Europejskie Targi Muzyczne „Co Jest Grane 24” 2017 - nowe otwarcie

Autor: 
Rafał Pawłowski

Odwiedzając w ubiegłym roku Europejskie Targi Muzyczne „Co Jest Grane 24” miałem bardziej poczucie uczestnictwa w stypie, niż muzycznym święcie. I zastanawiałem się, czy za rok impreza w ogóle dojdzie do skutku. Nie wiem, czy organizatorzy wsłuchali się w głosy uczestników, ale faktem jest, że w kolejną, siódmą już edycję postanowili tchnąć nowe życie. Udało się... połowicznie.

Przede wszystkim zmieniono nieco termin Targów, które z przełomu listopada i grudnia przeniosły się na pierwszą połowę przedostatniego miesiąca roku. Postawiono także na lepsze przygotowanie koncertów. Zrezygnowano z przypadkowych, adaptowanych na potrzeby występów, konferencyjnych sal Pałacu Kultury i Nauki na rzecz skupienia najważniejszych wydarzeń na scenie Teatru Studio i stworzenia przestrzeni alternatywnej poza PKiN – w debiutującym na targowej mapie Grizzly Gin Barze. Zrezygnowano także z opłaty za wstęp na część targową i konferencyjną, a ceny biletów na koncerty ustalono na tzw. przystępnym poziomie. To niewątpliwe plusy. A co z resztą?

Warszawskiej imprezie praktycznie od początku mocno ciąży sama jej nazwa. Tytułowej „europejskości” tu za grosz. To wydarzenie lokalne pod każdym względem – od artystów począwszy a na odbiorcach skończywszy. I nie zmienia tego udział w tegorocznej edycji jednej zagranicznej, w dodatku amerykańskiej gwiazdy. A chciałoby się przecież, by Europejskie Targi Muzyczne „Co Jest Grane 24” były dla rynku muzycznego tym, czym są Warszawskie Targi Książki dla wydawców, twórców i miłośników literatury. Tak jednak nie jest, choć organizatorzy chwalą się liczbą aż 7 tys. uczestników, którzy odwiedzili tegoroczną edycję imprezy.

Problem leży w proporcjach. Targi mają dość solidnie przygotowaną część panelową (interesujące dyskusje poświęcone trendom i wyzwaniom współczesnego rynku muzycznego, choć szkoda, że pozbawione możliwości obejrzenia ich w sieci. Tym bardziej, ze niejednokrotnie dziejące równolegle) i konkretny program artystyczny - trzy dni podzielone na hip-hop (1), pop, rock i muzykę alternatywną (2) oraz jazz (3). Natomiast część stricte targowa jest całkowitym nieporozumieniem. W przestrzeni wystawienniczej Targów na próżno szukać zarówno dużych, mainstreamowych wydawnictw typu Warner czy Universal, jak i nawet mniejszych, niezależnych labeli. Te ostatnie policzyć można było w tym roku na palcach jednej ręki, choć zniechęceni brakiem klientów wystawcy w dużej części nie dotrwali do końca ostatniego dnia imprezy. Nic w tym dziwnego, jeśli – jak usłyszałem od jednego z nich – po pierwszym dniu ledwie udało się zarobić na opłatę targową i wynajem stolików pod stoisko. Być może z podobnych powodów z z udziału w tegorocznej imprezie zrezygnowało m.in. obecne w latach poprzednich, prężnie działające Lado ABC. Tegoroczną pustkę po wydawcach na fali renesansu czarnej płyty wypełniły sklepy z winylami, ale nawet ta oferta wyglądała raczej skromnie jeśli porównać ją np. z tegorocznym Record Store Day, który odbył się wiosną w Muzeum POLIN. Przyczyn tej sytuacji trudno upatrywać tylko i wyłącznie w rewolucji cyfrowej, która zmieniła w ostatnich latach sposób słuchania muzyki, bowiem akurat tutaj ten stricte targowy element chyba od zawsze organizacyjnie nie domagał – zarówno pod względem sprzedawców, jak i promujących się artystów.

Siłą rzeczy Targi (przypomnę: Europejskie!) były oknem wystawienniczym organizatora czyli Agory, która w programie koncertowym promowała przede wszystkim wydawanych i dystrybuowanych przez siebie artystów. W programie znalazło się kilka premierowych propozycji muzycznych, jak choćby nowy projekt Wojtka Mazolewskiego, który po ubiegłorocznym flircie z polską muzyką popularną na płycie „Chaos pełen idei”, teraz postanowił odkurzyć przeboje polskiego punkrocka i zaprosił do współpracy Roberta Brylewskiego, Tomasza Lipińskiego i Roberta Materę z Dezertera. Zrealizowane w nowych aranżacjach kultowe „Mam dość” Kryzysu, „To, co czujesz, to, co wiesz” Brygady Kryzys czy „Spytaj milicjanta” Dezertera na koncercie zabrzmiały wyśmienicie, a wkrótce też pojawią się na płycie zarejestrowanej kilka dni przez Targami na żywo w Studio Polskiego Radia.

Program trzeciego, jazzowego dnia Targów organizatorzy oddali, podobnie jak rok wcześniej, w ręce redakcji Jazz Forum, która zadbała o szeroką prezentację artystów rodzimej sceny – od wybijających się freejazzowego Gawęda/Pezda Duo i Kwartetu Bartka Dworaka, przez młode gwiazdy Kuba Więcek Trio i Piotra „Pianohooligana” Orzechowskiego, po będącą w tym gronie nestorką Dorotę Miśkiewicz. Ich krótkie 30-40 minutowe występy opatrzono etykietką showcase'u, choć trudno dociec przed kim, poza publicznością, mieli prezentować się zaproszeni artyści. Targi „C Jest Grane 24” nie dorobiły się bowiem prestiżu i roli okna wystawowego dla menedżerów muzycznych i organizatorów koncertów z Europy i świata. Pod tym względem w Polsce zdecydowanie lepiej radzi sobie wiosenny festiwal Enea Spring Break w Poznaniu, którego organizatorzy trzymają ręką na muzycznym pulsie przez trzy dni prezentując ponad 100 artystów. A ich występy oglądają przedstawiciele polskich i zagranicznych festiwali muzycznych oraz wytwórni płytowych. Dla porównania całe tegoroczne Targi „Co Jest Grane 24” uświetniły występy zaledwie 24 wykonawców.

Zwieńczeniem tegorocznych Targów był występ obiecującego amerykańskiego trębacza Keyona Harrolda, o którego grze w superlatywach wypowiadał się podobno sam Wynton Marsalis. Na warszawskiej scenie wystąpił on w towarzystwie saksofonisty Sylwestra Ostrowskiego, dla którego jest to kolejna po płycie z Deborah Brown muzyczna kooperacja z artystą zza Oceanu. I niewykluczone, że ona również zaowocuje wydaniem albumu. Miłośnicy bardziej awangardowych dźwięków w tym samym czasie mieli okazję posłuchać w Grizzly Gin Barze występów dwóch tegorocznych finalistów muzycznego Paszportu Polityki – laureata Wacława Zimpla, oraz nominowanego do tej nagrody Raphaela Rogińskiego, który zagrał w duecie z Natalią Przybysz pod szyldem Shy Albartoss.

A nam pozostaje czekać na kolejne Targi i mieć nadzieję, że organizatorzy uczynią w ich reformowaniu kolejny krok do przodu.