Jazz Jantar 2015: pożegnał nas koncertem supergurpy James Farm

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
mat. organizatora

Koncerty kończące Festiwal Jazz Jantar, które zazwyczaj odbywają się w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej wypadałoby może określać mianem „wielkiego finału”, ale nie byłbym do takich ruchów przesadnie skłonny. Jest to raczej festiwalowe pożegnanie i ukłon w stronę wiernej publiczności. Do filharmonii idzie się zupełnie inaczej: jest ona miejscem szacownym i owszem, bezwzględnie też prestiżowym, ale przecież nie w ekskluzywnych koncertach tkwi wartość Jazz Jantaru. Niespecjalnie zaważył ani tłum gości w wieczorowych strojach, ani relatywnie oddalona od widzów scena Sali Koncertowej. Atmosferę otwartości i bliskiego kontaktu na linii słuchacze – artyści, która w klubie Żak jest normą, udało się na szczęście w miarę możliwości przemycić i w dostojne progi Filmarmonii na Ołowiance, w której na zakończenie Festiwalu Jazz Jantar zagrał kwartet James Farm.

Trzeba też przyznać, że muzyka grupy James Farm na taki koncert pasuje jak ulał. Joshua Redman, Aaron Parks, Matt Penman i Eric Harland grają wspólnie jazz elegancki i gładki, bez przeszkód trafiający do słuchaczy, którzy z jazzem stykają się okazjonalnie i mają ściśle określony pogląd na to, jak powinien brzmieć. W grze James Farm wszystko idzie miękko i harmonijnie. Ucho od dysonansów nie spuchnie, a i żadnych nieoczekiwanych fikołków ani innego rodzaju kontrowersyjnych posunięć nie uświadczymy. Dla kogoś, kto w niedzielny wieczór pragnie pozachwycać się jazzem i zrelaksować  przy muzyce sytuacja jest więc wprost idealna. Inną sprawą jest już to, że za tą lekką, łatwą i przyjemną muzyką kryje się kunszt kompozytorski amerykanów, którzy do  prostych rozwiązań bynajmniej się nie uciekają. Redman, Parks, Penman i Harland znają się doskonale i swój sposób pisania potrafią zespolić w zestaw równo brzmiących utworów, ale wbrew pozorom słychać w ich wnętrzu całkiem sporo indywidualności poszczególnych kompozytorów . Zagrane na początek przebojowe „Two Steps”, czy wyraziste, podszyte groovem  „Aspirin” (oba pióra Matta Penmana) różniło się więc znacznie na przykład od rozemglonego, rozwijającego się ciekawie „Unknown” popełnionego przez Aarona Parksa. A usłyszeć można było dzieła każdego z członków James Farm. Joshua Redman od siebie dorzucił do setlisty miejski „City Folk”, Eric Harland zaś refleksyjny „North Star”. Cały repertuar koncertu, poza jednym wyjątkiem, zawierał zresztą utwory z drugiego albumu grupy, a muzyka zagrana została na takim poziomie, że  w foyer płyty rozeszły się po koncercie momentalnie niezależnie od anonsów Redmana, nawołującego do kupna tak, jakby sam nie wierzył w siłę swego kwartetu. Publiczności Jazz Jantaru nie trzeba takich rzeczy sugerować, a już na pewno nie środkami pozamuzycznymi! I to za muzykę właśnie potrafi się żakowska publika odwdzięczyć, jak po raz kolejny uczyniła, długo po wybrzmieniu ostatniego dźwięku rozmawiając i fotografujac się z muzykami w hallu filharmonii. Oj, będzie i tej muzyki, i spotkań i zdjęć brakowało...