Jazz i kino. Visegrad Jazz & Visual Arts na 37. Festiwalu Jazz Juniors

Autor: 
Mateusz Magierowski
Autor zdjęcia: 
Andrzej Głuc

Kolejna,  37. edycja festiwalu Jazz Juniors rozpoczęła się w formule niepospolitej, bo zakładającej zestawienie granej na żywo muzyki z obrazem filmowym. Widzowie/słuchacze wskutek  kooperacji festiwali Jazz Juniors oraz Etiuda&Anima przez trzy kolejne dni w krakowskim klubie Rotunda  mieli okazję doświadczyć  mariażu sztuk tworzonych przez artystów z krajów Grupy Wyszehradzkiej – Czech, Polski, Słowacji i Węgier. Ostatnimi czasy w tego typu przedsięwzięciach brały udział takie osobowości jak chociażby Bill Frisell, który podczas ubiegłorocznego Jazztopadu wraz ze swoim kwartetem muzycznie dopełniał obraz Billa Morrisona „The Great Flood”.  Występ wybitnego gitarzysty był jednak w jazztopadowym programie wyjątkiem od reguły granych „po bożemu” koncertów innych sław. Jazz Juniors najprawdopodobniej jako pierwszy z polskich festiwali jazzowych uczynił tę niezwykłą formułę kilkudniową koncertową regułą.

We wtorkowy wieczór trzydniowy cykl rozpoczęło reprezentujące  węgierską scenę improwizowaną trio Viktora Tótha - saksofonisty altowego mającego na swoim koncie płytowe nagrania z takimi gigantami jak Hamid Drake. Tóthowi, polskiemu słuchaczowi znanemu ze współpracy z trębaczem Piotrem Wojtasikiem na scenie towarzyszyli György Orban (kontrabas), Istvan Balo (perkusja) a także Maciej Obara, który z liderem stworzył świetnie uzupełniający się altowy duet. Niemym filmem, z którym w interakcję  miała wejść napisana przez Tótha muzyka była ekranizacja „Sonaty Kreutzerowskiej” w reżyserii Gustava Machatego z 1927 r. Z pewnością nawet niezaznajomieni uprzednio z treścią utworu Tołstoja  widzowie spodziewali  się tragicznego finału historii chorobliwie zazdrosnego męża, ale muzyka grana przez polsko-węgierski kwartet, której osią były zmienne w swej dynamice  dialogi  alcistów nie pozwalała na chwile znudzenia, nasycając filmowy obraz iście hitchcockowskim suspensem.

Dzień drugi stał pod znakiem występu tria Vojtecha Prochazki. Wraz z norweską sekcją w składzie Adrian Fiskum Myhr (kontrabas, gitara elektryczna) oraz Tore T. Sandbakken (perkusja) młody czeski pianista podjął się przygotowania muzyki towarzyszącej zapętlonym w oniryczne wizje, powracającym niczym echo fragmentom czeskich animowanych trailerów i filmów reklamowych sprzed kilkudziesięciu lat.Część pierwsza miała charakter stricte akustyczny. Muzykę inspirującego się swojego czasu dokonaniami Billa Evansa Prochazki i jego kompanów od evansowskiej stylistyki dzieliła odległość co najmniej podobna do tej,  jaką należy przebyć podróżując pomiędzy Czechami a Australią. Antypody pojawiają się w tym porównaniu nieprzypadkowo, bo specyfika muzycznej wrażliwości ,jaką zademonstrowało w pierwszym secie Vojtech Prochazka Trio była bardzo bliska tej, podzielanej przez tworzących australijską formację The Necks Chrisa Abrahamsa, Tony’ego Bucka i Lloyda Swantona. Set drugi wypełniła z kolei mroczna, momentami niemal death metalowo intensywna dźwiękowa materia, spowita w generowane przez Prochazkę elektroniczne efekty.

Visegrad Jazz & Visual Arts zamknęły  dwa intrygująco od siebie różne koncerty. Rozpoczął solowym, hipnotycznie minimalistycznym recitalem słowacki gitarzysta David Kollar, za którego plecami na festiwalowym ekranie przewijał się korowód postaci z animowanych filmów studentów Uniwersytetu Sztuki Stosowanej im. Moholy-Nagy  w Budapeszcie. Muzyka Kollara  poprzez swoje konsekwentne, niepokojące trwanie  subtelnie uwydatniała rozgrywające się na ekranie egzystencjalne dramaty, psychodeliczne sceny rodem z filmów grozy czy melancholijne opowieści o ludzkiej samotności.

W koncercie finałowym wybrzmieć miały dźwięki już bez towarzystwa obrazu, acz stworzone na potrzeby filmowego obrazu właśnie. Miały – ale nie wybrzmiały. Mikołaj Trzaska, który wraz z owianą legendami Miłością przed dwudziestu jeden laty znalazł się w gronie laureatów Jazz Juniors nad granie tematów przygotowanych do filmów Wojtka Smarzowskiego przedłożył to co mu szczególnie bliskie, czyli improwizacyjną swobodę. Jej tak free jazzowo roziskrzone, jak i eksperymentalne brzmieniowo przejawy nagrodzone zostały gromkim aplauzem, na który prócz Trzaski zasłużyli tworzący z nim zespół Inner Ear Steve Swell (puzon), Tim Daisy (perkusja) oraz Per-Ake Holmlander (tuba). Ekstrawertyczna dosadność kwartetu złożonego z członków rezydującego przed kilkoma dniami pod Wawelem vandermarkowskiego Resonance Ensemble stanowiła frapujący kontrapunkt introwertycznej, tajemniczej muzyki Kollara, dopełniając trzydniowy cykl spotkań jazzu z filmowym obrazem.