowych, więc nie sposób było nie skorzystać z nadarzającej się okazji usłyszenia koncertu, który został przez tę instytucję zaplanowany na wczesny sobotni wieczór. Tym bardziej, że okazał się on wydarzeniem nader interesującym nie tylko muzycznie, ale także z racji tak zwanych okoliczności przyrody. Grupa Quantum Threeory wystąpiła nie jak to zazwyczaj bywało w ciasnej salce Teatru, a na specjalnie rozstawionej scenie zewnętrznej – w samym środku gdańskiej ulicy Długiej. I tak wiecznie rzekomo elitarny jazz stał się - przynajmniej na moment - wydarzeniem publicznym.

Jak doskonale sprawdziło się to rozwiązanie przekonać można się było niemal od pierwszej chwili: mimo iż zespół jest stosunkowo mało znany, spora grupa słuchaczy zebrała się błyskawicznie, co więcej – przeważająca część owej spontanicznie przybyłej publiki wysłuchała koncertu od początku do końca. Bo i rzeczywiście – nie lada przyjemnością było samo obcowanie z żywą grą w otwartej przestrzeni Starego Miasta, a przede wszystkim nie bez znaczenia był fakt, że Quantuum Threeory to klasowy skład, którego propozycja może się spodobać zarówno koneserom gatunku jak i tym, którzy z jazzem zetknęli się po raz pierwszy.

To, że mamy do czynienia z muzykami wysokiej klasy, nie ulegało wątpliwości. Elegancki, balladowy jazz którym trio rozpoczęło koncert popłynął lekko nad dachami kamienic. Ponad refleksyjną mgiełką pianina Kamila Zawiślaka, oraz z wyczuciem grającą perkusją chilijczyka Luisa Mory Matusa unosił się czysty i precyzyjny ton saksofonów Michała Ciesielskiego, a muzyka była przejrzysta i pasowała doskonale do czasu i miejsca, w którym tego wieczoru zaistniała. Słuchało się jej z dużą przyjemnością – osadzone głęboko w mainstreamie kompozycje stały na dobrym poziomie niezależnie od tego, kto był ich autorem (pisarski wkład miała tu cała trójka), a porozumienie między muzykami owocowało perfekcyjnym zgraniem. Nie sposób było nie dostrzec iż Quantum Threeory to grupa bardzo poukładana, dopasowana, oraz demokratyczna, lecz dbałość o to, by każdy z nich miał ten sam udział wykonawczy i swoista hiperpoprawność niwelowały nieraz zapędy do popisów solowych. Z czasem owo skrupulatne zgranie muzyków  zaczęło domagać się elementu zaskoczenia i wówczas właśnie – niczym na życzenie – pretekst do urozmaicenia występu znalazł się sam. Oto do koncertu włączyła się ulica: w pewnym momencie Adama Ciesielskiego niespodziewanie zastąpiła usilnie skrzecząca mewa, zaś w następnej chwili pianista zmuszony był stoczyć walkę na decybele z carillonem z wieży Ratusza Starego Miasta, który akurat postanowił obwieścić melodią nastanie pełnej godziny. Przypadek ów zdał się ośmielić muzyków do grania bardziej odważnego: pianino zagrzmiało nieco gęstszym groovem, saksofon otrzymał więcej przestrzeni, a w jednym z utworów Luis Mora Matus zagrał wreszcie znakomitą solówkę, za którą słusznie otrzymał duże brawa. I choć nie była to z pewnością zasługa wspomnnianych czynników zewnętrznych, koncert zakończył się wyrazistą puentą, my po usłyszeniu kilka energicznych, pełnych motoryki kompozycji przekonaliśmy się że Quantum Threeory nie jest bynajmniej zespołem jednowymiarowym oraz – po reakcji publiczności – że nie jest już tak, jak śpiewał kiedyś pewien zwariowany gdańszczanin - że „jazzu nikt nie kuma, man”. Solidna muzyka znajdzie publiczność wszędzie!