Festiwal Kultur Świata „Okno na świat” - Ibrahim Maalouf i Isabel Sörling - kto nie słuchał ten ...

Autor: 
Małgorzata Niedzwiecka

Niestpotykanie ciepłe były mury Centrum Świętego Jana w pierwszym dniu Festiwalu Kultur Świata „Okno na świat”. Koncert libańskiego trębacza, Ibrahima Maaloufa zaczął się spokojnie i nieco mrocznie. Klawisze i gitara elektryczna. Cisza przed burzą. Już chwilę później zaczęło iskrzyć i błyskać… i chyba tylko okulary na nosach powstrzymywały długowłosych muzyków od machania piórami. U boku libańskiego wirtuoza trąbki ćwierćtonowej, pojawili się: Francois Delporte (gitara elektryczna), Laurent David (gitara basowa), Frank Woeste (keyboard), Xavier Roge (perkusja), Youenn Le Cam (trąbka ćwierćtonowa, flet, dudy), Yann Martin i Martin Saccardy (trąbka).

W pierwszej części koncertu zabrzmiał materiał z nowego, nagranego zaledwie dwa tygodnie temu albumu „Illusions”. „Muszę przyznać, że jakoś tak głupio jest mi grać tę muzykę w kościele”, stwierdził  Maalouf. „Robimy to pierwszy raz w życiu… nie jestem pewien, jak nas słychać, ale gra się tu świetnie”. W dalszej części koncertu pojawiły się starsze utwory, między innymi ulubiony numer artysty, „Beirut”. Artysta zdradził słuchaczom historię tego utworu. „Skomponowałem to w dniu, gdy odkrywałem na nowo Bejrut po wojnie domowej, w 1993 roku.  Miałem 12 lat, chodziłem ulicami miasta i wymyślałem tę melodię. Na koniec długiej przechadzki, oczom moim ukazała się ulica totalnie zniszczona przez wybuch samochodu-pułapki. W tym momencie miałem walkmana na uszach… odkrywałem hard-rock. „Beirut” ilustruje tę wędrówkę, komponowanie głównej melodii, a kończy się muzyką Led Zeppelin, którą miałem wtedy na słuchawkach.”

Koncert na długo pozostanie w mojej pamięci. Było soczyście i orientalnie, jazzowo i hard-rockowo, skocznie, dowcipnie i wzruszająco. To był udany wieczór. Potwierdziła to publiczność dwukrotnie nagradzając artystów owacjami na stojąco. Nieczęsto się zdarza, że po koncercie wszystkie płyty artysty sprzedają się “na pniu”, bez pytania o cenę.

Drugi dzień festiwalu: koncert Isabel Sörling. Szwedce akompaniował gitarzysta. Isabel zdecydowanie nie jest wokalistką, której zależy na kokietowaniu publiczności walorami pozamuzycznymi: wychodzi na scenę po to, by śpiewać, a nie po to, by „wyglądać” i mizdrzyć się do odbiorcy. Interesujący wokal artystki hipnotyzował, choć niestety momentami zatracał się w otchłani Świętego Jana. Koncert rozpoczął się utworem „Spring” pochodzącym z debiutanckiego krążka „Something came with the Sun”, wyprodukowanego przez Ibrahima Maaloufa. Nie można odmówić wokalistce talentu i umiejętności.  Tego samego nie dało się niestety powiedzieć o słuchaczach. Podobnie jak poprzedniego dnia – niewielu miało śmiałość, by współśpiewać/współgwizdać z artystą. Okazuje się, że niekoślawe powtórzenie za muzykiem dwóch nut bywa karkołomnym zadaniem. Podczas koncertu zdarzył się zabawny incydent, który na chwilę złamał posępny klimat występu. Kiedy artystka zaczynała śpiewać śmiertelnie poważny song “There is no way back”, jakiś elektryczny chochlik włączył podkład disco-polo. Chwila upłynęła, zanim Isabel przestała chichotać i zaczęła śpiewać od nowa.

Do słuchania smutnych piosenek, o umieraniu, tęsknocie i nieszczęściu, trzeba mieć nastrój, a ponieważ akurat nie miałam nic przeciwko takim klimatom, dałam się im uwieść. Szczerze? Nigdy bym nie podejrzewała, że można zaśpiewać tak przejmująco o prątkowaniu. Mistrzostwo! O Isabel Sörling na pewno jeszcze nie raz usłyszymy.

„Okno na Świat” to zacny projekt Nadbałtyckiego Centrum Kultury, mający na celu przybliżanie rodakom odległych kultur. Może pewnego dnia, ciekawość wyjrzenia przez to „okno” obudzi się w Narodzie na tyle, że na sale koncertowe wypełnią się po brzegi.

Można doprowadzić konia do wodopoju, ale nie można go zmusić, żeby pił.

Można otworzyć przed ludźmi Okno na Świat, ale…

Koniec.

I bomba.

Kto nie słyszał Maaloufa - ten trąba!