Direction In Music - Zbigniew Seifert - Coś więcej, niż tylko muzyka

Autor: 
Paulina Biegaj
Autor zdjęcia: 
mat.organizatora

Z okazji osiemnastki krakowskiego Harrisa zagrał w nim przedwczoraj utwory Zbigniewa Seiferta Mateusz Smoczyński. Towarzyszył mu legendarny, jak powiedział o nim Paweł Kaczmarczyk, Vitold Rek, wspomniany pianista oraz Krzysztof Dziedzic. Koncert wpisał się nie tylko w naszą pamięć, jako świetny, ale także w trzecią edycję „Directions in Music Nights”, z której przed nami jeszcze jedno spotkanie.

Tak już jest, że zawsze podążają za nami jakieś cienie. Logicznie rzecz biorąc, nie mają prawa istnieć, ale są. O tym, ile tych cieni trzeba oddalić od siebie, przezwyciężyć i pokonać, wiedzą wszyscy muzycy, ale skrzypkowie szczególnie. Do tego, żeby wygrała wiara w piękny skrzypcowy dźwięk i wygrany figuracyjny przebieg, potrzeba dużo siły. I nie piszę tego, dlatego, żeby podkreślać mankamenty skrzypcowej gry w związku z występem Mateusza Smoczyńskiego. Wręcz przeciwnie. Pokazał on w Harrisie nie tylko siłę skrzypka, który doszedł tak daleko i wysoko. Skrzypcowa gra Mateusza Smoczyńskiego sama w sobie jest silna. Jej siła tkwi w każdym prostym, osadzonym i pewnym pociągnięciu smyczka.

 

W sobotę zdwoiła ją siła muzyki Zbigniewa Seiferta, ikony skrzypków jazzowych. Zwłaszcza, że muzycy wybrali bardzo żywe i dynamiczne utwory. Nawet o „Love in the garden” powiedziałabym, że ten utwór ma moc. Usłyszeliśmy też m.in. „On the Farm” i „Passion”. Tu solo skrzypcowe podobało mi się najbardziej. Było olśniewające technicznie i wciągające.

Jeśli powiedziałam, że siła to kluczowe słowo dla urodzinowego wieczoru z Seifertem, nie mogę nie powiedzieć tego samego o grze Krzysztofa Dziedzica. Perkusista potwierdził to po raz kolejny nie tylko zdefatygowanymi talerzem i pałeczkami. Żywiołowość jazzowego pianina, jaką już zawsze będę kojarzyła tylko i wyłącznie z Pawłem Kaczmarczykiem, dała się tym razem słyszeć, dzięki repertuarowi, niezwykle wyraźnie. Tę żywiołowość równoważył, w nieoczywisty i niebanalny sposób, kontrabasista Vitold Rek.

Siłę do walki ze swoimi cieniami znajduje się wraz z sensem grania. Ten sens brzmi bardzo prosto, a równocześnie bardzo wymownie. Jak gra Mateusza Smoczyńskiego. Sens grania tkwi w graniu dla ludzi. Inny skrzypek, dla którego Zbigniew Seifert jest najważniejszym wzorem i inspiracją, a Mateusz Smoczyński tym najbardziej cenionym z żyjących muzyków, Sebastian Karpiel – Bułecka, ujął to kiedyś w wywiadzie dla mnie tak:  „Nikt nie gra dla siebie. Nie wierzę, że są muzycy, którzy tak robią. Po to tworzy się muzykę, żeby słuchali jej inni. Właśnie wtedy pojawia się pasja. Gramy dla ludzi. Inaczej byłaby tylko pustka".

To granie dla innych widać najlepiej chyba właśnie w „Harris Piano Jazz Bar”. I było widać pdczas koncertu. Nie ma tu dystansu między muzykami a publicznością, bo nie ma przestrzeni stwarzającej dystans. To pozwala na bliską i bezpośrednią wymianę emocji między muzykami i słuchającymi. Przed nimi jeszcze koncert 18 kwietnia. Zagrają Adam Bałdych, Paweł Kaczmarczyk, Michał Barański i Grzegorz Grzyb. Usłyszymy muzykę „Weather Report”.