Jazz Jantar: RGG „Szymanowski” i Aleksandra Tomaszewska Octet feat. NDR Horn Section

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
Paweł Wyszomirski / www.TESTIGO.pl

Nieubłaganie zbliżający się do finału festiwal Jazz Jantar nadal nie traci zdolności do zaskoczeń. Drugi z rzędu wieczór przeznaczony wyłącznie dla polskich wykonawców zestawił ze sobą dwa składy prezentujące całkowicie odmienne podejście do muzyki lokującej się na pograniczu estetyki jazzowej i „contemporary classical”. Trio RGG przedstawiło swoją wizję muzyki Karola Szymanowskiego, zaś Aleksandra Tomaszewska wystąpiła z premierowymi utworami na czele oktetu z sekcją dętą orkiestry NDR.

Nie mam pojęcia, ile Szymanowskiego jest w Szymanowskim a'la RGG, ani też jak na poczynania tria zareagowałby sam kompozytor, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać mogę, że nie musiałby się za tę trójkę wstydzić. Krzysztof Gradziuk, Maciej Garbowski i Łukasz Ojdana na scenie gdańskiego Żaka nie tyle jego utwory zagrali, co korzystając z akustycznych możliwości swoich instrumentów wysnuli. W pełni skoncentrowani, jak gdyby pierwszy raz mając z nimi do czynienia zdawali się nieśmiało sprawdzać, jaki ton uzyskają delikatnie uderzając w membranę bębna, muskając zawieszone na sznureczku dzwonki czy stukając w rozłożone na podłodze miseczki. Kontrabas dźwięczał z cicha melodią graną poprzez szarpnięcia strun wysoko, na samym początku gryfu, pojękiwał pod wpływem ostrożnych ruchów smyczka lub skrzypiał, gdy smyczek ów wgniatany był w pudło instrumentu – zaś lekko preparowany fortepian niespiesznie wygrywał swe subtelne nuty. Muzycy grali jakby z osobna, każdy wpatrzony wyłącznie w siebie - chwilami tylko niechcący z pozoru wyniknął z tej prywatnej mikromuzyki jakiś krótki dialog – ale gdy wszystko to łączyć się zaczynało w wyższy porządek, jasnym było, że żaden dźwięk nie zabrzmiał ze sceny z przypadku. Pojedyncze, rozmaitej maści tony gdzieś się spotykały i układały w ulotną muzykę, pełną treści i ciepła. Pobrzmiewające czasem z dala muzyką ludową etiudy i preludia, okazały się muzyką na wskroś współczesną, domagającą się skupionego wysłuchania tu i teraz – i na to wołanie festiwalowa publiczność nie pozostała obojętną.

Po przerwie zaś magia kameralistyki została rozwiana dość szybko – nadszedł bowiem czas muzyki big-bandowej. Co prawda Aleksandra Tomaszewska nie miała do dyspozycji pełnego zespołu (jakim dysponować mógł dwa dni wcześniej Leszek Kułakowski) ale polsko-niemiecki oktet, z pochodzącą zza zachodniej granicy sekcją dętą orkiestry NDR wywiązał się z zadania wykonania kompozycji przeznaczonych dla kompletnego ensemble'u pomyślnie. Aleksandra Tomaszewska – pianistka, pedagog gdańskiej Akademii Muzycznej i kilkukrotna laureatka konkursów kompozytorskich (anonsowane było nawet porównanie jej do Marii Schneider) mogła liczyć także na wsparcie po raz drugi obecnych podczas bieżącej edycji Jazz Jantaru na scenie Macieja Grzywacza oraz Pawła Dobrowolskiego (świetny występ z Blanchardem w pierwszy weekend festwalu) oraz Roberta Kubiszyna na kontrabasie. Starannie przygotowany program koncertu przewidywał osiem kompozycji – i tyle też, rozległych i rozbudowanych utworów zabrzmiało. I choć były one dość jednobarwne, jednolite w wydźwięku, to moc ośmioosobowego składu, znakomite solówki sekcji dętej (zwłaszcza Lutz Buechner na sopranie i niezmordowany trębacz Ingolf Burkhardt), popisy Dobrowolskiego (znowu!) i Kubiszyna (w końcówce koncertu) mogły się podobać. Wszystkim członkom zespołu należą się słowa uznania za zgranie i pełne zawodowstwa podejście, co w byciu muzykiem scen niejednokroć bardziej oficjalnych niż klubowe ma znaczenie kapitalne. Szkoda, że ów udany sobotni wieczór był jednocześnie przedostatnim. Jutro, na finał festiwalu Jazz Jantar wystąpią artyści wybrani przez Macieja Sikałę.